Blask w hrabstwie Mayo

Jedyne takie objawienie na świecie – bez słownego przesłania. Do Knock 26 sierpnia przybywa papież Franciszek.

Jedenastoletni Patrick Hill tego wieczoru odpoczywał w chatce swojej cioci. Cały dzień kopał torf i darń na bagnisku, potem zwoził je w koszach zawieszonych na grzbiecie osiołka do domu krewnej. Około ósmej wpadł tam kolega – Dominick Byrne – krzycząc: „Chodźcie szybko do kościółka, zobaczcie cudowne światła i piękny widok!”. Pobiegli w czwórkę: Patrick, Dominick, John Durkan i mały John Curry. Po prawie bezdeszczowym dniu wieczorem zaczęło mocno lać.

Co zobaczył Hill

Przed kościołem stało już kilkunastu ludzi i jak urzeczeni wpatrywali się w ścianę szczytową świątyni. Patrick podniósł w górę małego Johna Curry’ego, bo mur kościelny zasłaniał mu widok. Był 21 sierpnia 1879 roku w Knock, malutkiej wiosce w hrabstwie Mayo, zachodnia Irlandia. Przed ścianą kościoła widoczne były trzy świetliste postacie. Unosiły się nieco nad ziemią, jakieś dwie stopy. Patrick Hill zbliżył się do zjaw i zauważył, że były „pełne i krągłe”, jakby miały ciało i życie w sobie. Kiedy jednak śmiałkowie zbliżali się do postaci – nie dało się ich dotknąć, były niematerialne. Jedenastoletni chłopiec i wszyscy świadkowie nie mieli wątpliwości: pośrodku trojga gości stała Maryja Panna.

Hill widział dokładnie nawet źrenicę i tęczówkę Jej oczu. Obok Maryi stali czy też unosili się – św. Józef i św. Jan Ewangelista. Józefa rozpoznać łatwo, gorzej z Janem. Mary Byrne zidentyfikowała go, bo zjawa była niemal identyczna jak figura w kościele w jednej z sąsiednich parafii. Jednak to nie trzy błogosławione postacie – świetliste i otoczone blaskiem – były w centrum wizji. Nieco za trójką stał ołtarz, a na nim Baranek. To było mniej więcej 5-tygodniowe jagnię, orzekli świadkowie. A któż może lepiej się znać na barankach i owieczkach niż Irlandczycy (OK, może jeszcze Szkoci…)? Za Barankiem był krzyż, a wokół aniołowie. I tam, wokół ołtarza blask był jeszcze mocniejszy niż przy Maryi, Józefie i Janie. Wizja trwała około dwóch godzin, aż do zapadnięcia nocy. Wszyscy świadkowie byli przemoczeni do cna, natomiast ściana kościoła i grunt pod miejscem, nad którym unosili się Goście, były suche. Przez cały czas trwania wizji nikt z ludzi, którzy klęcząc i stojąc, odmawiali Różaniec albo po prostu się przypatrywali, nie usłyszał od świętych lub Baranka ani słowa.

Bez słów

– Moim zdaniem przesłanie tego objawienia wiąże się ściśle ze Światowym Spotkaniem Rodzin, które będziemy przeżywali w Irlandii razem z papieżem Franciszkiem – mówi „Gościowi” ks. Richard Gibbons, rektor sanktuarium w Knock i proboszcz tamtejszej parafii. – Mój poprzednik mawiał, że Nasza Pani przyszła do nas z całą swoją rodziną. Jest św. Józef – Jej oblubieniec, jest św. Jan – Jej syn adoptowany pod krzyżem, i Baranek Boży, który reprezentuje naszego Pana. W najgłębszej istocie jest to zarówno maryjne, jak i eucharystyczne objawienie. W jego centrum jest przecież Eucharystia – ołtarz z Barankiem i krzyżem. Nasza Pani stoi z boku. Dla Irlandczyków wtedy – a nawet dzisiaj – Msza naprawdę coś znaczy. To Msza trzymała Irlandczyków razem w okresie prześladowań i okupacji Irlandii. To jest dla nas bardzo, bardzo ważne. Tak właśnie widzimy Mszę w tym kraju – opowiada ks. Gibbons.

Były to w Irlandii naprawdę trudne czasy. Pokolenie wcześniej milion Irlandczyków (z 8 mln całej populacji) wyemigrowało do Ameryki, drugi milion – zmarło z głodu na Wyspie. Były to lata tzw. Wielkiego Głodu, spowodowanego zarazą ziemniaczaną. Pochodzący z hrabstwa Mayo niewidomy poeta Raftery wędrował po Irlandii nieco wcześniej i śpiewał swoje wiersze: „Choć w oczach moich ciemności/ Idę na zachód zielony/ Za światłem serca własnego/ (…)/ Śpiewając piosenkę ubogą/ dla ludzi z pustką w kieszeniach”. Rok 1879 był trzecim z rzędu rokiem nieurodzaju i ludzie z pustką w kieszeniach byli naprawdę w panice. Wtedy przyszła ich Pani, w złocistej koronie, zwieńczonej złotą różą – Golden Rose.

Prawie 140 lat później syci – oraz zgorszeni skandalami seksualnymi duchownych, a także ujawnioną przemocą i przestępstwami w instytucjach kościelnych – Irlandczycy nie są już tak blisko z Kościołem, jak byli jeszcze kilkanaście lat temu. Jednak kiedy – w zdecydowanej większości starzy i bardzo starzy – pielgrzymi z Dublina na koniec Mszy śpiewają hymn „Lady of Knock”, ich oczy wypełnia szczęście, twarze zatroskane o to, co będzie z wiarą ich dzieci i wnuków, rozpromieniają się. Trzymają się za dłonie, kołyszą się, jakby upojeni nadzieją. – Nie wypowiedziałaś swojego przesłania, a prawda wciąż kryje się w ciszy – roznosi się śpiew w pięknej bazylice w Knock.

Nieufny archidiakon

Jednym z przesłuchanych przez specjalną komisję świadków wizji w Knock była Mary Mc Loughlin, 45-letnia gospodyni proboszcza ks. archidiakona Bartłomieja Cavanagha. Kiedy rozgorączkowana wpadła na plebanię i opowiadała mu, co dzieje się przed kościołem, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Nie pofatygował się, by zobaczyć. Dopiero nazajutrz, kiedy cała wioska już mówiła o wieczornym blasku i niezwykłych postaciach – uwierzył. 10 dni po objawieniu w Knock doszło do pierwszego uzdrowienia. Delia, córeczka państwa Gordonów z pobliskiego Claremorris, odzyskała słuch, kiedy mama dotknęła jej uszu tynkiem ze ściany, na której ukazała się wizja. Ks. Cavanagh zaczął spisywać cuda i łaski. W ciągu pierwszego roku zanotował ich 600. Na zrobionym wtedy zdjęciu widać wiele kul zawieszonych na ścianie kościoła. Niewidomi odzyskiwali wzrok, głusi słuch, znikały złośliwe guzy, zrastały się złamania. Ostatnią publicznie znaną, fizycznie uzdrowioną jest Marrion Carrol – niewidoma, na wózku, cierpiąca przez 17 lat na wiele chorób – która w 1989 roku po przyjęciu tutaj sakramentu namaszczenia chorych od razu wstała z wózka. Do dzisiaj jest świadkiem wiary i cudu, jakiego doświadczyła.

W czasie większości Mszy św. w bazylice, starym kościele parafialnym czy kaplicy objawienia – wybudowanej wokół ściany, gdzie miało ono miejsce – udzielany jest sakrament chorych. Idą po niego starsi i młodzi. Kobieta, około 40-letnia, ładna, czarnowłosa, po przyjęciu sakramentu, nie kryjąc twarzy w dłoniach, płacze obok mnie w ławce. Ja – ku swemu zaskoczeniu – też. Potem łzy w oczach ludzi widzę w innych świętych miejscach Knock.

Obecnie jednak duszpasterze kładą większy nacisk na uzdrowienie duchowe, psychiczne, mentalne. – Motorem całego sanktuarium jest kaplica pojednania – podkreśla parę razy ks. Gibbons. W ukrytej w zielonym pagórku – jakby w kurhanie – kaplicy spowiedź trwa codziennie przez 6 godzin. Jest tam też poradnictwo i kierownictwo duchowe. Chętnych nie brakuje.

Trudne czasy

– Tak, Kościół w Irlandii przeżywa bardzo trudne czasy, nie ma dyskusji. Czy mam nadzieję na lepszą przyszłość? Nie pracowalibyśmy tutaj, gdybyśmy jej nie mieli. Nie ma sensu pogrążać się w smutku i zniechęceniu, trzeba po prostu solidnie robić swoje. Knock jest źródłem dla budzącego się ruchu odnowy wiary w Irlandii – mówi ks. Richard Gibbons. Jest rektorem sanktuarium od sześciu lat. Wraz ze współpracownikami uruchomił program „Razem w wierze”. Mimo że w kościołach niemal nie ma młodzieży, coraz więcej młodych wolontariuszy angażuje się w rozmaite działania podejmowane w ramach tego programu. – Wiecie, co najczęściej słyszymy w Knock od pielgrzymów? „Co mam robić, bo moje dzieci przestały chodzić do kościoła”. Odpowiadam: nic. Zostawcie im wolność, niech to będzie ich wybór. Wolno wam tylko po niedzielnej Mszy powiedzieć: oj, kogoś dzisiaj w kościele brakowało. Bo wszyscy jesteśmy jednym Ciałem Chrystusa i ten brak się odczuwa – mówi o. Frank Taaffe, rekolekcjonista w Knock.

