Czechy: „Kościół ukryty"

Wywiad z jedynym żonatym księdzem obrządku łacińskiego

Jaka była Księdza droga do kapłaństwa?

Marzyłem o kapłaństwie od 13 roku życia, chociaż nie było to wówczas marzenie całkiem dojrzałe. Gdy miałem 24-25 lat, zanim się jeszcze zakochałem doszedłem do wniosku, że moją drogą jest małżeństwo. Później miałem kontakt z salezjaninem, któremu ok. roku 1972 odebrano tzw. pozwolenie państwowe. Pracował jako zmywacz witryn sklepowych i działał w warunkach konspiracyjnych. Po jakimś czasie zaprosił mnie do małej grupy młodych par. Był to człowiek, który łatwo nawiązywał kontakty. Powiedział mi, że istnieje droga do kapłaństwa dla mężczyzn żonatych. Około roku 1977 zapytano mnie, czy byłbym otwarty na taką drogę. W maju 1980 przyjąłem święcenia diakonatu, zaś kapłańskie w roku 1988.

Jak było możliwe łączenie obowiązków wynikających z przyjętych święceń z tymi, które wynikały z życia rodzinnego?

Obrana przez mnie droga obejmowała całą rodzinę. Moja małżonka razem z małżonkami innych współbraci przechodziła podobną formację i podejmowała te same studia, co przyszli diakoni czy kapłani. Nie było to łatwe, gdyż z biegiem lat narodziło się nam czworo dzieci. Trzeba pamiętać, że pracowałem wówczas jako sprzątacz, żeby wyżywić rodzinę. Musiałem więc wstawać wcześnie rano, żeby posprzątać biura, a wieczorem odbywałem studia.

Nasz styl życia miał charakter wspólnotowy. Dzieliliśmy nasze troski. Była to wspólnota modlitwy i liturgii. Pamiętajmy, że w tamtym czasie było w Pradze może ze trzech wartościowych księży. W tej sytuacji uświadomiliśmy sobie, że niesiemy odpowiedzialność za Kościół i wychowanie swoich dzieci. Próbowaliśmy odpowiedzieć na wyzwania czasów w których żyliśmy. Chcieliśmy, by wszyscy w pełni uczestniczyli w liturgii sprawowanej w mieszkaniu prywatnym, by brali udział w przygotowaniu homilii, którą wygłaszał rzecz jasna diakon lub kapłan. Przygotowywaliśmy śpiewy itd. a także agapę. Jeśli idzie o życie sakramentalne – zawsze mieliśmy nabożeństwa pokutne przygotowujące do Sakramentu Pojednania. Obejmowały one odpowiednie czytania z Pisma św., ale także wyznanie win. Dopiero później w spowiedzi indywidualnej następowało wyznanie grzechów i rozgrzeszenie. Trwało to bardzo długo – 3-4 godzin. Był też czas na milczenie. Bez wątpienia nie chodziło o atmosferę dyskusji czy debaty, a raczej zapewnienie: będą się za ciebie modlił.

Mimo to narażaliście się na duże niebezpieczeństwo....

W latach siedemdziesiątych terror nie był już tak silny jak w latach pięćdziesiątych. Przełomem była „Praska wiosna” 1968 r. Przez kilka miesięcy prasa codziennie informowała o zbrodniach komunizmu. Były wywiady z ofiarami i katami. Już o 8 rano nie można było wówczas zdobyć gazet. W ciągu kilku miesięcy komunizm uległ dyskredytacji. Ci którzy po tym okresie pozostali w partii, to byli karierowicze albo też ludzie pozbawieni inteligencji. Po roku 1968 system nie był już tak straszny, chociaż za sprawowanie Mszy św. w mieszkaniu, bez pozwolenia władz groziła kara 2 lat więzienia. Natomiast tajnie święconym biskupom groziło większe niebezpieczeństwo. Jeden z nich siedział 6 lat, fałszywie oskarżony o przestępstwa gospodarcze. Natomiast naszej praskiej grupy zasadniczo nie dotknęły jakieś poważniejsze represje. Jednego z kolegów w roku 1985 oskarżono o nielegalne powielanie tekstów teologicznych. Wiadomość dotarła za granicę, doszło do skandalu i w końcu zrezygnowano z procesu. Trzeba powiedzieć, że pewien strach był. Miałem świadomość, że jestem obserwowany.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama