W tym roku mija 100. rocznica urodzin i 10. śmierci o. Werenfrieda van Straatena założyciela międzynarodowego dzieła pomocy Kirche in Not, nazywanego ojcem Słoniną.
Ks. Tomasz Grzyb: W jakich okolicznościach księża się poznali?
Ks. Kazimierz Piwowarski: - Był rok 1982. Mieszkałem wtedy w Monachium i zamierzałem wracać do Polski. Mój ówczesny biskup zadecydował jednak, żebym został w Niemczech ze względu na rozpoczęcie się stanu wojennego w Polsce. Miał on kontakty z Kirche in Not. Okazało się, że brakuje im odpowiedzialnego za polski wydział i tak zacząłem w Königstein pracę prowadząc pomoc dla Polski.
Ks. Waldemar Cisło: - Pierwsze spotkanie było w centrali w Königstein. Był już wtedy na wózku. Zawsze pełen humoru. Popatrzył na mnie i powiedział: „Ich habe mit Polen kein Krieg geführt”. A ja odpowiedziałem, „Ich hoffe das bleibt auch so”. To znaczy, „nie prowadziłem z Polską żadnej wojny, a moja odpowiedź: „Mam nadzieję, że tak zostanie”. To oddaje jego dowcip i humor. Był to człowiek wielkiego zaufania. Zawsze obiecywał więcej niż mieliśmy środków. Pamiętam taki przykład. Robił duży projekt dla Ameryki Południowej. Obiecał zakup samochodów, używanych autobusów. Brakowało mu 40 tys. dolarów. Mówił, że wtedy klęczał całą noc w kaplicy ze słowami: „Panie Boże zmiłuj się nade mną, chyba ze dużo obiecałem”. Dzień przed ostatecznym przekazaniem środków, do których był zobowiązany przyszła paczka. Zwykły szary karton. Otworzono go, a tam była ta brakująca kwota, zapakowane 40 tys. dolarów amerykańskich! Takie działy się cuda. Takich historii jest bardzo wiele. Pan Bóg, jak mówił, miał zawsze nad nim swoje miłosierdzie. Myślę, że to zaufanie do ludzi, jest dalej. Naprawdę wiele się dzieje takich rzeczy, na które nigdy byśmy ufając tylko ludzkim możliwościom, nie mogli sobie pozwolić.
Dlaczego o. Werenfried z taką życzliwością pochodził do Polaków? Wiemy, że dzięki niemu ta pomoc już od roku 1957, od czasu jego spotkania z kard. Wyszyńskim, docierała do Polski.
Ks. K. Piwowarski: - Był od początku przekonany, że dużym zagrożeniem dla Kościoła jest komunizm, czyli system panujący na Wschodzie Europy. A po drugie Kościół w Polsce cieszył się bardzo dużą sympatią na Zachodzie. Ojciec Werenfried był zafascynowany polskim Kościołem, szczególnie postawą prymasa Wyszyńskiego. Werenfried był z natury człowiekiem bojowym i uważał, że komunizmu nie wolno akceptować, a wprost przeciwnie z komunizmem trzeba walczyć. Stąd ludzie, którzy prezentowali taką postawę byli szczególnie przez niego lubiani.
Ojciec Werenfried nazywany jest „Ojcem Słoniną” i „Bożym żebrakiem”. A jakim był człowiekiem?
Ks. W. Cisło: - Te przydomki oddają jego całego. „Ojciec Słonina” wzięło się stąd, że po wojnie zbierano różne rzeczy, które można było przekazać potrzebującym. Nie było jednak lodówek. Jedyną formą żywności, która się nie psuła i którą można było bezpiecznie zbierać była, więc słonina! Stąd miał potem przydomek „Spekpater”, czy „Bacon Priest”. A dlaczego był „Bożym żebrakiem”? Prosty przykład. Kiedyś wracał taksówką z lotniska do domu. Tak zafascynował kierowcę, że nie dość, że ten oddał mu cały utarg z tego dnia to jeszcze sprezentował mu swój zegarek, który był jego cenną pamiątką. To świadczy o tym, jaki dar przekonywania i zarażania do pomocy innym miał ojciec Werenfried.
Ks. K. Piwowarski: - Był człowiekiem bardzo sympatycznym, choć z drugiej strony bardzo konkretnym. Potrafił z każdym rozmawiać i potrafił świętować. Pracujący księża mieli z nim każdego tygodnia wieczorem spotkanie. Była to wspólna kolacja i rozmowy. Posiadał w sobie duży entuzjazm. Jeśli miał jakiś pomysł, to był gotów wszystko zostawić i tę ideę realizować. Był entuzjastą, charyzmatykiem, który cel, jaki sobie postawił próbował osiągnąć możliwie szybko. W prywatnych kontaktach był człowiekiem bardzo towarzyskim i bardzo lubianym. Nawet wtedy, gdy stał ze słynnym kapeluszem przed kościołem to potrafił ludziom, którzy składali ofiary coś ważnego powiedzieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.