Co o Janie Pawle II powiedział kard. Jorge Bergoglio jesienią 2005 roku, gdy zeznawał jako świadek w procesie beatyfikacyjnym papieża Polaka?
Poznałem osobiście Jana Pawła II w grudniu tego roku, kiedy kard. Martini został mianowany arcybiskupem Mediolanu. Mówię o tym, ponieważ nie pamiętam dokładnie daty. Uczestniczyłem wówczas w Różańcu, który prowadził sługa Boży i miałem mocne wrażenie, że on prawdziwie się modli. Kolejny raz spotkałem papieża w czasie jego drugiej podróży do Argentyny. Nuncjusz apostolski chciał, bym w nuncjaturze spotkał się ze sługą Bożym wraz z grupą chrześcijan różnych wyznań. Chwilę rozmawiałem z Ojcem Świętym i uderzyło mnie wówczas jego spojrzenie, miał spojrzenie dobrego człowieka. Trzeci raz spotkałem Jana Pawła II w 1994 r., kiedy jako biskup pomocniczy Buenos Aires zostałem wybrany przez Konferencję Episkopatu Argentyny do udziału w synodzie biskupów poświęconym życiu konsekrowanemu, który odbywał się w Rzymie. Miałem radość zjedzenia z nim obiadu wraz z grupą biskupów. Spodobała mi się bardzo jego dobroć, życzliwość i wyjątkowa zdolność słuchania każdego z biesiadników. Także na dwóch kolejnych synodach, w których brałem udział, miałem możliwość docenienia tej jego ogromnej zdolności słuchania wszystkich. W moich osobistych rozmowach, które następnie prowadziłem ze sługą Bożym, znalazłem potwierdzenie tego, że on pragnął przede wszystkim słuchać swego rozmówcy bez zadawania pytań, nawet jeśli na koniec nieraz to robił, widać było też jasno, że nie miał żadnych uprzedzeń. W ten sposób rozmówca czuł się w jego obecności swobodnie, papież obdarzał pełnym zaufaniem i ten, z kim rozmawiał, to czuł. Odnosiło się wrażenie, że nawet wówczas, gdy nie do końca zgadzał się z tym, co było mówione, nie dawał tego absolutnie nikomu odczuć po to właśnie, by jego rozmówcy czuli się swobodnie. Jeśli chciał o coś spytać czy coś wyjaśnić, robił to na końcu.
Inna rzecz, która mnie zawsze uderzała w Ojcu Świętym, to jego pamięć, powiedziałbym wręcz nieograniczona. Pamiętał miejsca, osoby, sytuacje, o których dowiadywał się także w czasie swoich podróży. Świadczyło to o tym, że przykładał uwagę do każdego wydarzenia, a szczególnie do ludzi, których spotykał na swej drodze. Dla mnie jest to znak prawdziwej i wielkiej miłości. Ponadto on nigdy nie marnował czasu, hojnie nim też obdarowywał na przykład podczas spotkań z biskupami. Mogę o tym powiedzieć, ponieważ jako arcybiskup Buenos Aires prywatnie spotykałem się ze Sługą Bożym. Ponieważ jednak jestem nieśmiały i powściągliwy, po omówieniu spraw, z którymi przyszedłem, zacząłem powoli wstawać, nie chcąc, by tracił więcej czasu. On chwycił mnie za ramię i zaprosił, bym jeszcze usiadł. Powiedział mi: „Nie, nie! Proszę zostać”, byśmy mogli kontynuować rozmowę.
Mam jedno szczególne wspomnienie sługi Bożego związane z wizytą ad limina, którą odbyłem wraz z biskupami Argentyny w 2002 r. Pewnego dnia koncelebrowaliśmy z Ojcem Świętym Mszę św. i wtedy uderzył mnie sposób jego przygotowania do liturgii. Klęczał w swojej prywatnej kaplicy zatopiony w modlitwie. Widziałem, jak raz za razem czytał coś z leżącej przed nim kartki. Opierał czoło na dłoniach i bardzo intensywnie się modlił, jak przypuszczam w tej intencji, którą zapisał na kartce. Potem znów czytał i ponownie zagłębiał się w modlitwie. I tak aż skończył wszystkie intencje, wtedy dopiero wstawał i ubierał się do liturgii. Kiedy prezentowano mu listę kandydatów na biskupów diecezji, które były wyjątkowo trudne lub wymagające, zanim podpisał nominację, najpierw się modlił, a dopiero potem dawał odpowiedź.
Jeśli chodzi o ostatni etap jego życia, powszechnie wiadomo, także dzięki środkom społecznego przekazu, jak umiał zaakceptować swoją chorobę i uszlachetnił ją wpisując w swój program realizowania woli Bożej. Chciałbym podkreślić, że Jan Paweł II nauczył nas, nie ukrywając się przed nikim, cierpieć i umierać, a to moim zdaniem jest heroiczne.
Nie można zapomnieć o jego szczególnym nabożeństwie do Matki Bożej, które - muszę wyznać - wpłynęło także na moją pobożność. Nie waham się stwierdzić, że Jan Paweł II praktykował wszystkie cnoty w sposób heroiczny, gdy weźmie się pod uwagę wytrwałość, równowagę i spokój, jakie towarzyszyły całemu jego życiu. Dostrzegali to wszyscy, także przedstawiciele innych wyznań i religii oraz agnostycy.
Nie jest mi wiadomo o szczególnych darach charyzmatycznych, o ponadnaturalnych zjawiskach i nadzwyczajnych fenomenach, które miały miejsce za życia sługi Bożego. Ja zawsze uważałem go za męża Bożego, jak większość osób, które miały z nim kontakt. Jego śmierć była heroiczna i to odczucie, moim zdaniem, można uznać za powszechne. Wystarczy pomyśleć o wyrazach miłości i czci ze strony wiernych i niewierzących po jego śmierci i na pogrzebie. Po jego śmierci opinia świętości została potwierdzona decyzją Benedykta XVI, który pozwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu kanonizacyjnego. Kolejnym znakiem świętości jest niekończąca się pielgrzymka do jego grobu ludzi wszystkich klas społecznych i religii.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.