Jakby na przekór trudnym czasom dla Kościoła w Irlandii w ostatnich latach bazylika w Knock została gruntownie odnowiona, a dwa lata temu zyskała największą w Europie mozaikę ołtarzową wykonaną w sławnej pracowni mozaik weneckich Travisanutto. Złożona z półtora miliona kawałków świetlista scena objawienia w Knock wita wchodzących do rotundowej bazyliki o białej elewacji i wieży jak szpica wbijająca się w niebo. Otoczenie bazyliki, kaplic, ośrodka dla młodzieży, muzeum, restauracyjki i księgarni zachwyca harmonią delikatnej architektury, rozległych trawników, rozkosznych łąk kwiatowych, śpiewu ptaków. Widać rękę artysty, którym ks. Gibbons rzeczywiście jest. Ukończył wydział sztuki na uniwersytecie w Galway. W Knock widoczny jest duch pierwotnego irlandzkiego, celtyckiego chrześcijaństwa, w którym szacunek dla sztuki i wrażliwość na piękno były jednym z filarów duchowości. – Wiele zależy od nas samych. Nie możemy liczyć na to, że przyjedzie papież Franciszek, powie nam coś i sytuacja odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – mówi rektor.

Queen of Ireland

Papież Franciszek nie będzie pierwszym papieżem pielgrzymującym do Knock. W 1979 roku odwiedził je Jan Paweł II, czego pamiątką jest m.in. ogromny krzyż postawiony między bazyliką a kaplicą objawienia. Od tamtego czasu społeczeństwo Irlandii przeszło ogromną zmianę. Nie tu miejsce, by o tym pisać. W każdym razie statystyki praktyk religijnych spadły ogromnie. Choć wskaźniki dominicantes wciąż należą do najwyższych w Europie, zwłaszcza te dotyczące zachodu, hrabstw bardziej tradycyjnych, wiejskich, takich jak Mayo właśnie. O Dublinie lepiej nie wspominać, tam w niedzielę na Mszę chodzi ok. 2 proc. katolików.

Franciszek czarodziejem nie jest, cudu nie sprawi, ale ludzie z Knock na 2 tygodnie przed jego wizytą są podekscytowani. – To będzie cudowne. Nie możemy się doczekać. Tak się cieszę! – mówi Sheila Waldron, właścicielka sklepu z dewocjonaliami Golden Rose (Złota Róża) stojącego dokładnie naprzeciw kaplicy objawienia – po drugiej stronie ulicy. Właśnie sprzed jej sklepu papież odjedzie po spotkaniu w Knock w niedzielę 26 sierpnia. Będzie tam modlił się w ciszy w kaplicy objawienia, z 45 tys. wiernych odmówi Anioł Pański, potem powie do nich słowo. Spotka się również z irlandzko-włoską rodziną, w której jest sześcioro dzieci.

To nasze miejsce

Po ponad stu latach od wizji do Knock przyjeżdża corocznie ok. 1,5 mln pielgrzymów, nie tylko z Irlandii. – Jesteśmy z Nowego Jorku, to nie tak daleko stąd – śmieje się liderka grupy czarnoskórych chrześcijan, którzy robią wiele radosnego hałasu, śpiewając, klaszcząc i tańcząc w kaplicy objawienia. – Przyjeżdżamy tu z wieloma intencjami. To jest dla nas miejsce, gdzie po prostu jest nasza Mama, Matka Boża. Czujemy, że to jest nasze miejsce – mówią Mariola i Marek Wyrzykowscy, których z synkiem Maksiem spotykam w korytarzu prowadzącym do bazyliki. Pochodzą z Łańcuta, w Irlandii mieszkają od ponad 10 lat. W Knock modlili się o dziecko. Urodził się Maksymilian. Dlatego od pięciu lat są tutaj co roku.

Jest tu spokojnie, kameralnie, zielono. Nie ma tłumów. Ale jest skupienie, cisza w kaplicy wizji (chyba że przylecą Afroamerykanie). Kilkuosobowe grupki albo samotni pielgrzymi okrążają kaplicę, półgłosem odmawiając Różaniec.

Jest godzina 4.59, sobota, kogut pieje pięć razy. Budzę się, wschodzi słońce. Idę do sanktuarium. Nikogo na kilku hektarach. Przede mną – jakby wskazując drogę – spokojnie kicają dwa zające. Niebo wyczynia cuda z kolorami. Światło jest irlandzkie, prosto z hrabstwa Mayo – to właśnie po nie przyjeżdżał na zachód Zielonej Wyspy William Turner. Nie mam żadnej wizji. Słyszę w sercu jedno: knock. Czyli – pukaj. •

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg