Benedykt XVI zawsze jednoznacznie opowiadał się po stronie prawdy

Na kontrowersje związane z raportem monachijskiej kancelarii prawnej dotyczące oskarżeń papieża-seniora Benedykta XVI zwrócił uwagę w wywiadzie dla stancji EWTN jego sekretarz osobisty, arcybiskup Georg Gänswein.

Wywiad został przeprowadzony w języku niemieckim przez szefa biura EWTN w Rzymie Andreasa Thonhausera.

Andreas Thonhauser – EWTN: Ekscelencjo, jest Ksiądz Arcybiskup prywatnym sekretarzem papieża-seniora Benedykta XVI. Jak on się czuje? Jak przyjął doniesienie o nadużyciach i co sądzi o towarzyszącej mu burzy medialnej?

Abp Georg Gänswein: Dziś rano, jak co dzień, odprawiliśmy razem z Mszę św. razem z członkiniami stowarzyszenia Memores Domini. Potem odmówiliśmy Jutrznię i zjedliśmy śniadanie. Następnie on zajął się swoimi sprawami, a ja jestem teraz tutaj. Ma się dobrze, zniósł presję, dzięki Bogu, po tym jak jego list został opublikowany wraz ze sprawdzeniem faktów. Ale mogę powiedzieć, że zawsze był spokojny i pełen ufności w Bogu. Oczywiście, czym innym jest oprzeć się presji, a czym innym wytrzymać ją wewnętrznie. Krótko mówiąc, jest w dobrym nastroju. Trwa w Bogu i na szczęście zawsze pozostał pewny siebie. Oczywiście, jest słaby ze względu na swój wiek, to wynika po prostu z niemal 95 lat, które będzie obchodził za dwa miesiące. Ale umysłowo jest krystalicznie czysty i jasny, i dzięki Bogu nie stracił poczucia humoru..

EWTN: W swoim ostatnim liście Benedykt XVI przeprosił ofiary nadużyć seksualnych, ale też odrzucił wszystkie oskarżenia. Jak to się ze sobą łączy?

- Zna Pan tę historię; po publikacji raportu monachijskiego popełniono błąd. Ale to nie był błąd papieża Benedykta XVI, jak sam zaznaczył w swoim liście. Sprawdzenie faktów wyjaśniło, jak do tego doszło. To było przeoczenie, które niestety się wydarzyło. Nie powinno było się zdarzyć. Ale tak się stało.

Pamiętam, że kiedy przeglądaliśmy oświadczenie, które wysłał do kancelarii prawnej, podczas ostatniej sesji „pytań i odpowiedzi”, powiedział: „Tego spotkania, tego słynnego, 15 stycznia 1980 r., nie pamiętam. Ale jeżeli napisano, że byłem nieobecny, to ta nieobecność jest udowodniona - albo była udowodniona wtedy - na podstawie dokumentu z tego spotkania”. I tu właśnie nastąpiła pomyłka. „Więc jeśli jest napisane, że byłem nieobecny, to ja to akceptuję. Ja nie pamiętam”. Powiedziałem na to: „Ojcze Święty, to jest w plikach cyfrowych, które właśnie sprawdziliśmy, więc możemy przyjąć, że to prawda”. Nie sprawdzano tego ponownie, w ogóle, gruntownie. Sprawa pojawiła się ponownie dopiero wtedy, gdy przedstawiono raport i jeden z ekspertów powiedział: Mamy tu dowód, Benedykt XVI był obecny, a nie nieobecny. Byłem zszokowany, inni też byli zszokowani. I wtedy sprawdziliśmy to jeszcze raz. I rzeczywiście, doszło do pomyłki. Powiedziałem o tym papieżowi Benedyktowi, a on powiedział: „Musimy natychmiast powiedzieć, że to był błąd z naszej strony”. To nie było zamierzone, a więc nie było to kłamstwo - kłamstwa zdarzają się celowo; to była pomyłka. „Musimy to powiedzieć tak szybko, jak to możliwe” - nalegał. „Trzeba przygotować komunikat prasowy, przedyskutować go z Sekretariatem Stanu, a potem ruszyć dalej”.

I tak, po południu 24 stycznia, wydałem komunikat prasowy i zapowiedziałem, że będzie oświadczenie, w którym papież Benedykt osobiście skomentuje tę sprawę. Wtedy pojawiło się jego oświadczenie: stwierdził: „Napiszę osobisty list. Ale powinna być też odpowiedź na zarzuty wobec mnie, i to nie tylko na zarzuty, ale i na insynuacje, oparte na materiale z akt. Zatem powinien być mój osobisty list i druga część, załącznik lub - jak to nazywamy po niemiecku – „sprawdzenie faktów”. Napisał list, a doradcy - których teraz znamy z imienia i nazwiska, którzy również pomagali mu przy oświadczeniu - zrobili swoje i powiedzieli, jak doszło do tego błędu, a także kto jest winien lub kto odpowiada za ten błąd.

