Zdaniem George'a Weigela Benedykt XVI dynamicznie kontynuował pontyfikat Jana Pawła II
Rezygnacja Benedykta XVI z dalszego pełnienia posługi Piotrowej jest aktem uniżenia siebie i pokory, a nie przyznanie się do wyczerpania – uważa George Weigel. Porównanie pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI a także najnowsza książka „Evangelical Catholicism” to temat wywiadu udzielonego przez tego znanego amerykańskiego pisarza katolickiego, teologa, działacza społecznego i politycznego dla National Catholic Register. Pojawienie się tej książki w USA zbiegło się ogłoszeniem przez Benedykta XVI zamiaru ustąpienia ze Stolicy Piotrowej. Z Georgem Weigelem rozmawiała Joan Frawley Desmond.
National Catholic Register: W książce „Evangelical Catholicism” stwierdza pan, że „przyjaźń z Jezusem Chrystusem” stanowi jeden z wielkich tematów pontyfikatu Benedykta XVI: „Kościół istnieje, by dać możliwość osobistej przyjaźni z Panem”. Jak i dlaczego papież Benedykt położył fundament dla takiego rozumienia misji Kościoła w świecie?
- Był to stały temat jego katechez i przepowiadania. Stanowi to odzwierciedlenie jego trwających wiele dziesiątków badań Nowego Testamentu i jego zorientowania na niemiecką teologię kerygmatyczną połowy XX wieku - jeden z nurtów refleksji teologicznej, które ukształtowały II Sobór Watykański. Dla Benedykta XVI centralnym dokumentem soborowym jest najprawdopodobniej Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei Verbum, w której ojcowie soborowi napisali, że prawda, jaką Bóg objawia o sobie i o nas najwyraźniej jaśnieje nam „w osobie Chrystusa, który jest zarazem pośrednikiem i pełnią całego objawienia”.
Mówiąc o relacji między pontyfikatem papieża Benedykta i jego poprzednika, błogosławionego Jana Pawła II używa pan terminu „dynamiczna kontynuacja”. Inne określenie jakie pan często stosuje do opisu powiązań tych dwóch pontyfikatów to „strażnik”.
Tak, to prawda, używa się określenia „strażnik”, choć często moim zdaniem jest ono nadużywane. Benedykt XVI kontynuował promocję „nowej ewangelizacji” ogłoszonej przez Jana Pawła II i radykalniej skoncentrował ją na Chrystusie. Wysuwał także ważne osobiste propozycje: że piękno (zwłaszcza piękno liturgiczne) jest wyjątkowym oknem otwierającym steranych postmodernistów na to, co prawdziwe i dobre; że demokracja zależy, w ostatecznym rozrachunku, od poszanowania „ekologii ludzkiej”, która jest wpisana w rzeczywistość; że Kościół, musi odkryć na nowo, jak odczytywać Biblię teologicznie, jeśli ma być ewangelicznym, Kościołem misyjnym, jakiego wymaga Sobór Watykański II i obecne warunki kulturowe.
Tak więc te obydwa pontyfikaty należy rozumieć jako dwa ważne wydarzenia w jednej autorytatywnej interpretacji Soboru Watykańskiego II i zakończenie przejścia od katolicyzmu kontrreformacji (i jego nacisku na utrzymanie instytucjonalne) do katolicyzmu ewangelicznego, podkreślającego, że Kościół jest misją, do której swój wkład musi wnieść instytucja (i musi być ona zreformowana, aby to rzeczywiście nastąpiło).
W „Evangelical Catholicism” przepowiada pan, że Kościół schyłku XXI wieku będzie spoglądał wstecz i będziemy świadkami narodzin nowego modelu papiestwa, zaczerpniętego z Nowego Testamentu i tego, co Kościół wie o Piotrze z Pisma Świętego i Tradycji. Czy św. Piotr nie był zawsze wzorem dla wikariusza Chrystusa?
- Teologicznie tak, praktycznie, nie. Faktycznie, nowy wzorzec został określony w ciągu ostatnich pięciu pontyfikatów. Jan XXIII nadał papiestwu oblicze serdecznego ojca i uczynił kilka ostrożnych kroków poza Watykanem, czyniąc w ten sposób aluzję do papiestwa misyjnego przyszłości. Paweł VI rozszerzył tę misyjną dynamikę w skali globalnej i ukazał, że następca Piotra musi, podobnie jak Piotr, być w stanie poświęcić się dla prawdy, jak uczynił po Humanae vitae – i przyjąć obelgi świata a także smutek.
33 dni Jana Pawła I dały nam promyk papiestwa ujmująco katechetycznego, skutecznie przemawiającego do współczesnego świata w kategoriach, które późna nowoczesność może pojąć.
