Prośmy Boga, byśmy w obliczu przeciwności wytrwali w czynieniu dobra

W obliczu przeciwności, niezrozumienia, zwracajmy się do Pana, prosząc Go o wytrwałość w czynieniu dobra – zachęcił papież 26 czerwca w rozważaniu przed niedzielną modlitwą „Anioł Pański”.

Drodzy bracia i siostry! Dzień dobry!

Ewangelia dzisiejszej niedzieli mówi nam o punkcie zwrotnym: „Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem” (Łk 9, 51). W ten sposób rozpoczyna się „wielka podróż” do świętego miasta, która wymaga szczególnej decyzji, ponieważ jest ostatnią. Uczniowie pełni entuzjazmu, który jest jeszcze nazbyt światowy, marzą, aby Nauczyciel poszedł drogą triumfu. Natomiast Jezus wie, że w Jerozolimie czeka Go odrzucenie i śmierć (por. Łk 9, 22. 43b-45); wie, że będzie musiał wiele wycierpieć, a to wymaga stanowczej decyzji. W ten sposób Jezus idzie zdecydowanym krokiem ku Jerozolimie.

Jest to ta sama decyzja, którą musimy podjąć także i my, jeśli chcemy być uczniami Jezusa. Na czym polega ta decyzja? Powinniśmy bowiem być uczniami Jezusa na serio, podejmując prawdziwą decyzję, a nie tak jak mawiała pewna staruszka, którą znałem: „chrześcijanie w wodzie różanej”. Nie, nie, chrześcijanie przekonani. Pomaga nam to zrozumieć wydarzenie, który św. Łukasz Ewangelista opowiada zaraz potem.

Miasteczko Samarytan, dowiedziawszy się, że Jezus zmierza do Jerozolimy - miasta nieprzyjaznego - nie przyjęło Go. Oburzeni apostołowie Jakub i Jan proponują Jezusowi, aby ukarał tych ludzi, zsyłając na nich ogień z nieba. Jezus nie tylko nie przyjmuje tej propozycji, lecz upomina obu braci. Chcą Go wciągnąć w swoje pragnienie zemsty, a On się na to nie zgadza (por. w. 52-55). „Ogień”, który On przyszedł przynieść na ziemię (por. Łk 12, 49), to coś innego - miłosierna miłość Ojca. A żeby ten ogień wzrastał, potrzeba cierpliwości, stałości, ducha pokuty.

Natomiast Jakub i Jan dają się opanować gniewowi. A to przytrafia się także i nam kiedy, pomimo, że czynimy dobro, być może ofiarnie, zamiast akceptacji napotykamy drzwi zamknięte. Pojawia się wtedy gniew: próbujemy nawet wciągnąć w to samego Boga, grożąc karami z nieba. Tymczasem Jezus podąża inną drogą, nie drogą gniewu, lecz drogą stanowczego postanowienia podążania naprzód, które nie jest bynajmniej oznaką surowości, lecz spokoju, cierpliwości, wytrwałości, nie osłabiając w najmniejszym stopniu naszego zaangażowania w czynienie dobra.

Ten sposób bycia nie oznacza słabości, lecz przeciwnie, wielką siłę wewnętrzną. Łatwo dać się owładnąć gniewowi w obliczu przeciwności, jest to instynktowne. Trudno natomiast opanować samego siebie, tak jak uczynił to Jezus, który - jak mówi Ewangelia – udał się „do innego miasteczka” (w. 56). Oznacza to, że kiedy napotykamy zamknięcia musimy podjąć działania na rzecz dobra w innym miejscu, niczego nie wypominając. W ten sposób Jezus pomaga nam być ludźmi pogodnymi, zadowolonymi z dokonanego dobra, i nie szukającymi ludzkiej aprobaty.

Teraz zadajmy sobie pytanie: w jakim jesteśmy miejscu? Czy w obliczu przeciwności, niezrozumienia, zwracamy się do Pana, prosimy Go o wytrwałość w czynieniu dobra? Czy też szukamy potwierdzenia w aplauzach, a gdy ich nie słyszymy, stajemy się zgorzkniali i pełni pretensji? Jak często, bardziej lub mniej świadomie, szukamy poklasku, aprobaty innych? Czy czynimy to dobro dla oklasków? Nie, to nie jest prawda. Musimy czynić dobro dla służby, a nie szukać poklasku. Czasami wydaje nam się, że nasz zapał wynika z poczucia sprawiedliwości w słusznej sprawie, ale w rzeczywistości najczęściej jest to nic innego jak pycha połączona ze słabością, drażliwością i niecierpliwością.

Drodzy bracia i siostry! Dzień dobry!

