Republika Malty to dziś najbardziej katolicki kraj Europy. Silna jest tu parafia i rodzina. Państwowe prawo zabrania aborcji i rozwodu. Wizytówką maltańskiej religijności są parafialne odpusty – kolorowa mieszanka tradycji, południowego temperamentu i autentycznej pobożności.
Lot z Frankfurtu na Maltę trwa dwie i pół godziny. Lecimy nad Alpami, Toskanią, Sycylią. Wreszcie w dole pojawiają się trzy żółte punkty, oblane błękitem Morza Śródziemnego: okrągłe Gozo, podłużna Malta, między nimi malutka wysepka Comino. Jak zapewniają turystyczne foldery, lądujemy w samym sercu śródziemnomorskiej cywilizacji.
Malta świętuje
Na lotnisku czeka na nas Salvinu Falzon, szczupły, niski szpakowaty emerytowany nauczyciel, który stał się naszym wytrwałym i życzliwym przewodnikiem. Pora sjesty, z nieba leje się żar. Wsiadamy do leciwej toyoty Scarlet. Ruch lewostronny to jedna z pozostałości po rządzących tutaj Anglikach. Wóz trzęsie niemiłosiernie na drogach pełnych dziur i wybojów, w zakręty wchodzimy z piskiem opon, na ronda wjeżdżamy na pełnym gazie.
Mijamy jasne miasteczka, nad którymi górują potężne barokowe kościoły. Docieramy do nadmorskiej Marsaskali, zajmujemy pokój na poddaszu w centrum miasteczka przy ulicy św. Anny. Z okien widok na zatokę pełną kołyszących się na wodzie kolorowych łodzi o pobożnych nazwach: Zbawiciel, Serce Jezusa, Chrystus Król, Łaska, św. Agata, Maryja Łaskawa itd. Na ulicach powiewają kolorowe dekoracje, a pobliski kościół rozświetla się wieczorem setkami żarówek. – To na wasze powitanie – żartuje Salvino. Miasteczko żyje przygotowaniami do festy, czyli odpustu ku czci św. Anny.
Większość z 85 maltańskich parafii urządza odpusty latem. W niedzielę 29 lipca oprócz Marsaskali odpust świętuje jeszcze sześć innych parafii. Koncentrujemy się na Valetcie, wiadomo stolica, miasto-twierdza zbudowane na półwyspie przez rycerzy-zakonników, opasane potężnymi murami. Odpust obchodzi kościół dominikanów. Nietrudno rozpoznać, które ulice należą do tej parafii. Co kilka metrów powiewają nad nimi ozdobne tkaniny, jakby kolorowe łuki triumfalne, na drewnianych cokołach imitujących marmur stoją figury przeróżnych świętych. Przed Barem św. Dominika na wprost wejścia do świątyni zagaduję szczupłego mężczyznę koło sześćdziesiątki. Chętnie tłumaczy mi, kim są poszczególni święci stojący na cokołach. Każdy z nich ma jakiś związek ze świętym Dominikiem. Tarcisio Camilleri od dziecka należał do grupy dekorującej ulice i kościoły. – Robię to dziś, dodaje z dumą.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.