Przyszły papież pod lupą SB

5-odcinkowy cykl fabularyzowanych dokumentów Cezarego Nowickiego "Figurant Wojtyła Karol" to dawka wielkich emocji. Film, zrealizowany z niezwykłą pieczołowitością, ukazuje wieloletnie zmagania bezpieki z metropolitą krakowskim - napisał Dziennik.

- Nigdy tego nie liczyłem, ale to nie jest duża liczba. W książce pojawia się tylko kilkanaście pseudonimów. Biorąc pod uwagę, że wszyscy duchowni byli w tamtych czasach inwigilowani i poddawani represjom, około 90 proc. nie dało się uwikłać.

- Którzy z nich byli najgorsi? Czyje donosy zaszkodziły kardynałowi Wojtyle?

- Na każdego z tych kapłanów trzeba spojrzeć indywidualnie. "Włodek" to przykład tajnego współpracownika, który całkowicie utożsamiał się ze swoją misją. Szkodził wielu ludziom, nie tylko Wojtyle, i czerpał z tego wielką satyfakcję. Prawdopodobnie to przypadek dla psychiatry. Z kolei ksiądz o pseudonimie "Ares" był oczarowany władzą ludową. Wierzył, że jego działalność przynosi pożytek nie tylko państwu, ale i Kościołowi... Który z nich bardziej zaszkodził Wojtyle? Nie podejmuję się takiej oceny. O szkodzeniu można byłoby mówić wówczas, gdyby ich donosy ułatwiły esbekom aresztowanie kardynała, jego pobicie czy pozbawienie życia. Takie dramatyczne wydarzenia miały przecież miejsce wokół Wojtyły. Przykładem jest pobicie ks. Andrzeja Bardeckiego przez nieznanych sprawców. Karol Wojtyła, który odwiedził w szpitalu rannego duchownego, powiedział do niego: "Dostałeś za mnie!".

- Służby próbowały nie tylko znaleźć haki na Karola Wojtyłę, ale też skłócić go z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Czy to się udało, czy między kardynałami dochodziło do spięć?

- Intrygowaniem między Wojtyłą a Wyszyńskim zajmowały się dwie instytucje: Pion IV Służby Bezpieczeństwa oraz Urząd do Spraw Wyznań. Po 1967 r., a więc nominacji Wojtyły na kardynała, funkcjonariusze tych instytucji nie ustawali w próbach skonfliktowania prymasa z krakowskim metropolitą. Szukali m.in. różnic w ich poglądach. Kardynał Wojtyła demonstracyjnie jednak okazywał prymasowi swoją lojalność i posłuszeństwo. Obaj dbali o bardzo dobre relacje. To niesłychanie irytowało reżim.

- Co wprawiło pana w największe osłupienie podczas lektury esbeckich akt?

- Rozmach, z jakim inwigilowano papieża, i to od najwcześniejszego okresu jego kapłaństwa. Już we wczesnych latach 60., kiedy Wojtyła był jeszcze krakowskim biskupem, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa nie odstępowali go na krok. Podczas wyjazdu na narty w Tatry na nogi stawiany był miejscowy posterunek MO. Zadaniem funkcjonariuszy było ustalenie tego nawet, kto mu pierze skarpetki.

- Takich informacji mogli dostarczać esbekom tylko najbliżsi współpracownicy. Czy papież wiedział, kto z jego otoczenia donosił na niego?

- On był ponad to. Miał świadomość realiów, w jakich przyszło mu realizować swoją misję w Kościele w tzw. Polsce Ludowej. Ta wiedza obejmowała również ludzkie uwikłania, co - jak sądzę - wzbudzało jego troskę o tych ludzi, a nie oskarżenia. SB pozyskiwała różne informacje o Wojtyle. Nic nie wskazuje jednak na to, by pochodziły one od najbliższych współpracowników. Jego przyjaciele nigdy go nie zdradzili.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama