Wielkie zdumienie i wspaniała radość. Widziałem Kościół, w który wierzę: jeden, święty, powszechny i apostolski.
Co robił Ksiądz Kardynał przed 50 laty, kiedy rozpoczynał się Sobór Watykański II?
Kard. Poupard: Przed półwieczem byłem młodym księdzem, który przybył ze swej diecezji Angers do Rzymu, do pracy w sekcji francuskiej Sekretariatu Stanu, pod kierunkiem substytuta, którym był wówczas abp Angelo Dell'Acqua, i sekretarza stanu kard. Domica Tardiniego, na służbie Dobrego Papieża Jana, jak go wówczas nazywano.
- 11 października 1962 r. rozpoczął się Sobór wielką procesją na Placu św. Piotra. Jak Ksiądz Kardynał wspomina tę chwilę?
Kard. Poupard: Mam pamięć wzrokową. Więc wciąż mam to przed oczyma i pamiętam, co wtedy odczuwałem. Wielkie zdumienie i wspaniałą radość. Widziałem bowiem Kościół, w który wierzę: jeden, święty, powszechny i apostolski. Zwłaszcza jego powszechność była czymś oczywistym i namacalnym. Było to preludium do wielu, wielu spotkań w czasie soboru. Przede wszystkim z biskupami francuskimi, ale nie tylko. Spotykaliśmy się w Centrum Kultury św. Ludwika, przy francuskiej ambasadzie. Przychodziło tam wielu biskupów, również z Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza z Brazylii, ale też z Bliskiego Wschodu. Przychodziliśmy na prelekcje o. Congara, o. De Lubaca, o. Danielou...., wszystkich tych wielkich mistrzów, którzy stali się przyjaciółmi.
- Szykowało się wielkie aggiornamento, wiał nowy wiatr. Czego jako młody kapłan w Rzymie spodziewał się Ksiądz Kardynał po tym Soborze?
Kard. Poupard: Dla mnie było to coś wspaniałego. Właśnie skończyłem studia na wydziale teologicznym uniwersytetu w Angers, gdzie mój profesor teologii nie był wielkim entuzjastą Soboru, bo skoro poprzedni sobór watykański orzekł nieomylność Papieża, sobory nie były już potrzebne. Tak poznałem, że teolodzy nie są nieomylni. Ale sobór, jak już powiedziałem, był dla mnie czasem zachwytu. Choć oczywiście ludzie, którzy tworzyli sobór, ojcowie soborowi byli tylko ludźmi. Nie brakowało więc sporów i napięć. Kiedy po pierwszej sesji umarł Jan XXIII, pojawiło się pytanie, dziś błahe, ale wówczas stawiano je całkiem poważnie, czy obrady soboru będą kontynuowane? Tym przede wszystkim zajmowano się na konklawe. Wybrano jednak Pawła VI, który już w pierwszym przemówieniu ogłosił, że jego podstawowym zadaniem jest kontynuowanie Soboru. W tym czasie bardzo często spotykałem się z filozofem, który nazywał się Jean Guitton. Byłem w pewnym sensie pośrednikiem między nim i Pawłem VI. I użył on bardzo nośnego w owej epoce obrazu. Było to w czasie, kiedy rozpoczęła się produkcja pierwszego francuskiego odrzutowca pasażerskiego Caravelle. Do tego samolotu Guitton porównał Sobór. Powiedział, że stary Papież Jan XXIII śmiało puścił go w niebiosa, teraz potrzeba doświadczonego pilota, który zdoła sprowadzić go na ziemię.
- Czy pamięta Ksiądz Kardynał jakieś ważne chwile tego soboru, które wywarły na Księdzu największe wrażenie?
Kard. Poupard: Na mnie największe wrażenie zrobiło moje spięcie z kard. Légerem, arcybiskupem Montrealu, który dopadł mnie w Sekretariacie Stanu z petycją nie pamiętam już ilu kardynałów, arcybiskupów i biskupów w sprawie wolności religijnej. „Beatissime Pater, Czcigodny Ojcze Święty, usilnie prosimy o promulgowanie dekretu o wolności religijnej...”. Nie chcę tu opowiadać całego sporu. Ale chodziło tu o to, by dekret ten zawierał prawdę ewangeliczną, czyli fakt, że w związku z tym, że wiara jest aktem osobistym, nikt nie może zostać zmuszony do wiary, ale też nikomu nie wolno wiary zabronić. Pamiętajmy, że było to za czasów sowieckiego imperium. Ta petycja odnosiła się do pierwszego projektu deklaracji o wolności religijnej, który został przygotowany przez amerykańskiego jezuitę Johna Courtney’a Murray’a. Projekt ten był zbyt socjologiczny. Trzeba było oprzeć tę deklarację bardziej na przesłankach teologicznych, a przede wszystkim uspokoić tę część ojców soborowych, którzy obawiali się, że deklaracja ta będzie zgodą na wolność w sensie liberalnym, czyli na wolność wierzenia w byle co. Paweł VI wykazał się wielką mądrością i zawiesił dyskusję na ten temat. Odłożył ją na kolejną sesję, aby poważnie się nad tym zastanowić. Dzięki temu udało się wypracować deklarację w jej aktualnym kształcie. Kard. Karol Wojtyła, ówczesny arcybiskup Krakowa, uznał ją wówczas za najważniejszy dokument Soboru. Trzeba jednak przyznać, że modyfikacje wprowadzone do tego dokumentu nie wszystkich zadowoliły. I jest to główny punkt sporny, zwłaszcza dla zwolenników abp. Lefebvre’a, którzy błędnie, jak sądzę, uważają tę deklarację za otwarcie na liberalizm. Błędnie, bo deklaracja ta przecież przypomina, że każdy ma obowiązek poszukiwania prawdy, a znalazłszy ją podążania za nią.
- A który dokument Soboru miał, zdaniem Księdza Kardynała, największe znaczenie?
Kard. Poupard: Trudno powiedzieć. Jednakże już 20 lat po Soborze Jan Paweł II zdał sobie sprawę, że jego recepcja napotyka na poważne problemy i dlatego zwołał w tej sprawie nadzwyczajne zgromadzenie Synodu Biskupów, w którym uczestniczyłem. I na tym Synodzie określono cztery filary Soboru: Dei Verbum – czyli Objawienie, Lumen gentium – czyli Kościół i eklezjologia, Gaudium et spes – czyli Kościół w świecie współczesnym, Konstytucja duszpasterska, i w końcu Sacrosanctum Concilium, czyli liturgia. A zatem to są te cztery niepodważalne filary soboru.
- Czy dziś, po 50 latach, Sobór nie uległ już jednak przedawnieniu? Czy w przekonaniu Księdza Kardynała dokumenty soborowe mogą jeszcze dać odpowiedź na problemy współczesnego świata?
Kard. Poupard: Chcę to powiedzieć bardzo jasno: nie tylko mogą, ale mają dać odpowiedź. Taki był cel Soboru. Moją książkę o Soborze kończę tym wspaniałym cytatem z Jana Pawła II, który stwierdził, że na progu nowego tysiąclecia Sobór jest naszym kompasem. Pod warunkiem jednak, i tu już cytuję Benedykta XVI, że właściwie go odczytamy. Czyli zgodnie z tym, co powiedział Benedykt XVI podczas pierwszego spotkania świątecznego z kardynałami.
- A gdyby miał Ksiądz Kardynał podsumować Sobór jednym zdaniem?
Kard. Poupard: Sobór Watykański jednym zdaniem: to Dobra Nowina Ewangelii dla współczesnych ludzi.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.