Wywiad z jedynym żonatym księdzem obrządku łacińskiego
Czy sytuacja jaka nastała po „aksamitnej rewolucji” stała się dla księdza w pewnym sensie rozczarowaniem?
Oczywiście obalenie reżimu komunistycznego wiązało się dla nas z wielkim entuzjazmem. Zrodziły się oczekiwania. Jeśli można mówić o rozczarowaniach – to fakt, że Rzym interesował się jedynie stroną prawną – dopuszczalność i ważność tych święceń. Nie stawiano pytań o kwestię eklezjologiczną. Potrzeba zmusiła nas do przemyślenia na nowo jak żyć autentycznie jako chrześcijanie. My nie zdawaliśmy sobie sprawy, że należymy do Kościoła, którym kierował bp Felix Davídek. Dotarło to do nas dopiero po listopadzie 1989 r. Konspiracja była bardzo głęboka. W gronie naszych profesorów było szereg wybitnych osób: ks. prof. Josef Zverina, obecny kard. Miloslav Vlk, Nowy Testament wykładał nam późniejszy biskup budziejowicki, Antoni Liška, bp Dominik Duka. Oni nie zdawali sobie sprawy do jakiego grona przemawiają, bo dużo było takich grup studyjnych. W tym okresie ten, kto stawiał pytania był podejrzewany o współpracę z SB więc nie zadawali zbędnych pytań. Byliśmy przekonani, że w naszym przypadku działają nadzwyczajne uprawnienia Stolicy Apostolskiej i udzielane nam święcenia są możliwe i ważne. W tamtych warunkach nie istniał problem inkardynacji.
Jak ksiądz ocenia rozwiązanie problemów związanych z działalnością „Kościoła ukrytego”?
Ks. Jan Kofroň: Rozwiązanie tych problemów nie było wolne od pewnych napięć i bólów. Muszę powiedzieć, że nie miałem wątpliwości co do swych święceń w 1988 r. Codziennie rano odprawiałem przed pracą nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Pomogło mi to sformułować podanie do Stolicy Apostolskiej, w którym zaznaczyłem, że nie mam wątpliwości co do ważności święceń, ale gotów jestem przyjąć święcenia „sub conditione”, by publicznie pełnić posługę kapłańską. Zdaję sobie sprawę jak bardzo jest ona bowiem potrzebna. Zaznaczyłem, że pragnę służyć umierającym w hospicjum. W końcu uroczystość święceń przed rokiem była bardzo piękna i nie mam dziś żadnych problemów w swym sumieniu, choć niektórzy z moich dawnych współbraci uważają to wręcz za świętokradztwo. Cieszę się z mojej posługi. Wszędzie jestem przyjmowany bez jakichkolwiek problemów, co w naszym zsekualryzowanym społeczeństwie nie jest takie oczywiste.
Rozmawiali: Krzysztof Tomasik i Stanisław Tasiemski OP.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»