Aborcja - zabiciem dziecka, które już żyje

Nowela ustawy antyaborcyjnej ma położyć kres mordowaniu nienarodzonych dzieci, u których badania prenatalne wskazują na podwyższone ryzyko wystąpienia niepełnosprawności - mówiła w Sejmie Kaja Godek, prezentując obywatelski projekt ustawy znoszącej możliwość zabijania dzieci chorych.

W czwartek po południu Sejm rozpoczął debatę nad obywatelskim projektem, który wprowadza zakaz tzw. aborcji eugenicznej - w przypadkach, gdy występuje duże prawdopodobieństwo upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby.

W imieniu wnioskodawców projekt przedstawiła Kaja Urszula Godek, matka niepełnosprawnego chłopca. Przypomniała, że w 2011 w szpitalach państwowych poddano aborcji 620 dzieci podejrzewanych o chorobę lub wadę genetyczną. Podkreśliła, że zgodnie z Konstytucją, każdy jest równy wobec prawa i nie może być dyskryminowany. A mimo to dzieci poddawane są selekcji zdrowotnej przed urodzeniem. Kobietom podaje się tabletki na poronienie nawet w 23. tygodniu ciąży. Rodzą się wówczas martwe dzieci, ale jeśli rodzą się żywe, są odkładane, by zmarły, co następuje czasem po kilkunastu godzinach. Wnioskodawczyni podkreśliła, że nie ma danych, mówiących o tym, ile dzieci z zespołem Downa jest abortowanych rocznie w grupie tych 600 abortowanych wg przesłanki eugenicznej.

"Nie ma kompromisu aborcyjnego, są furtki, przez które wpycha się bardzo wiele dzieci, nie możemy się nawet dowiedzieć, ile" - powiedziała Kaja Godek. Podkreśliła, że "przesłanka eugeniczna jest szczególnie okrutna, bo abortuje się dzieci w 5. i 6. miesiącu ciąży". "I to się musi skończyć" - dodała. Zwróciła uwagę, że prawo, które zezwala na zabijanie dzieci niepełnosprawnych, mówi wszystkim niepełnosprawnym, że państwo uznaje ich za gorszych, niepotrzebnych.

"Nie poprawia się losu rodziny, zabijając ich członków" - zaznaczyła K. Godek. Wyraził także ubolewanie, że rodzicom, którzy pozwalają żyć swoim niepełnosprawnym dzieciom, mówi się, że są heroiczni. Przypomniała, że 75 proc. Polaków występuje przeciwko zabijaniu nienarodzonych - tak wynika z sondażu CBOS. W latach 2010-13 sytuacja wyraźnie się poprawiła: odsetek potępiających aborcję wzrósł o 6 proc.

Po wystąpieniu wnioskodawczyni swoje stanowisko przedstawiły kluby poselskie.

Joanna Kluzik-Rostkowska powiedziała, że Platforma Obywatelska wnioskuje za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu. Zdaniem posłanki, trzeba pozwolić decydować rodzinom, by "uszanować ich dramat", bo "one same lepiej wiedzą, jak wielki krzyż mogą znieść".

W imieniu Prawa i Sprawiedliwości - które jest za dalszymi pracami nad tym projektem w Komisjach - mówili Tomasz Latos i Jan Dziedziczak. Obaj posłowie podkreślali, że nie wolno zapominać w czasie tej debaty o szacunku dla życia ludzkiego, o godności każdego życia. Przypominali, że państwo powinno się koncentrować na pomocy rodzinom, w których żyją dzieci niepełnosprawne i chore.

Przypomnieli też, że na świecie rocznie abortowanych jest 42 mln osób. Spośród nich 1,5 proc. tych "zabiegów" jest dokonywanych po 21. tygodniu ciąży, a 4 proc. między 16. a 20. tygodniem. Według amerykańskich badań, przeprowadzonych od 1999 do 2010 roku od 89 do 97 proc. zdiagnozowanych w czasie ciąży dzieci z zespołem Downa, zostało "usuniętych". Na Zachodzie zamykane są przedszkola i szkoły dla dzieci z Downem, ponieważ takie dzieci już właściwie się nie rodzą.

Armand Ryfiński z Ruchu Palikota - który wnioskował o odrzuceniu projektu w pierwszym czytaniu - stwierdził, że "Polki mają prawo decydować, czy mogą i chcą zostać matkami". Jego zdaniem, ważniejsza jest edukacja seksualna i bezpłatny lub tani dostęp do antykoncepcji, również postkoitalnej (po stosunku) - czyli de facto środków wczesniporonnych.

Franciszek Stefaniuk z Polskiego Stronnictwa Ludowego, wnioskując o skierowanie projektu do dalszych prac w Komisjach, podkreślił, że "poczucie humanizmu wymaga od nas, by pochylić się nad tym projektem". Zachęcał do zastanowienia się dlaczego jedne chore dzieci są ratowane, a inne nie. Przywoływał przykłady niepełnosprawnych artystów, którzy mimo ograniczeń fizycznych, tworzą dzieła sztuki. Mówił też o objawach postaborcyjnych dla kobiet: depresji, wyrzutach sumienia. "Nawet gdybyśmy dzięki tej ustawie uratowali jedno życie ludzkie rocznie, warto nad tym popracować" - podkreślił mówca.

Marek Balt z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wnioskującej o odrzucenie projektu, stwierdził, że projekt jest wykorzystywany politycznie, w celu zdobycia poparcia Kościoła katolickiego. Podobnie jak poseł Ruchu Palikota, wspomniał też o potrzebie edukacji seksualnej i dostępie do antykoncepcji.

Poseł Tadeusz Woźniak z Solidarnej Polski, opowiadającej się za dalszymi pracami nad projektem, zwrócił uwagę na nieobecność na sali rzecznika praw dziecka (obecny był jego przedstawiciel, sam Marek Michalak przebywa na zjeździe rzeczników praw dziecka w Brukseli - co przypomniał wicemarszałek Sejmu). Zauważył też, że w prawie istnieje niekonsekwencja jeśli chodzi o traktowanie dziecka nienarodzonego. Można je abortować, jeśli jest podejrzenie poważnej choroby lub upośledzenia, ale np. może zostać spadkobiercą, można też dokonać zapisu na dziecko poczęte, a warunkiem dziedziczenia jest żywe urodzenie. Z drugiej strony zgoda ojca na aborcję nie jest potrzebna. Poseł podkreślił potrzebę pomocy państwa dla rodzin opiekujących się chorym i niepełnosprawnym dzieckiem.

W debacie wzięli też udział posłowie niezrzeszeni: Halina Szymiec-Raczyńska (Inicjatywa Dialogu) i Wanda Nowicka - obie za odrzuceniem projektu oraz John Abraham Godson - za dalszymi pracami.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg