Czy może ktoś podać definicję "Nowej Ewangelizacji"?
Bo wszędzie o tym słychać, a nikt nie umie do końca tego zdefiniować. Idealnym przykładem jest ostatni wywiad z Kiko Arguello, który na pytanie o definicję Nowej Ewangelizacji zaczął mówić o czymś zupełnie innym.
Swoim poprzednim komentarzem chciałęm zwrócić uwagę, że używa się określenia, którego nikt do końca nie rozumie.
Poza tym skoro jest Nowa Ewangelizacja, to była też stara i ta stara była zła.
Osobiście, słysząc pojęcie "nowa ewangelizacja" doznaję ataku śmiechu i rozpaczy. Kojarzy mi się to z mniej lub bardziej pokaźną grupą młodzieży, robiącą całkowity rozgardiasz w kościele, tworzący zupełnie nowe formy modlitwy, ocierające się nieraz o grę emocji a nie budowanie autentycznej, trwałej więzi z Bogiem, uczestniczący we Mszy św.,w której łamie się podstawowe przepisy Soboru Watykańskiego II, w imię tzw. "racji duszpasterskich".
Dziwne, że "stara ewangelizacja", kiedy niepotrzebny był "fajny, młodzieżowy ksiądz", ale autorytet duszpasterski, potrafiący uderzyć pięścią w stół, kiedy w kościele śpiewano chorał gregoriański, słuchano organów a w czasie uroczystych mszy także chóru, kiedy nie trzeba było "pomagać" wiernym w rozumieniu liturgii przez rozmaite i samowolne zmiany w tekstach, które nie powinny być modyfikowane, przynosiła więcej efektów, niż ta nowa.
Często mam też wrażenie, obcując z księżmi "nowoewangelizatorami", że oni mają pewien wyznaczony tor myślenia i nie dopuszczają odmiennego zdania. Sam uczestniczyłem swego czasu w ruchu młodzieżowym, ale kiedy raz czy drugi odważyłem się podjąć dyskusję (nie negację, ale dyskusję!), zostałem tylko upomniany, że nie tędy droga i nie czuję Ducha. Dlatego też pojmuję nurt "Nowej Ewangelizacji" jako coś, co chce mi się narzucić - jeśli nie jestem z nimi, to jestem przeciwko.
Ilu znam za to księży w wieku średnim i starszym, którzy posiadają swoje, często bardzo radykalne poglądy, ale nie boją się dyskusji i to właśnie drogą dyskusji chcą przekonać. PRZEKONAĆ, a nie narzucić.
Czy na pewno "Nowa Ewangelizacja", nie do końca zdefiniowana, jest tą przyszłością?
Bo wszędzie o tym słychać, a nikt nie umie do końca tego zdefiniować. Idealnym przykładem jest ostatni wywiad z Kiko Arguello, który na pytanie o definicję Nowej Ewangelizacji zaczął mówić o czymś zupełnie innym.
Poza tym skoro jest Nowa Ewangelizacja, to była też stara i ta stara była zła.
Osobiście, słysząc pojęcie "nowa ewangelizacja" doznaję ataku śmiechu i rozpaczy. Kojarzy mi się to z mniej lub bardziej pokaźną grupą młodzieży, robiącą całkowity rozgardiasz w kościele, tworzący zupełnie nowe formy modlitwy, ocierające się nieraz o grę emocji a nie budowanie autentycznej, trwałej więzi z Bogiem, uczestniczący we Mszy św.,w której łamie się podstawowe przepisy Soboru Watykańskiego II, w imię tzw. "racji duszpasterskich".
Dziwne, że "stara ewangelizacja", kiedy niepotrzebny był "fajny, młodzieżowy ksiądz", ale autorytet duszpasterski, potrafiący uderzyć pięścią w stół, kiedy w kościele śpiewano chorał gregoriański, słuchano organów a w czasie uroczystych mszy także chóru, kiedy nie trzeba było "pomagać" wiernym w rozumieniu liturgii przez rozmaite i samowolne zmiany w tekstach, które nie powinny być modyfikowane, przynosiła więcej efektów, niż ta nowa.
Często mam też wrażenie, obcując z księżmi "nowoewangelizatorami", że oni mają pewien wyznaczony tor myślenia i nie dopuszczają odmiennego zdania. Sam uczestniczyłem swego czasu w ruchu młodzieżowym, ale kiedy raz czy drugi odważyłem się podjąć dyskusję (nie negację, ale dyskusję!), zostałem tylko upomniany, że nie tędy droga i nie czuję Ducha. Dlatego też pojmuję nurt "Nowej Ewangelizacji" jako coś, co chce mi się narzucić - jeśli nie jestem z nimi, to jestem przeciwko.
Ilu znam za to księży w wieku średnim i starszym, którzy posiadają swoje, często bardzo radykalne poglądy, ale nie boją się dyskusji i to właśnie drogą dyskusji chcą przekonać. PRZEKONAĆ, a nie narzucić.
Czy na pewno "Nowa Ewangelizacja", nie do końca zdefiniowana, jest tą przyszłością?