Do Australii po ślub

Do Australii po ślub

Melbourne, dzielnica South Morang (30 km) od centrum) 11 lipca 2008 r. 18.00 czasu polskiego, 12 lipca 2008 r., godz. 2.00 czasu australijskiego.

publikacja 14.07.2008 09:52

**Ula Rogólska, nasz specjalny korespondent na XXIII ŚDM** Po nieco ponad dobie lotu z Krakowa, przez Paryż, Hongkong dotarliśmy do Melbourne 11 lipca około 22.00 (czasu australijskiego). Nabieramy praktyki, że jeśli od czasu, który wskazują australijskie zegarki odejmiemy osiem godzin, będziemy wiedzieli która jest godzina w Polsce.

Wita nas plus siedem stopni ciepła – w końcu lipiec, to środek australijskiej zimy... Ciemno zrobiło się już dawno. Gdzieniegdzie przez chmury widać gwiazdy. Inne pod niebem północnej Europy. Przypuszczamy, że podczas ostatniego etapu naszej lotniczej podróży – z Hongkongu do Melbourne – mieliśmy przedsmak tego co nas czeka. Razem z nami w samolocie młodzi z Neokatechumenatu z Anglii (w międzynarodowym gronie Anglików, Polaków i Włochów), Służba Maltańska z Niemiec i grupa młodych z diecezji: katowickiej, sosnowieckiej, bielsko-żywieckiej, której przewodzi ks. Jacek Plech z Katowic. Dopiero się poznajemy. Pierwsze kontakty, rozmowy tak w samej grupie jak z młodymi z pozostałych grup i... urodziny zorganizowane już wspólnie w samolocie jednemu z uczestników – Leszkowi.

Na lotnisku w Melbourne czekają na nas już nasi gospodarze – przedstawiciele Polaków, którzy spotykają się w parafii St. Ignatius Parish in Richmond. Dzięki ich ogromnej życzliwości i otwartości – każdy z nas zamieszka w ich domach. Wszyscy czekają na nas w Penola Catholic College w Broadmeadows. Bardzo sprawna organizacja sprawia, że po kilkunastu minutach każdy z nas jest już w drodze do domów naszych gospodarzy, którzy przyjmują nas z iście polską gościnnością.

Pani Kasia Godyń, pielęgniarka, w swoim domu przyjmuje naszą czwórkę – jestem tu z Beatą Kusiak z Piekar Śląskich, Anią Osadnik z Tychów i Janką Haratyk z Istebnej. By nas przyjąć musiała nieco przeorganizować swoje życie codzienne. Pracuje w systemie 12-godzinnym w szpitalu. Żeby być z nami codziennie ustawiła sobie zmiany pracy na... nocki. Nie wspominając o ulubieńcach: psie Cezarze, który musiał zamieszkać na czas naszego pobytu u sąsiadów, bo mógłby mieć problem z akceptacją naszej czwórki powędrował. Kotka Foxy też jest jeszcze nieufna – dwie z nas zajmują jej ulubiony pokój...

Przy pysznej zupie ogórkowej z grzankami (polskie ogórki kiszone sprowadzone przez Polonusów można tu kupić) poznajemy się z Kasią i jej sąsiadem Michałem, który pomógł nam przewieźć bagaże do South Morang. Kasia mieszka tu od 3 lat, a na emigracji w ogóle – od 25 lat. Od niej dowiadujemy się o niezwykłej otwartości i życzliwości Australijczyków dla wszystkich przybyszów. Taka jest też tutejsza Polonia. Kasia mówi, że kiedy 2 miesiące temu dowiedzieli się, iż przyjedziemy, nie było najmniejszego problemu ze znalezieniem rodzin, które chciałyby nas przyjąć i ugościć.

Rozmowy przeciągają się do pierwszej. Jutrzejszy dzień spędzimy z naszymi gospodarzami. Po południu...wielkie święto. Paulina Chmielewska i Sebastian Opozda z katowickiej grupy powiedzą sobie sakramentalne tak w kościele św. Ignacego w Richmond.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama