Joaquín Navarro-Valls: „Świętość Jana Pawła II dobrze definiują trzy słowa: modlitwa, praca i uśmiech. We wszystkich tych rzeczach był nadzwyczajny”
KAI: Powiedział Pan, iż „nie jest prawdą, że Jan Paweł II 27 kwietnia zacznie być świętym: święci są takimi za życia, albo też nigdy nimi nie będą”. Jako rzecznik Stolicy Apostolskiej współpracował Pan bardzo blisko z Janem Pawłem II przez ponad 20 lat. Jak wyglądała jego świętość w codzienności?
Joaquín Navarro-Valls: - Przede wszystkim był to święty zupełnie normalny. Wielokrotnie pytano mnie czy byłem świadkiem jakichś cudownych zjawisk, których autorem był Ojciec Święty. Może nie miałem szczęścia, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem. Z pewnością w jego życiu było coś nadzwyczajnego. Ale ta nadzwyczajność polegała na nadzwyczajnym robieniu rzeczy zwykłych.
Pana pytanie jest właściwe, bo nie ma świętości abstrakcyjnej – jest świętość konkretnego człowieka. Świętość Jana Pawła II dobrze definiują trzy słowa: modlitwa, praca i uśmiech. We wszystkich tych rzeczach był nadzwyczajny.
Jak w tym kontekście wyglądały relacje Jana Pawła II z mediami?
- Ta nadzwyczajność była zupełnie normalna. W czasie pierwszej wizyty Jana Pawła II w Stanach Zjednoczonych jeden z dziennikarzy „New York Timesa”, który był świadkiem wielkiego sukcesu papieża podczas spotkania z młodzieżą stwierdził, że młodym spodobał się piosenkarz, ale nie treść piosenki. Myślę, że ten dziennikarz zupełnie się mylił. Już w kolejnych pielgrzymkach to pierwsze wrażenie mediów było zupełnie inne. Jan Paweł II zafascynował świat środków masowego przekazu nie tylko przez sposób w jaki mówił, ale szczególnie ze względu na rzeczy, o których mówił. On nie był aktorem – wierzył w to, co mówi.
Wspomniał Pan o spotkaniu z młodzieżą – my w Krakowie z nadzieją czekamy na Światowe Dni Młodzieży w 2016 r. Ich twórca będzie już wtedy oficjalnie ogłoszony przez Kościół świętym. Jak Jan Paweł II, już po śmierci, może pociągać młodych do Boga?
- Po jednym ze spotkań Ojca Świętego z młodzieżą, tu na krakowskich Błoniach, na trawniku siedziała młoda dziewczyna – miała 16-17 lat – i płakała. Zanosiła się wręcz płaczem. Zapytałem ją, dlaczego płacze. „Bo widzę, że on jest tak bardzo święty, a ja jestem ohydna” – odpowiedziała. To znaczy, że przekaz Jana Pawła II dotarł do tej dziewczyny. On mówił młodym ludziom nie o tym, czego nie powinni robić, ale o tym, co powinni zrobić. Otwierał przed młodymi bezbrzeżny horyzont. Spodziewam się, że to spotkanie z młodymi w Krakowie będzie wyglądało w podobny sposób. Zmienił się oczywiście papież, ale jestem pewien, że w tym czasie w Krakowie z młodzieżą będzie także Jan Paweł II.
Jaką rolę do spełnienia mają media w przekazywaniu dziedzictwa Jana Pawła II?
- Dzisiaj nie możemy żyć poza rzeczywistością medialną i zachowywać się jak na bezludnej wyspie, gdzie nie ma podłączenia do internetu. Świat mediów jest bardzo złożony. Rządzą nim interesy ekonomiczne, ideologiczne i wiele innych. Ale prędzej czy później media przekażą prawdę o tym, co jest w rzeczywistości.
Pamiętam ostatnie dni życia Jana Pawła II. Za każdym razem, kiedy szedłem do Sala Stampa, gdzie wówczas dwa razy dziennie odbywały się konferencje prasowe, widziałem, że bezpośrednie relacje były transmitowane przez wszystkie największe telewizje świata – począwszy od CNN i BBC. Wiele z tych mediów było bardzo odległych od świata chrześcijańskiego, jak chociażby arabska Al Jazeera. Wszyscy transmitowali to na żywo, bo interesowały ich ostatnie dni życia tego człowieka. Za każdym razem, gdy o nim mówili, przekazywali także informacje o świecie wartości, który on reprezentował. Osobiście nie jestem pesymistą, jeśli chodzi o fenomen środków masowego przekazu. To jest wyzwanie dla całego świata chrześcijańskiego – także biskupów i księży – jak dotrzeć z przekazem do wszystkich ludzi na świecie.
