Około 50 osób wzięło udział w rekolekcjach autostopowych "Piękne stopy 2013". Zakończyły się one 10 sierpnia w łódzkim klasztorze oo. dominikanów. Po Mszy świętej i agapie ich uczestnicy opowiadali o swoich przeżyciach.
Rekolekcje rozpoczęły się na początku sierpnia w Łodzi. "W tym czasie słuchaliśmy konferencji, uczestniczyliśmy w warsztatach, poznawaliśmy się. Był to także czas poznawania autostopu, bo nie wszyscy próbowali wcześniej takiej formy podróżowania" - tłumaczy Malwina Kocot, organizatorka akcji. Po trzech dniach autostopowicze wyruszyli, w grupach dwu- lub kilkuosobowych, do wybranych regionów Polski i Europy. "Każda para wybierała własny cel, ale i tak Pan Bóg prowadził" - uśmiecha się Kocot. "Ktoś chciał dotrzeć do Rzymu, a dojechał do Wenecji. Ktoś wybierał się w Bieszczady, a trafił nad morze. Ktoś wyjechał zupełnie bez pieniędzy, a wrócił z nimi" - wylicza organizatorka rekolekcji.
W takiej sytuacji znalazła się Aneta Gmitrzak. "Ja chciałam zobaczyć góry, a Patrycja chciała zobaczyć morze. Doszłyśmy jednak do wniosku, że pojedziemy najpierw do Wrocławia, a potem w Bieszczady. Na miejscu doszłyśmy do wniosku, że otworzymy się na wolę Boga. I w efekcie był Wrocław oraz zachodnia część Polski" - opowiada Gmitrzak. Obie z koleżanką postanowiły wybrać się bez pieniędzy i bez jedzenia. "Liczyłyśmy na Opatrzność Bożą i to, co dadzą nam ludzie. I udało się. Choć przez pół dnia byłyśmy głodne, to wróciłyśmy tutaj ze słoikiem miodu, dwiema pizzami i 20 złotymi" - mówi autostopowiczka.
Plany Moniki Mańki były zamorskie. "Naszym pierwszym celem był Hel i przepłynięcie Bałtyku w stronę Norwegii. Ale po drodze plany się zmieniły, bo do ekipy dołączyła jeszcze jedna osoba i wspólnie uznaliśmy, że pojedziemy do Sokółki, gdzie miał miejsce jedyny w Polsce, uznany, cud eucharystyczny" - tłumaczy Mańka.
"Te rekolekcje odbywają się w dużej wolności. Każdy chce spotkać w ich trakcie Pana Boga, to On nas prowadzi. A gdy wracamy, jesteśmy pełni wdzięczności, potrafimy cieszyć się ze szklanki wody, jedzenia, noclegu. I dzielić na wiele osób to, czym dysponujemy" - wylicza Kocot. "Widzę też, że uczestnicy często przyjeżdżają trochę zagubieni i przestraszeni, a na koniec są pełni energii, chcą opowiadać o tym, co się im przydarzyło" - dodaje organizatorka rekolekcji.
"Po drodze mieliśmy fantastycznych kierowców. Jechaliśmy nawet z Mongolczykami, którzy chcieli nas wywieźć do Mongolii. Nie dało rady, bo nie mieliśmy wiz" - wspomina Mańka. "We wtorek chciałyśmy zjeść obiad o konkretnej porze, między dwunastą a drugą po południu. I konkretnie o to się modliłyśmy, bo wcześniej mówiono nam, żeby modlić się właśnie konkretnie. I podszedł do nas starszy pan, zapytał, co robimy, dokąd jedziemy. A pół godziny później przyniósł nam garnek zupy grochowej, żebyśmy się posiliły" - opowiada Gmitrzak.
Monika Mańka przyznaje, że wzięła udział w rekolekcjach, żeby dzielić się wiarą. "Doszłam do wniosku, że wiara nie jest po to, żeby ją przeżywać w samotności, w swoich czterech ścianach. Trzeba wyjść w stronę ludzi i przestać się bać. Dla mnie te rekolekcje były - mam nadzieję - początkiem dalszych realizacji tego typu" - mówi. Jej zdaniem sprawdził się też podział zadań. "Byłam z Michałem i Kasią. Musieliśmy dogadać się, kto decyduje np. o doborze trasy. Uznałam, że jestem dobra logistycznie, kiedy jesteśmy już na miejscu. I to zadziałało" - dodaje Mańka.
Aneta Gmitrzak zgadza się z oceną, którą usłyszała od kogoś w trasie - "pozytywne dziwolągi". "To było bardzo pozytywne przeżycie i chcę o nim dalej opowiadać" - podkreśla. Dla niej autostop nie był nowością - porusza się w ten sposób już od pół roku. "Te rekolekcje nauczyły mnie przede wszystkim zaufania i pokazały, że świat wcale nie wygląda tak, jak nam się wmawia. Istnieje mnóstwo ludzi, którzy chcą pomagać" - dodaje Mańka.
W rekolekcjach autostopowych wzięło udział około 50 osób. W podsumowaniu w łódzkim klasztorze dominikanów wzięli udział także niektórzy uczestnicy ubiegłorocznej ich edycji.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.