Rozeznanie jest możliwe wówczas, gdy mamy różnorodność, pozwalającą wybierać. W przeciwnym wypadku ocieramy się już nie o jedność, ale o pokusę mylenia „jedności z jednorodnością”.
Gdy zaczynałem pisać komentarz trwało spotkanie Franciszka z chilijską młodzieżą. Z głośników dobiegał spokojny głos papieża. Nagle stało się coś, co przygotowany plan wywróciło do góry nogami. Na placu zemdlała młoda dziewczyna. Ojciec święty przerwał przemówienie i zebranych poprosił o modlitwę w jej intencji. Coś, co nie mieści się w głowie. Mieć przed sobą tysiące słuchaczy i dostrzec pośród nich jedną mdlejącą osobę.
Epizod ma ścisły związek z tym, co papież często, od wizyty na Lesbos i Lampedusie, powtarza. O ludziach, nie będących masą, numerem, problemem, ale mających swoją twarz, imię, niepowtarzalną historię. Ale i związek z komentarzami, jakie często można przeczytać pod informacjami o jego działalności. O taniej retoryce, graniu na emocjach, populistycznych hasłach, rozmijaniu się z rzeczywistością… Znamy je, niekiedy mając wrażenia, że pisane są przez ciągle te same osoby, próbujące powtarzaniem sprawić wrażenie bycia większością. Otóż drobny epizod sprzed narodowego sanktuarium w Maipú tym komentarzom przeczy. Siłą Franciszka jest dostrzeganie konkretnych osób.
Pisał o tym we wstępie do wydanej przed rokiem książki „Bóg szuka nas na marginesie” ojciec Antonio Spadaro. W jednej z rozmów Franciszek powiedział mu, że nie lubi głosić homilii podczas wielkich zgromadzeń, bo traci kontakt ze słuchaczem. Dlatego stara się wybrać wzrokiem przynajmniej jedną osobę, by choćby w ten sposób mówić do konkretnego człowieka. Wielką duchową sztuką jest widzieć całość, nie tracąc z oczu szczegółów. A może właśnie dzięki postrzeganiu szczegółów widzenie całości jest możliwe?
Wróćmy jednak po początku wizyty. Samolot był gdzieś u wybrzeży Afryki, gdy światowe media obiegła fotografia, jaką otrzymali lecący z papieżem dziennikarze. Dziecko z Nagasaki, niosące do krematorium martwego brata. Podobno na powiększeniu widać krew, płynącą z zagryzanych z bólu warg. Franciszek dopisał na nim dwa słowa: owoc wojny. Ostatnie słowo na różne sposoby pojawia się w tle wygłoszonych na chilijskiej ziemi przemówień. Najbardziej było wyczuwalne w drugim dniu wizyty, podczas Mszy świętej na lotnisku Maquehue. „W tym kontekście dziękczynienia za tę ziemię i jej mieszkańców, ale także cierpienia i bólu, sprawujemy Eucharystię. A czynimy to na lotnisku Maqueue, gdzie miały miejsce poważne pogwałcenia praw człowieka. Ofiarowujemy tę Mszę św. za tych wszystkich, którzy cierpieli i umarli oraz za tych, którzy każdego dnia dźwigają na swoich barkach ciężar wielu niesprawiedliwości. (... chwila milczenia) Ofiara Jezusa na krzyżu niesie wszelki grzech i ból naszych ludów, ból, który ma być odkupiony.”
Warta refleksji jest ewangelijna recepta, jaką papież proponuje doświadczonym przez wojny i przemoc narodom. Homilia w Maquehue i wygłoszone w pierwszym dniu pielgrzymki przemówienie do świata polityki mają wspólny mianownik. Jest nim pojednana różnorodność.
Słuchając – tu mała odskocznia – przypomniałem sobie jedną z opisujących życie na wschodnich kresach książek. Zdumiało mnie, gdy przeczytałem, że zwykli ludzie porozumiewali się co najmniej trzema językami. Bo taka była specyfika tamtych wielokulturowych i wielonarodowych terenów. Dopiero później ktoś wpadł na pomysł, że ma być jeden język, taka sama kultura, a jeśli ktoś tego nie akceptuje, jest wrogiem. Taki jest początek każdej dyktatury.
Zatem co ma na myśli Franciszek mówiąc o pojednanej różnorodności? Co słyszymy? „Potrzebujemy bogactwa, które każdy może zaoferować, i musimy odłożyć na bok logikę sądzenia, że istnieją kultury wyższe lub niższe. Piękny chamal (płaszcz) wymaga tkaczy, którzy znają sztukę harmonizowania różnych materiałów i kolorów; którzy potrafią poświęcić czas na każdą rzecz i na każdą fazę. Można ich naśladować w sposób przemysłowy, ale wszyscy rozpoznamy, że jest to ubiór wykonany syntetycznie. Sztuka jedności wymaga i żąda autentycznych rzemieślników, którzy potrafią zharmonizować różnice w „warsztatach” wiosek, ulic, placów i krajobrazów. Nie jest to dzieło sztuki wykonane zza biurka lub tylko na podstawie dokumentów, (...) jest to sztuka wysłuchania i rozeznawania.”
Szukający dziury w całym czytelnik prawdopodobnie skupi się na rozeznaniu, łącząc słowo z dyskusją wokół „Amoris laetitiae”. Nie warto iść tą drogą. Mimowolnie otwieramy furtkę kolejnej jałowej dyskusji, tracą z oczu to, co najpiękniejsze: różnorodność materiałów i kolorów, służących do utkania płaszcza. Rozeznanie jest możliwe wówczas, gdy mamy różnorodność, pozwalającą wybierać. W przeciwnym wypadku ocieramy się już nie o jedność, ale o pokusę mylenia „jedności z jednorodnością”.
W tym kontekście kresowa odskocznia nie jest przypadkiem. Pokusa budowania getta jednorodnych i okazywania wyższości nad nienależącymi doń niszczyła i ciągle niszczy wiele wspólnot. Od małżeńskich i rodzinnych zaczynając, na narodach kończąc. Końcowym zaś efektem zawsze jest dziecko z przekazanej dziennikarzom fotografii. Jeśli chcemy spoglądać w naszą przyszłość z nadzieją, skazani jesteśmy na mozolne uczenie się trudnej sztuki harmonizowania różnych materiałów i kolorów w warsztatach naszych „wiosek, ulic, placów i krajobrazów”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Każe płacić nieszczęśliwym ubogim, którzy nie mają niczego, rachunek za brak równowagi”.
Czy za drugim razem będzie lepiej?- zastanawia się korespondent niemieckiej agencji katolickiej KNA.
Papież Franciszek po raz kolejny podkreślił znaczenie jedności chrześcijan.
Papież przyjmujął na audiencji kierownictwo Fundacji Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej.
Nie szukamy pierwszych czy najwygodniejszych miejsc, bo są to ślepe zaułki.