Potem przyszedł Jan Paweł II i Benedykt XVI, którzy doprowadzili do ostatecznego (mam nadzieję!) przejścia od kontrreformacyjnego akcentowania papieża jako „dyrektora generalnego” do ewangelijno- katolickiego zaakcentowania papieża-jako świadka: oznacza to, że wyznaczono przyszły kurs, gdyż zarówno świat jak i Kościół oczekują teraz Biskupa Rzymu jako ewangelisty. Zarządzanie jest ważne, ale papież może znaleźć ludzi, którzy zarządzaliby Kościołem wraz z nim i dla niego. Świat i Kościół potrzebują świadectwa.
Co wyróżnia ten nowy model papiestwa? Czy jest to przede wszystkim odpowiedź na widoczną porażkę dawnego modelu katechezy?
- Nie, myślę, że jest to zarówno autentyczna reforma (czyli sięganie wstecz, „ re-forma”, która odwołuje się do przeszłości Kościoła, aby odzyskać i rozwijać istotną część katolickiej „formy”, która została zagubiona) i niezbędna reakcja na ogromne zmiany w kulturze światowej, które miały miejsce w ciągu ostatniego półwiecza. Jest to teraz „jeden świat”, tak jak to nie miało miejsca nigdy wcześniej. Fakt ten plus rewolucja komunikacyjna, która to umożliwiła – otwierają możliwości ewangelizacyjne i katechetyczne, jakich nie można było sobie prostu wyobrazić 50 lat temu.
Jak „ papiestwo misyjne” błogosławionego Jana Pawła II naznaczone pielgrzymkami po całym świecie posuwa naprzód ten wysiłek, aby dopasować się do początków Kościoła?
To przywrócenie dawnej roli: roli Piotra jako pierwszego świadka Kościoła, która jest ukazana w różnych rozdziałach Dziejów Apostolskich.
Kiedy papież Benedykt zapowiedział, że ustąpi ze swego urzędu z powodu niewystarczających sił, wydawało się, iż zaznacza, że nowoczesne papiestwo wymagana odporności człowieka znacznie młodszego. Jeśli tak, to co się zmieniło?
- Jeśli oczekuje się, że papież, przez większą część swego pontyfikatu, będzie obecny wśród wiernych na całym świecie, to najlepiej zacząć pontyfikat, kiedy jest się człowiekiem energicznym fizycznie, podejmując ten ogromny ciężar. Ale, jak wskazuję w „Evangelical Catholicism”, głębsze pytanie dotyczy tutaj nie tyle harmonogramu (który zawsze można dostosować), ale duchowego ciężaru papiestwa. Papieże nazbyt wiele wiedzą o troskach świata, zarówno w skali makro jak i mikro. Aby nieść te rany i nie być nimi zniszczonym, trzeba człowieka wielkiej duchowej siły. Niesienie brzemienia zarówno fizycznie jak i duchowo wymaga człowieka, który wie, jak oceniać ludzi, jak uzyskać właściwą pomoc, delegować władzę i odnawiać swoje siły intelektualne i duchowe. To ostatnie będzie oczywiście odbywało się różnie u każdego z papieży.
Myślę ponadto, że trzeba odłożyć do lamusa jeden mit: mianowicie Benedykt XVI nie zrezygnował z Stolicy Piotrowej, bo nie mógł już dłużej tego unieść. Zrezygnował z urzędu, gdyż w swoim sumieniu ocenił, że nie może dać Kościołowi przywództwa, jakie jest jemu potrzebne i na jakie on zasługuje, biorąc pod uwagę swoje niewystarczające siły. Jest to akt uniżenia siebie i pokory, a nie przyznanie się do wyczerpania.
W pańskiej książce zawarta jest lista istotnych cech, które powinien posiadać następny papież, w tym następujące stwierdzenie: „Pierwszą rzeczą, jaką trzeba rozpoznać u ewentualnego kandydata na papieża jest to, czy w ogóle chce nim być, bo jeśli tak, to samo to pragnienie już go dyskwalifikuje, nie tyle ze względu na brak pokory, ile z powodu braku roztropności, a nawet zdrowia psychicznego”. Jakie właściwe dyspozycje powinien mieć godny kandydat?
- Radykalne bycie uczniem i głęboka przyjaźń z Jezusem Chrystusem, które uwidaczniają się w otwartości na wolę Bożą (ukazującą się w głosowaniu kardynałów-elektorów), które dopełnia bardzo wyraźne rozumienie swoich stron mocnych i słabych. Innymi słowy „ufna i afirmatywna ortodoksja oraz pokora (i, jeśli to możliwe, humor)”.
Pańskim zdaniem właściwy kandydat powinien posiadać „dar współpracy z Bogiem”. Co pan przez to rozumie?
- Jak zauważa w „Evangelical Catholicism” fikcyjny bohater, większość z nas usiłuje współpracować z Bogiem i musi zgiąć nasze sztywne karki, często doświadczając ślepej Bożej siły. „Dar współpracy z Bogiem" to rodzaj instynktownej otwartości na Bożą obecność, instynktowne dostrojenie się do tego, czego Bóg teraz ode mnie żąda oraz odwaga pójścia wszędzie tam, gdzie Bóg prowadzi, jak Pan nakazał Piotrowi po jego potrójnym wyznaniu wiary w 21 rozdziale ewangelii św. Jana.
Pisze pan, że następny papież musi wdrożyć „strategiczną wizję”, która skutecznie odpowie „wzrostowi Kościoła w Trzecim Świecie, a jednocześnie rozwijać strategie na rzecz ponownego nawrócenia post-chrześcijańskiego i duchowo znudzonego Zachodu, a zarazem odpowiedzieć na wyzwanie wojującego islamu”. Jakie środowisko przygotowałoby najlepiej przyszłego papieża, by podjąć te wyzwania?
Bogate osobiste doświadczenie Kościoła powszechnego, szerokie grono przyjaźni wśród ludzi Kościoła na całym świecie i wielka erudycja. Na przykład w radzeniu sobie z post-chrześcijańskim Zachodem ważne byłoby dla przyszłego papieża wykazanie zdolności do sprostania wyzwaniom agresywnego sekularyzmu, w taki sposób, który spowodowałby otwartość na propozycję katolicką. Papież, który nie byłby zwycięskim wojownikiem w wojnach kulturowych, miałby poważne trudności w wypełnianiu swojej ewangelicznej misji w świecie północnoatlantyckim.
Twierdzi pan, że narodowość przyszłego papieża nie ma znaczenia. A jednak narodowość polska błogosławionego Jana Pawła II odegrał decydującą rolę w jego pontyfikacie, a niektórzy watykaniści nadal utrzymują, że trudno się spodziewać, aby Amerykanin z USA mógł zostać papieżem?
Moim zdaniem większość watykanistów nie mówi nic podobnego, więc nie przywiązywałbym szczególnego znaczenia do tak zwanego weta przeciw „supermocarstwu”. Świat się zmienił, Ameryka się zmieniła, a więc istnieje możliwość wyboru papieża z najbardziej tętniącej życiem części Kościoła w krajach rozwijających się.
Co do polskości Jana Pawła II, była ona oczywiście kluczowym czynnikiem we wznieceniu „rewolucji z 1989 roku” w Europie Środkowej i Wschodniej. Ale jego otwartość na inne narodowości i kultury była znacznie ważniejszym czynnikiem w tym, żeby być ojcem dla całego świata, niż jego polskość - choć to prawda, że nauczył się, jak być po kapłańsku „ojcem” wraz ze swymi młodymi przyjaciółmi w Polsce.
Chociaż Benedykt XVI postawił podwaliny pod nową ewangelizacją, twierdzi pan że zatrzymanie reformy Kurii Rzymskiej utrudniło oddziaływanie jego pontyfikatu. Jakie najważniejsze reformy domagają się działań jego następcy?
- Cała konstrukcja wymaga ponownej oceny i w „Evangelical Catholicism” formułuję kilka propozycji przebudowy machiny kurialnej. Ale przede wszystkim konieczna jest zmiana rozumienia i postaw. Kuria Rzymska nie istnieje dla siebie, lecz istnieje dla Kościoła, a zwłaszcza w celu urzeczywistnienia posługi Biskupa Rzymu jako powszechnego pasterza Kościoła. Dlatego nawet najlepiej zaprojektowane zmiany strukturalne będą na nic, jeśli Kuria nie będzie przeniknięta nowym nastawieniem.
Weźmy, na przykład, fatalny watykański aparat komunikacji: istnieją oczywiste i w grunckie rzeczy raczej proste sposoby naprawienia tych problemów, ale pierwszą rzeczą, która wymaga zmiany jest postawa - Watykan musi uwolnić się od historii Kościoła, musi zaniechać myślenia o każdym spotkaniu z mediami jako grze zero-jedynkowej, w Kościół zazwyczaj przegrywa.
Jest też pytanie o osoby pracujące w Kurii. Powinny to być osoby, które mają doświadczenie w nowej ewangelizacji i powinni postrzegać swoją pracę jako przedłużenie ewangelicznego papiestwa, nie jako bilet do wyższego miejsca w Kościele. Kuria nie może być zdominowana przez karierowiczów. Niektóre z takich postaw są nieuniknione, ale kiedy karierowiczostwo osiągnie masę krytyczną, to staje się poważnym problemem.
Katolicy oczekują na wynik zbliżającego się konklawe. O co powinniśmy się modlić?
- O człowieka, którego radykalne naśladowanie Chrystusa będzie tak czytelne, żeby był on w stanie, będąc po prostu sobą pogłębić wiarę swoich braci i zaprosić innych do przyjaźni z Jezusem Chrystusem, będącym odpowiedzią na pytanie, jakim jest każde ludzkie życie.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.