Luanda była głównym światowym portem załadunku niewolników. Obecnie jest
trzecim miastem świata pod względem przestępczości, a zarazem stolicą
kontrastów i niemożliwego do okiełznania chaosu.
Wojny dawne i nowe
Jadę na południowy-wschód do miejsca pierwszego zrywu niepodległościowego w Baixa de Cassange. Droga nie przypomina już, jak jeszcze kilka lat temu, wyboistego toru przeszkód. Co chwilę mijają nas ciężarówki prowadzone przez Chińczyków. W ich rękach są praktycznie wielomilionowe umowy na budowę dróg i modernizację taboru kolejowego. Angola płaci zyskami czerpanymi z wydobycia ropy naftowej, której jest drugim producentem na Afrykę. Paliwo jest tu tanie pod warunkiem, że jest. Przy stacjach benzynowych kilometrowe kolejki samochodów i ludzi z plastikowymi pojemnikami.
Zdobytą do nich benzynę sprzedają następnie kilka razy drożej na przydrożnych straganach. Brak paliwa spowodowany jest niewydolnością miejscowego przemysłu. Brakuje rafinerii. Ropa transportowana jest m.in. do Stanów Zjednoczonych i dopiero stamtąd wraca przerobiona. O okresie niegdysiejszej świetności przemysłu mówią mijane po drodze portugalskie fabryki. Dziś pozostały po nich rozsypujące się ściany. W Angoli nie ma na przykład fabryki produkującej kryte obuwie, a do urzędów nie można wejść w sandałach. Takie paradoksy spotyka się tu, co krok.
Prawie pół tysiąca kilometrów od Luandy, na dnie rowu tektonicznego kolonizatorzy posiadali ogromne plantacje bawełny. Pracująca na nich ludność w 1961 r. wznieciła pierwszy zryw niepodległościowy. Jego dowodem jest maleńki cmentarz. Pamiątkowa płyta jest tak zniszczona, że napis zupełnie się zatarł. Nie widać żadnej troski o to, by pielęgnować chlubną kartę walki z portugalskim kolonizatorem. Niepodległość nadchodzi po prawie pół wieku - 11 listopada 1975 r. Nie oznacza to jednak końca wojny. Rozpoczyna się walka o władzę między trzema ruchami wolnościowymi: MPLA (Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli), UNITA (Związek Narodowy na rzecz Pełnej Niepodległości Angoli) i FNLA (Narodowy Front Wyzwolenia Angoli). Pierwsze z ugrupowań popierane było przez ZSRR i Kubę, drugie przez RPA i USA, a ostatnie przez obecną Demokratyczną Republikę Konga. Walka między nimi o władzę pochłonęła setki tysięcy ofiar.
Mówiło się, że MPLA zabija ludzi nocą, a UNITA dniem. Jedni i drudzy nie liczyli się z jakimikolwiek zasadami humanitarnymi. Ludność cywilna była mordowana, uprowadzana, prześladowana. Napadano nawet na konwoje z żywnością. Do dziś przy drogach można spotkać zardzewiałe czołgi, a w niektórych regionach łuski czy nawet całe pociski do karabinów. Wiele pól jest wciąż zaminowanych. W Angoli warto dostosowywać się do ostrzegających przed minami tabliczek i nigdy nie wchodzić za drzewa o pomalowanych na czerwono konarach. Na ulicach wciąż chodzą ofiary min, a przemysł ortopedyczny prężnie się rozwija produkując protezy.