Niewygłoszone, ale przekazane kard. Jaime Ortedze y Alamino, z prośbą o przekazanie jego treści młodzieży wystąpienie papieża Franciszka, 20 września 2015.
Drodzy przyjaciele,
Odczuwam wielką radość, mogąc być z wami właśnie tutaj, w tym Ośrodku Kulturalnym, tak bardzo znaczącym dla dziejów Kuby. Dziękuję Bogu za to, że umożliwił mi odbycie tego spotkania z tyloma młodymi, którzy swoją pracą, nauką i przygotowaniem marzą a także urzeczywistniają już przyszłość Kuby.
Dziękuję Leonardowi za jego słowa pozdrowienia, a zwłaszcza za to, że mogąc mówić o wielu innych sprawach, z pewnością ważnych i konkretnych, na przykład o trudnościach, lękach, wątpliwościach – tak bardzo rzeczywistych i ludzkich – mówił nam o nadziei, o tych marzeniach i oczekiwaniach, które są głęboko zakorzenione w sercach młodych Kubańczyków, niezależnie od istniejących różnic formacji, kultury, wyzwanej wiary czy idei. Dziękuję, Leonardo, ponieważ mnie także, pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy i do serca gdy spoglądam na was jest słowo „nadzieja”. Nie mogę wyobrazić sobie młodego człowieka, który się nie rusza, który jest sparaliżowany, który nie ma marzeń ani ideałów, który nie dąży do czegoś więcej.
Ale – jaka jest nadzieja młodego Kubańczyka na obecnym etapie dziejów? Ni mniej ni więcej jest taka sama jak każdego innego młodego w każdej części świata. Albowiem nadzieja mówi nam o rzeczywistości zakorzenionej w głębi istoty ludzkiej, niezależnie od konkretnych okoliczności i uwarunkowań historycznych, w jakich żyje. Mówi nam o pragnieniu, o dążeniu, o pożądaniu pełni, spełnionego życia, o chęci dotknięcia czegoś wielkiego, czegoś, co wypełnia serce i wznosi ducha ku wielkim rzeczom, jak prawda, dobro i piękno, sprawiedliwość i miłość. Niewątpliwie pociąga to za sobą pewne ryzyko. Wymaga gotowości do nieulegania pokusie pójścia za tym, co przemijające i nietrwałe, fałszywym obietnicom próżnej szczęśliwości, natychmiastowej i egoistycznej przyjemności, życia miałkiego, skupionego na samym sobie, a które pozostawia po sobie jedynie smutek i gorycz w sercu. Nie, nadzieja jest odważna, potrafi spoglądać dalej, poza osobistą wygodę, poza małe pewności i zadowolenia, które zawężają widnokrąg, aby otwierać się na wielkie ideały, czyniące życie piękniejszym i godniejszym. Zapytam każdego z was: co nadaje bieg twemu życiu? Co jest w twoim sercu, gdzie są twoje dążenia? Czy zawsze jesteś gotów podjąć ryzyko w imię czegoś większego?
Ktoś może mi powiedzieć: „No tak, ojcze, ideały te są bardzo atrakcyjne. Czuję ich przyciąganie, ich piękno, blask ich światła w swej duszy. Ale jednocześnie rzeczywistość mojej słabości i moich niewielkich sił jest zbyt silna, abym się zdecydował kroczyć drogą nadziei. Cel jest bardzo wzniosły a moje siły bardzo wątłe. Lepiej zadowolić się tym co niewiele, rzeczami może mniejszymi, ale bardziej realnymi, bardziej w zasięgu moich możliwości”. Rozumiem taką reakcję, to normalne czuć ciężar tego, co wzniosłe i trudne, a jednak trzeba uważać, aby nie ulec pokusie rozczarowania, paraliżującego umysł i wolę ani nie pozwolić, aby ogarnęła nas rezygnacja, będąca radykalnym pesymizmem w obliczu pełnej możliwości osiągnięcia tego, o czym marzymy. Tego rodzaju działania kończą się albo ucieczką od rzeczywistości w sztuczne raje, albo zamykaniem się w osobistym egoizmie, w swego rodzaju cynizmie, który nie chce słuchać wołania sprawiedliwości, prawdy i człowieczeństwa, jaki rozlega się w naszym otoczeniu i w naszym wnętrzu.
A zatem co robić? Jak znaleźć drogi nadziei w sytuacji, w jakiej żyjemy? Jak postępować, aby te marzenia o pełni, o prawdziwym życiu, o sprawiedliwości i prawdzie stały się rzeczywistością w naszym życiu osobistym, w naszym kraju i na świecie? Sądzę, że są trzy idee, które mogą być użyteczne, aby podtrzymać żywą nadzieję.
Nadzieja – droga na którą składa się pamięć i rozeznanie. Nadzieja jest cnotą tego, kto jest w drodze i kieruje się w jakąś stronę. A zatem nie chodzi o zwykłe wędrowanie dla samej przyjemności wędrowania, ale ma swój cel, swój kres i to jest to, co nadaje sens i rozświetla drogę. Jednocześnie nadzieja karmi się pamięcią, ogarnia swym spojrzeniem nie tylko przyszłość, ale również przeszłość i teraźniejszość. Aby wędrować przez życie, oprócz wiedzy o tym, dokąd chcemy iść, ważna jest także wiedza o tym, kim jesteśmy i skąd przychodzimy. Osobie lub narodowi, który nie ma pamięci i zaciera swą przeszłość grozi utrata swej tożsamości i zniszczenie swej przyszłości. Dlatego potrzebna jest pamięć o tym, kim jesteśmy i co tworzy nasze dziedzictwo duchowe i moralne. Sądzę, że takie jest doświadczenie i nauczanie tego wielkiego Kubańczyka, jakim był ks. Félix Varela. I potrzeba także rozeznania, gdyż zasadnicze znaczenie ma otwarcie się na rzeczywistość i umiejętność odczytywania jej bez obaw i uprzedzeń. Nie nadają się do tego lektury stronnicze czy ideologiczne, które zniekształcają rzeczywistość, aby mieściła się w naszych małych schematach pełnych uprzedzeń, wywołując zawsze rozczarowanie i poczucie beznadziejności. Rozeznanie i pamięć, gdyż rozeznanie nie jest ślepe, ale dokonuje się na gruncie mocnych kryteriów etycznych, moralnych, które pomagają rozpoznać to, co jest dobre i słuszne.
Nadzieja – droga towarzysząca. Pewne afrykańskie przysłowie mówi: „Jeśli chcesz iść szybko, idź sam, jeśli chcesz iść daleko, idź w towarzystwie”. Izolowanie się lub zamykanie w samym sobie nigdy nie rodzą nadziei, a dla odmiany bliskość i spotkanie z innym – owszem. Sami nie dojdziemy nigdzie. Również przez wykluczenie nie buduje się przyszłości dla nikogo, nawet dla samego siebie. Droga nadziei wymaga kultury spotkania, dialogu, który przezwycięża przeciwieństwa i jałową konfrontację. Dlatego podstawowe znaczenie ma uznanie różnic w sposobie myślenia nie jako zagrożenia, ale jako bogactwa i czynnika rozwoju. Świat potrzebuje kultury spotkania, potrzebuje młodych, którzy chcieliby się poznawać, kochać się, którzy chcieliby wędrować razem i budować kraj, o jakim marzył José Martí: „Ze wszystkim i dla dobra wszystkich”.
Nadzieja – droga solidarna. Kultura spotkania winna prowadzić oczywiście do kultury solidarności. Bardzo cenię to, co powiedział Leonardo na początku, gdy mówił o solidarności jako sile, pomagającej pokonywać wszystkie trudności. Rzeczywiście, jeśli nie ma solidarności, nie ma przyszłości dla żadnego kraju. Ponad wszelkimi rozważaniami czy zainteresowaniami musi być konkretna i rzeczywista troska o istotę ludzką, która może być moim przyjacielem, moim towarzyszem a także kimś, kto myśli odmiennie, kto ma swoje idee, ale która jest taką samą istotą ludzką i takim samym Kubańczykiem jak ja. Nie wystarczy zwykła tolerancja, należy iść dalej i przechodzić od postawy podejrzliwej i obronnej do postawy przyjęcia, współpracy, konkretnej służby i skutecznej pomocy. Nie lękajcie się solidarności, służby, wyciągania ręki do drugiej osoby, aby nikt nie znalazł się poza drogą.
Tę drogę życia rozświetla wyższa nadzieja: ta, która pochodzi z wiary w Chrystusa. On stał się naszym towarzyszem podróży i nie tylko dodaje nam otuchy, ale towarzyszy nam, jest obok nas i wyciąga do nas rękę przyjaciela. On – Syn Boży – zechciał stać się jednym z nas, aby przemierzać również naszą drogę. Wiara w Jego obecność, Jego miłość i Jego przyjaźń zapalają i rozświetlają wszystkie nasze nadzieje i marzenia. Z Nim uczymy się rozeznawać rzeczywistość, przeżywać spotkanie, służyć innym i kroczyć w solidarności.
Drodzy młodzi Kubańczycy, jeśli sam Bóg wszedł w naszą historię i stał się człowiekiem w Jezusie, jeśli wziął na swe barki naszą słabość i grzech, nie lękajcie się nadziei, nie lękajcie się przyszłości, ponieważ Bóg stoi z wami, wierzy w was, pokłada w was nadzieje.
Drodzy przyjaciele, dziękuję za to spotkanie. Niech nadzieja w Chrystusie, waszym przyjacielu, prowadzi was zawsze w waszym życiu. I proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie. Niech Pan wam błogosławi.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.