Ograniczeni idą głosić

Joanna M. Kociszewska

publikacja 23.01.2014 09:06

Misja Kościoła wpisuje się w ludzkie ograniczenia – pisze papież Franciszek. Kilka z nich jest szczególnie ważnych. Zapominanie o nich rodzi potężne problemy.

Ograniczeni idą głosić Henryk Przondziono / Agencja GN Człowiek bywa bezwzględny i w tej bezwzględności głupi. Bóg taki nie jest. On wie, że jesteśmy słabi. Dlatego ofiarowuje swoje miłosierdzie i zachęca do czynienia możliwego dobra.

Mamy głosić Ewangelię całemu światu. I głosimy. Używamy słów. Konkretnego zespołu pojęć. Porównań dla nas znaczących czy takich, które uznajemy za szczególnie piękne. I… okazuje się, że to nie działa. Czasem powoduje zupełnie przeciwne reakcje. Tak jakbyśmy mówili w różnych językach.

Zakładamy zazwyczaj, że każdy to samo słowo rozumie tak samo, a to nie jest prawdą. To, co dla mnie kryje się pod konkretnymi słowami zależy od mojego od sposobu widzenia świata, osobistych doświadczeń, przyjmowanej filozofii czy ideologii, kultury i języka – mojego wewnętrznego świata. Spotkanie dwojga ludzi to spotkanie dwóch różnych światów, czasem bardzo od siebie dalekich. Jeśli nie podejmę wysiłku, by zrozumieć, co ktoś zamierza przekazać, nie porozumiemy się nigdy. Kłótnia o słowa, zamiast wniknięcia w sens… Chyba wszyscy znamy to z praktyki.

Czym innym jest istota, czym innym sposób jej wyrażania – przypomina papież. – Niekiedy wierni słuchając języka ściśle ortodoksyjnego wynoszą coś całkowicie obcego autentycznej Ewangelii Jezusa Chrystusa, ze względu na język przez nich używany i rozumiany. Mając święty zamiar przekazania im prawdy o Bogu i człowieku, przekazujemy im w pewnych sytuacjach fałszywego boga lub ideał ludzki, który naprawdę nie jest chrześcijański.

Tu pojawia się kolejne niebezpieczeństwo. Człowiek tworzy teorie i systemy. Potrzebujemy spójnych koncepcji, to pomaga rozumieć świat i się w nim poruszać. Niezwykle trudno jednak – tworząc system czy przejmując go od innych – rozróżnić to, co Boże i to, co ludzkie. To co uniwersalne i to, co moje. W dodatku czasem niekoniecznie chrześcijańskie…

Kościół […] musi wzrastać w swojej interpretacji objawionego Słowa i w swoim rozumieniu prawdy – pisze papież. Dlatego nie powinien lekceważyć żadnych prądów myślowych, filozoficznych, teologicznych czy duszpasterskich. Część z nich – nawet jeśli jako całość zostanie odrzucona – może zawierać ziarna prawdy o świecie. Wiele – jeśli tylko dadzą się zharmonizować przez Ducha w szacunku i prawdzie – może przyczynić się do rozwoju Kościoła.

W chrześcijaństwie nie ma jednej filozofii, jednej koncepcji, spójnej ideologii. Nie ma monolitu, jest Chrystus. To właśnie różnorodność pozwala nam oczyszczać nasze pojmowanie Prawdy z ludzkich naleciałości. To właśnie różnorodność pomaga w ukazywaniu i lepszym pogłębianiu różnych aspektów bogactwa Ewangelii.

Zmiany w świecie zachodzą coraz szybciej. Kolejne pokolenia żyją wychowują się w zupełnie różnych „światach”. Także niektóre zwyczaje Kościoła mogą dziś nie być interpretowane tak samo, a ich przesłanie nie być już właściwie odbierane. Jeśli nie są bezpośrednio związane z sercem Ewangelii Kościół może z nich zrezygnować. Podobnie może zrezygnować z pewnych norm lub przykazań kościelnych, jeśli dziś nie mają one już tej samej siły wychowawczej. Podkreślam: kościelnych, nie Bożych.

Trudno nam przyjąć, że w naszych koncepcjach świata i systemach wartości istnieją elementy Boże i ludzkie. Czasem przekazywane z pokolenia na pokolenie przez wieki. Trudno przyjąć, że to, co było lub jest dobre dla mnie nie musi być takim dla innych. Zamiast dążyć do prawdy zaczynamy bronić jako prawdy filozofii czy ideologii. Nie wiary, ale sposobów jej wyrażania czy przeżywania. Czasem zapędzając się bardzo głęboko w ślepą uliczkę…

Ale to nie koniec ograniczeń. Nie możemy zapomnieć, że jesteśmy ludźmi. Dotyka nas nie tylko grzech, dotyka nas także słabość. Pragniemy osiągnąć ideał – i ideał stawiamy jako cel przed innymi. Jedno i drugie może być groźne. „Nie pomniejszając wartości ewangelicznego ideału należy z miłosierdziem i cierpliwością towarzyszyć możliwym etapom rozwoju osób formujących się dzień po dniu. […] Mały krok, pośród wielkich ludzkich ograniczeń, może bardziej podobać się Bogu niż poprawne na zewnątrz życie człowieka spędzającego dni bez stawiania czoła poważnym trudnościom.” – przypomina papież. Przede wszystkim księżom. Ale warto, by pamiętali o tym ci wszyscy, którzy nie znając ograniczeń drugiego człowieka wyrokują o tym, co powinien zrobić i czego należy od niego oczekiwać w kwestii nawrócenia. Także ci, którzy kwestionują sens towarzyszenia ludziom żyjącym w grzechu, skazując ich na błądzenie w samotności.

Ilu zrezygnuje z samotnej walki? Ilu podda się, nie mogąc osiągnąć wygórowanych – jak na siebie – oczekiwań? Ilu odejdzie, sądząc, że w swojej sytuacji nie mają u Boga czego szukać?

Człowiek bywa bezwzględny i w tej bezwzględności głupi. Bóg taki nie jest. On wie, że jesteśmy słabi. Dlatego ofiarowuje swoje miłosierdzie i zachęca do czynienia możliwego dobra. Możliwego nie teoretycznie, ale dla konkretnego człowieka. I cieszy się każdym naszym krokiem na drodze do Niego.