Więc do dzieła

Andrzej Macura

publikacja 24.06.2014 09:24

To nic nie da – zdarza się myśleć dzisiejszym chrześcijanom zatroskanym o głoszenie Dobrej Nowiny. Papież Franciszek uważa, że ofiara zaangażowania zawsze ma sens.

Więc do dzieła Henryk Przondziono /GN To co, że nie zawsze jest słonecznie i jasno, że przychodzą ulewy i burze. Przecież mamy życie wieczne!

Evangelii gaudium 275-288.

Entuzjazm. To słowo najlepiej charakteryzuje ostatnie punkty adhortacji Evangelii gaudium. Franciszek przypomina, że w swoich wysiłkach na rzecz ewangelizacji nie jesteśmy sami. Nie na miejscu jest więc „opuszczanie ramion” i poddawanie się acedii. Podobnie „karierowiczostwo spragnione uznania, oklasków, premii, pozycji”.  Ciągle przecież (tylko) współdziałamy z działającym  Zmartwychwstałym i z Duchem Świętym. A tu liczą się nawet drobiazgi.

Żeby uzmysłowić sobie, jak ważne bywają drobiazgi wystarczy stanąć w zacinającym deszczu .... na przykład na Świnicy. Kropla, która miała spaść po jednej stronie grani może, zatrzymana rzez człowieka, spać na drugą. Ta pozornie nic nie znacząca różnica ma z perspektywy dalszych losów kropli wielkie znaczenie. Jeśli spadła po stronie północnej, popłynie do Bałtyku. Jeśli po południowej – do Morza Czarnego.

Stać w zacinającym deszczu na Świnicy by zmieniać los kropel deszczu nie ma oczywiście sensu. Ale – pisze Franciszek – „kto się ofiaruje i oddaje Bogu z miłości, z pewnością będzie przynosił obfity owoc (por. J 15, 5)”. I dalej: „Taka płodność wielokrotnie jest niewidzialna, nieuchwytna, nie podlega rachunkowości. (...) Czasem wydaje się nam, że swymi wysiłkami nie osiągnęliśmy żadnego rezultatu, ale misja nie jest jakimś interesem lub projektem firmowym, nie jest organizacją pozarządową, nie jest spektaklem, aby można było policzyć, ilu ludzi wzięło w nim udział dzięki naszej propagandzie; jest czymś o wiele głębszym, przekraczającym wszelką miarę. Może Pan posłuży się naszym zaangażowaniem, by udzielić błogosławieństw w innym miejscu świata, dokąd nigdy nie pójdziemy. Duch Święty działa, jak chce, kiedy chce i gdzie chce; my oddajemy samych siebie, nie zamierzając oglądać widocznych rezultatów. Wiemy tylko, że nasz dar z siebie jest konieczny. Nauczmy się odpoczywać w czułości ramion Ojca, pośród naszego ofiarnego i twórczego zaangażowania. Idźmy naprzód, dajmy z siebie wszystko, ale pozwólmy, aby to On uczynił nasze wysiłki tak owocnymi, jak Jemu się podoba” (EG 279).

Z tej perspektywy nawet klęski mają sens. Byle poprzedził je rzetelny trud, uczciwe zaangażowanie w dzieło przekazywania światu najradośniejszej nowiny o pokonaniu przez Jezusa śmierci....

Czegoś jeszcze trzeba? Papież pisze, że postawy orędownika wstawiającego się za braćmi. I dziękczynienia za nich. „Gdy ewangelizator wychodzi z modlitwy – pisze Franciszek –  serce jego staje się bardziej hojne, wyzwolił się bowiem od świadomości wyizolowanej i pragnie czynić dobro oraz dzielić życie z innymi”. Taka interesowna modlitwa? „Wstawianie się za innymi nie oddala nas od prawdziwej kontemplacji, ponieważ kontemplacja, która zaniedbuje innych, jest oszustwem”.

***

To już koniec naszego podążania za myślą papieża Franciszka. Teorię trzeba jak najszybciej zacząć wprowadzać w czyn, Nie sposób jednak nie wspomnieć, że na końcu Evangelii gaudium papież stawia wszystkim głoszącym dobrą nowinę za wzór Maryję. „Istnieje styl maryjny w działalności ewangelizacyjnej Kościoła – pisze. Za każdym razem, gdy spoglądamy na Maryję, znów zaczynamy wierzyć w rewolucyjną moc czułości i miłości. W Niej dostrzegamy, że pokora i delikatność nie są cnotami słabych, lecz mocnych, którzy nie potrzebują źle traktować innych, aby czuć się ważnymi”.

Pokora i delikatność. Cechy nie słabych, a mocnych. Oby zawsze, nie tylko w dziele ewangelizacji, towarzyszyły wszystkim uczniom Mistrza z Nazaretu. Wszak jesteśmy niebiańsko mocni.