Ewangelia dzisiejszej niedzieli mówi nam o punkcie zwrotnym: „Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem” (Łk 9, 51). W ten sposób rozpoczyna się „wielka podróż” do świętego miasta, która wymaga szczególnej decyzji, ponieważ jest ostatnią. Uczniowie pełni entuzjazmu, który jest jeszcze nazbyt światowy, marzą, aby Nauczyciel poszedł drogą triumfu. Natomiast Jezus wie, że w Jerozolimie czeka Go odrzucenie i śmierć (por. Łk 9, 22. 43b-45); wie, że będzie musiał wiele wycierpieć, a to wymaga stanowczej decyzji. W ten sposób Jezus idzie zdecydowanym krokiem ku Jerozolimie.

Jest to ta sama decyzja, którą musimy podjąć także i my, jeśli chcemy być uczniami Jezusa. Na czym polega ta decyzja? Powinniśmy bowiem być uczniami Jezusa na serio, podejmując prawdziwą decyzję, a nie tak jak mawiała pewna staruszka, którą znałem: „chrześcijanie w wodzie różanej”. Nie, nie, chrześcijanie przekonani. Pomaga nam to zrozumieć wydarzenie, który św. Łukasz Ewangelista opowiada zaraz potem.

Miasteczko Samarytan, dowiedziawszy się, że Jezus zmierza do Jerozolimy - miasta nieprzyjaznego - nie przyjęło Go. Oburzeni apostołowie Jakub i Jan proponują Jezusowi, aby ukarał tych ludzi, zsyłając na nich ogień z nieba. Jezus nie tylko nie przyjmuje tej propozycji, lecz upomina obu braci. Chcą Go wciągnąć w swoje pragnienie zemsty, a On się na to nie zgadza (por. w. 52-55). „Ogień”, który On przyszedł przynieść na ziemię (por. Łk 12, 49), to coś innego - miłosierna miłość Ojca. A żeby ten ogień wzrastał, potrzeba cierpliwości, stałości, ducha pokuty.

Natomiast Jakub i Jan dają się opanować gniewowi. A to przytrafia się także i nam kiedy, pomimo, że czynimy dobro, być może ofiarnie, zamiast akceptacji napotykamy drzwi zamknięte. Pojawia się wtedy gniew: próbujemy nawet wciągnąć w to samego Boga, grożąc karami z nieba. Tymczasem Jezus podąża inną drogą, nie drogą gniewu, lecz drogą stanowczego postanowienia podążania naprzód, które nie jest bynajmniej oznaką surowości, lecz spokoju, cierpliwości, wytrwałości, nie osłabiając w najmniejszym stopniu naszego zaangażowania w czynienie dobra.

Ten sposób bycia nie oznacza słabości, lecz przeciwnie, wielką siłę wewnętrzną. Łatwo dać się owładnąć gniewowi w obliczu przeciwności, jest to instynktowne. Trudno natomiast opanować samego siebie, tak jak uczynił to Jezus, który - jak mówi Ewangelia – udał się „do innego miasteczka” (w. 56). Oznacza to, że kiedy napotykamy zamknięcia musimy podjąć działania na rzecz dobra w innym miejscu, niczego nie wypominając. W ten sposób Jezus pomaga nam być ludźmi pogodnymi, zadowolonymi z dokonanego dobra, i nie szukającymi ludzkiej aprobaty.

Teraz zadajmy sobie pytanie: w jakim jesteśmy miejscu? Czy w obliczu przeciwności, niezrozumienia, zwracamy się do Pana, prosimy Go o wytrwałość w czynieniu dobra? Czy też szukamy potwierdzenia w aplauzach, a gdy ich nie słyszymy, stajemy się zgorzkniali i pełni pretensji? Jak często, bardziej lub mniej świadomie, szukamy poklasku, aprobaty innych? Czy czynimy to dobro dla oklasków? Nie, to nie jest prawda. Musimy czynić dobro dla służby, a nie szukać poklasku. Czasami wydaje nam się, że nasz zapał wynika z poczucia sprawiedliwości w słusznej sprawie, ale w rzeczywistości najczęściej jest to nic innego jak pycha połączona ze słabością, drażliwością i niecierpliwością.

Prośmy więc Jezusa o siłę, abyśmy byli tacy jak On, abyśmy szli za Nim ze stanowczym postanowieniem na tej drodze służby. Abyśmy nie byli mściwymi i nietolerancyjnymi, kiedy pojawiają się trudności, kiedy poświęcamy się dla dobra, a inni tego nie rozumieją, a nawet nas dyskwalifikują. Nie, zachowajmy milczenie i idźmy naprzód.

Niech Maryja Dziewica pomoże nam przyswoić sobie stanowczą decyzję Jezusa, by trwać w miłości aż do końca.

tlum. o. Stanisław Tasiemski OP (KAI) / WatykanAbyśmy nie byli mściwymi i nietolerancyjnymi, kiedy pojawiają się trudności, kiedy poświęcamy się dla dobra, a inni tego nie rozumieją, a nawet nas dyskwalifikują. Nie, zachowajmy milczenie i idźmy naprzód.

Niech Maryja Dziewica pomoże nam przyswoić sobie stanowczą decyzję Jezusa, by trwać w miłości aż do końca.

tlum. o. Stanisław Tasiemski OP (KAI) / Watykan

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg