Ile czasu przygotowuje się ksiądz do kapłaństwa, ile ma po drodze sprawdzianów swojego powołania a i to po wielu latach wykruszają się. Rozumiem, że sakrament,to sakrament, ale rygorystyczne trzymanie ludzi z dala od sakramentu pojednania to mnożenie komunii świętokradczych i konkubinatów. Kiedyś małżeństwo było kontraktem, ze zdrad ludzie się spowiadali. Dziś małżeństwo oparte jest przede wszystkim na uczuciu, więc łatwiej o rozstanie. Czy można to zahamować czy może lepiej nie ryzykować i nie ślubować, zawsze wtedy można rozejść się bez konsekwencji. Ślepa uliczka? :-((
>>Czy można było tego uniknąć?<< Tak. gdyby państwo nie mieszało się w nie swoje sprawy.
Państwo wprowadziło taką "dogodność", która jest fatalna w skutkach.
Pójście na łatwiznę, i wprowadzanie udogodnień, bezstresowość życia, byle łatwo lekko i przyjemnie - jak dotychczas nie sprawdziło się - anie w wychowywaniu dzieci ani w życiu dorosłych.
Chrześcijaństwo daje siłę bycia mężnym wobec codzienności - walczy o małżeństwa, o ich wartość i nierozerwalność - z bardzo dużym skutkiem.
Zgadzam się z Tobą, ale widzę też, co się dzieje. Mam przykłady znajomych, którzy przystępują do Stołu Pańskiego tak jak niektórzy w Niemczech, bez sakramentu pokuty. Twierdzą, ze rozstrzygają to we własnym sumieniu. Podzieliłam się swoimi wątpliwościami, co nie znaczy, że jestem zwolenniczką rozwodów. Po prostu jest problem, który narasta wraz z sekularyzacją społeczeństw, nie tylko w Polsce.
A co ma Państwo do tego? Ludzie ze ślubem sakramentalnym się rozwodzą bo mają letnią wiarę lub jej brak. Mnóstwo ślubów koscielnych jest dla rodziny z tradycji. Nic więcej. Po prostu nie zostali wychowani odpowiednio przez rodziców. Gdy przychodzi kryzys to człowiek nic nie może i jeśli nie "wmiesza do tego Boga" to padnie! Ponadto gdyby nie kredyty do spłacenia to byłoby jeszcze więcej rozwodów.
>>A co ma Państwo do tego?<< >>Po prostu nie zostali wychowani odpowiednio przez rodziców.<<-bo matka zamiast być w domu ostoją stabilności małżeństwa, rodziny musiała 8 godzin być w robocie, aby załatać budżet rodziny, bo facet z zarobków oddaje 50% dochodu państwu. >>Ponadto gdyby nie kredyty do spłacenia to byłoby jeszcze więcej rozwodów.<<- dokładnie odwrotnie, małżeństwa miałyby znacznie mniej kłopotów gdyby nie musiały- dziury braku 50% dochodu oddanego państwu -łatać kredytami. >>Gdy przychodzi kryzys ...<<- masz rację, państwo stanowi poważny czynnik powstawania kryzysu społeczno-moralno-ekonomicznego.
My z mężem wcale nie uczestniczyliśmy w naukach przed małżeńskich a jesteśmy nadal małżeństwem i się kochamy tak jak potrafimy. Myślę że to nie jest wyznacznikiem czy ktoś będzie uczestniczył w naukach czy też nie. Najważniejsze aby dana osoba kochała siebie i bliźniego i pamiętała że to nie jest wieczne życie. Amen.
Rozumiem, że sakrament,to sakrament, ale rygorystyczne trzymanie ludzi z dala od sakramentu pojednania to mnożenie komunii świętokradczych i konkubinatów.
Kiedyś małżeństwo było kontraktem, ze zdrad ludzie się spowiadali. Dziś małżeństwo oparte jest przede wszystkim na uczuciu, więc łatwiej o rozstanie.
Czy można to zahamować czy może lepiej nie ryzykować i nie ślubować, zawsze wtedy można rozejść się bez konsekwencji. Ślepa uliczka? :-((
Tak. gdyby państwo nie mieszało się w nie swoje sprawy.
Państwo wprowadziło taką "dogodność", która jest fatalna w skutkach.
Pójście na łatwiznę, i wprowadzanie udogodnień, bezstresowość życia, byle łatwo lekko i przyjemnie - jak dotychczas nie sprawdziło się - anie w wychowywaniu dzieci ani w życiu dorosłych.
Chrześcijaństwo daje siłę bycia mężnym wobec codzienności - walczy o małżeństwa, o ich wartość i nierozerwalność - z bardzo dużym skutkiem.
Podzieliłam się swoimi wątpliwościami, co nie znaczy, że jestem zwolenniczką rozwodów. Po prostu jest problem, który narasta wraz z sekularyzacją społeczeństw, nie tylko w Polsce.
"ślubuj pan wierność do samego rozwodu
i chodu i chodu i chodu..."
/cyt.z pamięci/
>>Po prostu nie zostali wychowani odpowiednio przez rodziców.<<-bo matka zamiast być w domu ostoją stabilności małżeństwa, rodziny musiała 8 godzin być w robocie, aby załatać budżet rodziny, bo facet z zarobków oddaje 50% dochodu państwu.
>>Ponadto gdyby nie kredyty do spłacenia to byłoby jeszcze więcej rozwodów.<<- dokładnie odwrotnie, małżeństwa miałyby znacznie mniej kłopotów gdyby nie musiały- dziury braku 50% dochodu oddanego państwu -łatać kredytami.
>>Gdy przychodzi kryzys ...<<- masz rację, państwo stanowi poważny czynnik powstawania kryzysu społeczno-moralno-ekonomicznego.