Dam jeden przykład. Katolickie media mówią o miłości między mężczyzną a kobietą. Nikt w taki sposób nie mówi o miłości. Nikt inny nie mówi o wartościach i szacunku, jakie powinny się budzić między tymi dwiema osobami. Ale trzeba umieć to powiedzieć.
Na czym polegał fenomen Jana Pawła II, że zainteresowanie mediów było tak duże? Nie tylko w czasie jego umierania, ale w czasie całego pontyfikatu?
- Na wszystkich spotkaniach Jana Pawła II z młodzieżą – niezależnie gdzie się odbywały – były ogromne tłumy młodych ludzi. Zastanawiało mnie to, bo nie wszyscy byli katolikami. Rozmawiałem z nimi i pytałem ich o to. Odpowiedź – na każdym kontynencie – zawsze była taka sama. Młodzi zwracali uwagę na trzy rzeczy. To, co mówił Jan Paweł II było dla nich ciekawe, a nikt z nimi wcześniej na ten temat nie rozmawiał ani w domu, ani w szkole. Byli przekonani, że nie są w stanie sprostać wymaganiom etycznym, o których mówił papież. Na końcu podsumowywali dwa pierwsze punkty: on ma rację – mówili. W tym była pewność. Jan Paweł II był dla nich najlepszym przykładem na to, co sam mówił. To nie była technika komunikacji, a autentyczność życia.
Czy dzisiaj dostrzega Pan podobną fascynację mediów papieżem Franciszkiem?
- Jesteśmy dopiero na początku pontyfikatu, ale nie ma wątpliwości, że przyciąga uwagę. Papież Franciszek przywiązuje szczególną wagę do jednej rzeczy – do Bożego miłosierdzia.
Tak duże zainteresowanie mediów to szansa czy zagrożenie dla Kościoła?
- Tu są dwie rzeczy naraz. Jedna to jest szansa, a druga to jest ogromna odpowiedzialność. To nie dotyczy tylko papieża, ale całego Kościoła. Jeśli media zobaczą, że papież mówi co innego niż faktycznie dzieje się w Kościele, to powiedzą, że to nie jest prawda, co mówi. Chrześcijaństwo to przede wszystkim sposób życia, a nie filozofia. Środki masowego przekazu słuchają słów, ale później idą i sprawdzają, co kryje się za tymi słowami. Dlatego to jest i szansa, i odpowiedzialność.
Jest Pan osobą świecką, która należała do grona najbliższych współpracowników Jana Pawła II. Dziś papież Franciszek swoje spotkania z kardynałami i biskupami zaczyna od tematów związanych z rodziną. Zapowiadane jest powstanie Kongregacji ds. Świeckich. Nadchodzi era świeckich w Kościele?
- Kościół katolicki to 1,3 miliarda ludzi. Księży nie ma nawet pół miliona. Sama statystyka pokazuje, gdzie jest ciężar. To świeccy tworzą Kościół. Nie może być tak, że nasz obraz Kościoła to sutanna. Musimy widzieć świeckich. Stosunkowo niedawno, bo na Soborze Watykańskim II podkreślono uniwersalność powołania świeckich do świętości. Dlatego my świeccy musimy na serio zająć się swoim powołaniem. Inaczej musielibyśmy się sklerykalizować, a to byłby dowcip na temat Kościoła. Nie jestem antyklerykałem, ale nie możemy tak łatwo przejść nad tymi liczbami, które mówią, kto tworzy Kościół. Jako katolik, nie akceptuję mówienia „Kościół coś tam”. Stop. Kościół to ja.
Ale co takiego stało się w Kościele, że teraz podejmuje się próby formalnego doceniania świeckich?
- Może dzieje się to teraz właśnie dlatego, że był Jan Paweł II. Jeżeli był kiedykolwiek ksiądz o kapłańskim sercu i świeckim umyśle, to był to właśnie Karol Wojtyła.
Czego oczekiwałby Pan od mediów w związku z kanonizacją Jana Pawła II?
- Chciałbym, żeby środki masowego przekazu wyszły nieco poza to, co tylko widać. Żeby zamknęły oczy i wyobraziły sobie to, co istnieje poza tym widzialnym. Zobaczyć będzie można Rzym wypełniony setkami pielgrzymów, zwłaszcza Polaków. Wtedy trzeba zamknąć oczy i zapytać: co to wszystko oznacza? Jeżeli to zrobimy, to odpowiedzi będą właściwe i adekwatne do tego, co się będzie działo.
Zainteresowanie Janem Pawłem będzie się jeszcze długo utrzymywało w mediach?
- Po ośmiu wiekach mówi się ciągle o Franciszku z Asyżu, po dwudziestu – o św. Pawle. Nie widzę, żeby tu szybko nastąpił koniec. To nie są te same miary, które przykładamy do Diora czy Versace. Moda na świętych nigdy nie mija.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.