Oto świadectwo Karola Bieleckiego, znakomitego szczypiornisty Vive Targów Kielce i reprezentacji Polski, wygłoszone podczas XI Świętokrzyskich Dni Profilaktyki.
Miłośnicy piłki ręcznej zachwycali się grą ponaddwumetrowego kolosa obdarzonego atomowym rzutem z dystansu. Miał na swym koncie srebrny i brązowy medal mistrzostw świata, był bohaterem rekordowego transferu do bundesligi. Cios przyszedł 11 czerwca 2010 r. Podczas towarzyskiego meczu reprezentacji Polski i Chorwacją „Kola” stracił oko.
- Ta jedna chwila pokazała mi, że w życiu nie ma nic pewnego, bo w jednej sekundzie wszystkie moje marzenia, plany zostały przekreślone. Miałem 28 lat, byłem w szczytowej formie, miałem podpisany nowy kontrakt na grę w topowym klubie. I nagle wszystko się zawaliło. Kiedy okulista otworzył mi oko i powiedział, że nie ma już nic, że wszystko wypłynęło, zemdlałem - przyznał Bielecki.
Kilka tygodni przed feralnym meczem był w kościele, bo jak podkreślił, wiara w Boga jest dla niego bardzo ważna. - Dziękowałem Mu, że z jego pomocą jestem silny i prosiłem go o siłę w dalszym życiu - wyznał sportowiec.
Dodał, że także po ostatecznej diagnozie poprosił Boga o siłę. - Wiedziałem, że mam dwie drogi. Mogę walczyć i wrócić, albo zdecydować, że 11 czerwca 2010 roku skończyła się moja przygoda z piłką ręczną, z życiem. Ale pomyślałem, że to byłoby za łatwo, że za dużo pracy mnie to wszystko kosztowało, żeby teraz zrezygnować, nie walczyć.
Bielecki wrócił do sportu, do reprezentacji Polski. Już miesiąc po usunięciu oka po raz pierwszy od wypadku zagrał w meczu swojego niemieckiego klubu Rhein-Neckar Lowen i zdobył pierwszą bramkę.
Wiele razy zastanawiał się, dlaczego Bóg tak go doświadczył: - Może chciał mi pokazać, że żyłem źle, że miałem za mało czasu dla innych. Bóg nie zsyła na nas ciężaru, którego nie moglibyśmy unieść. Do każdej sprawy trzeba podejść ze spokojem, przyjąć, że w każdym upadku jest pozytywna strona –-stwierdził Bielecki.
Jak teraz wygląda jego życie?
- Może nie mam jednego oka, ale teraz mam więcej czasu dla mojej rodziny, przyjaciół, nie tracę zdrowia na zgrupowaniach, które są bardzo obciążające dla organizmu. Dbam o drugie oko. Wiem, że stało się coś złego, trzeba siły, woli, trzeba szukać pozytywnych stron. Wprawdzie okulary ograniczają mi nieco pole widzenia, ale robię to, co kocham, mogę wyjść na boisko, spotkać się z kibicami, przyjaciółmi. Nie przegrałem. Czuję się zwycięzcą i cieszę się, że tu jestem.
Co jest dla niego najważniejsze?
- Postępować zgodnie ze swoim sumieniem. I zachować spokój w każdej sytuacji. Nawet, jeśli na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się beznadziejna, trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Bo zawsze po nocy przychodzi dzień.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.