EWTN: O tym błędzie. Raport monachijski o nadużyciach liczył ponad 1000 stron. Papież Benedykt otrzymał katalog pytań przed opublikowaniem tego raportu, w tym tysiące stron dokumentów. Trzeba było je przejrzeć, a następnie na podstawie tej pracy napisał 82-stronicową odpowiedź. W dokumencie tym pojawił się błąd dotyczący tego, czy Benedykt uczestniczył w spotkaniu, czy też nie. Jednak przypadki nadużyć nie były nawet omawiane na tym spotkaniu i jest to udokumentowane. Czy może Ksiądz Arcybiskup to szerzej omówić?

- Proszę pozwolić, że przedstawię państwu pewne tło. Papież Benedykt został zapytany, czy nie zechciałby wziąć udziału w tym raporcie. Odpowiedział: „Nie mam nic do ukrycia, chętnie to uczynię”. Następnie otrzymał około 20 stron pytań i został poinformowany, że oczywiście będzie miał możliwość zapoznania się z dokumentacją, na podstawie której pytania zostały opracowane. Papież Benedykt odpowiedział, że ze względu na swój wiek nie będzie w stanie udać się do Monachium, a więc nie będzie mógł udać się do Kurii Arcybiskupiej, aby zapoznać się z dokumentacją archiwalną. Wówczas zasugerowano, że można by to zrobić również cyfrowo. Ponieważ jednak papież Benedykt nie zna nowego świata komputerów, świata cyfrowego, zasugerowałem, aby zlecił to profesorowi Mücklowi z Rzymu, którego, jak już zostało powiedziane, bardzo dobrze znam i cenię: jest on prawnikiem i kanonistą, a także bardzo dobrym teologiem. Musiał on również podpisać deklarację poufności dla diecezji i kancelarii prawnej, w której oświadczył, że przyjmie zadanie i oczywiście zachowa milczenie. Tak też uczynił, a następnie przedstawiono mu 8000 stron cyfrowych zapisów. Nie mógł ich skopiować i wkleić. Musiał więc robić to, co robił, gdy był studentem: musiał robić notatki. A to niewiarygodna masa informacji.

EWTN: Ile miał czasu? Czy było to około trzech miesięcy?

- Nie, nie, w rzeczywistości informacja o formacie cyfrowym nie była podana od razu na początku, ale dopiero na żądanie. I on się przez to przedzierał. A potem, oczywiście, wszystko zostało ułożone w logiczny ciąg w odniesieniu do pytań. Następnie konsultanci lub pracownicy przygotowali pierwszy projekt. Benedykt rzucił na niego okiem. I już w tym pierwszym projekcie było zamieszanie, błąd. Nikt nie zauważył tego błędu, ani żaden z czterech współpracowników, ani ja, ani papież Benedykt. Było tak, jak mówiłem wcześniej: Kiedy zapytał mnie: „Czy to prawda, że nie byłem obecny?” [odpowiedziałem] „Tak, tak jest napisane, tak mówią akta”. I to było błędem.

To wszystko poszło dalej. Oświadczenie zostało wysłane pocztą, 82 strony napisane przez konsultantów, które Benedykt systematycznie korygował, wprowadzając też pewne zmiany i poprawki. I w końcu były to 82 strony. I wtedy pojawiła się krytyka: „To jest zbyt prawnicze, nie jest to w ogóle głos Benedykta" - mówiono. Ale na pytania prawne, które często są dość skomplikowane i napisane nieco „pokrętnym” językiem - jeśli mogę się tak wyrazić - można odpowiedzieć tylko używając tego samego języka.

EWTN: Co się stało potem?

- Ostatni termin wysłania kartek został ustalony na 15 grudnia, był to, że tak powiem, termin ostateczny. Potem kancelaria ogłosiła w komunikacie prasowym, że to się ukaże w trzecim tygodniu stycznia. To wszystko, co usłyszeliśmy, wszystko, co wiedzieliśmy. Powiedziano nam, że po przedstawieniu raportu będziemy mogli wszystko ściągnąć jako plik PDF, i że wtedy będziemy mogli wszystko przeczytać. I nie mówimy tu o 1000, ale o prawie 2000 stron! Raport liczył 1 983 strony, w tym oświadczenie Benedykta i oświadczenia innych kardynałów, którzy udzielili odpowiedzi. Wyobraźcie sobie tę ogromną ilość papierkowej roboty: 2000 stron i oczekiwanie natychmiastowej odpowiedzi! To było po prostu niemożliwe. Tydzień później kardynał Marx ogłosił, że w Monachium odbędzie się konferencja prasowa. A papież Benedykt powiedział: „Muszę to najpierw przeczytać, chcę to najpierw przeczytać. I poproszę też współpracowników, żeby to przeczytali. A potem odpowiem”. Trzeba przyznać każdemu, człowiekowi w każdym wieku, że to wymaga czasu.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg