Sobór Karola Wojtyły

Przyjechał jako mało znany biskup pomocniczy. Mówił o sprawach, którymi zajmował się jeszcze jako młody ksiądz. Pokazał, jakim będzie papieżem.

Udaje mi się wrócić do domu na czas, by przyjąć ojca Cottiera, pewnego księdza brazylijskiego oraz jednego polskiego biskupa (wikariusza kapitulnego z Krakowa). Ten ostatni podtyka mi pewne zredagowane przez siebie teksty, dość chaotyczne, pełne nieścisłości, wręcz błędów i niedoskonałości – tak spotkanie z biskupem Karolem Wojtyłą opisał w swoim dzienniku Yves Congar. Francuski dominikanin, który nie przepadał za Polakami, dodawał, że spośród hierarchów znad Wisły „żaden nie pokazał się jeszcze na soborze”.

Przeczytaj także:

Czy funkcjonariusze SB przewidywali, że Karol Wojtyła może zostać papieżem?

 

„Wojtyła zrobił znakomite wrażenie – notował Congar kilka lat później. – Ma dominującą osobowość. W jego osobie jest jakieś ożywienie, magnetyczna siła, profetyczna moc, pełna pokoju nie do odparcia”. Francuski zakonnik zmienił zdanie, kiedy w 1965 r. zobaczył pracę krakowskiego arcybiskupa w tzw. komisji z Ariccii. Grupa ta pracowała nad dokumentem, który został później wydany jako Konstytucja o Kościele „Gaudium et spes”. Jak zauważył Henri de Lubac, to dzięki Wojtyle tekst został ostatecznie zredagowany, choć wydawało się już, że uczestnicy prac nie dojdą do zgody.

Przeoczony szczegół

Hierarcha z Krakowa przypominał zachodnim uczestnikom debaty o konfrontacji wspólnoty wiernych z marksizmem. Mówił też, że Kościół musi się odnosić przede wszystkim do tego, co dotyczy wieczności. Okazał się przekonującym mówcą, równym bardziej doświadczonym biskupom, takim jak Hermann Volk z Moguncji czy wspierany przez młodego teologa Josepha ­Ratzingera Joseph Frings z Kolonii.

Mimo to udział Karola Wojtyły w II Soborze Watykańskim jest mało znanym epizodem jego życiorysu. Biografie Jana Pawła II wspominają o tym zwykle na kilku zaledwie stronach. Praca ks. Roberta Skrzypczaka pomaga zapełnić tę lukę. Wydana w setną rocznicę urodzin polskiego papieża książka to nie tylko zbiór jego ustnych i pisemnych wystąpień podczas soboru, ale i przystępnie opisana historia obrad.

Bp Karol Wojtyła, zdjęcie zrobione w Rzymie w trakcie soboru.   PAP Bp Karol Wojtyła, zdjęcie zrobione w Rzymie w trakcie soboru.

Biskup (od 1964 r. arcybiskup) Wojtyła w czasie Vaticanum Secundum 25 razy zabierał głos – 8 razy przemawiał, 17 wypowiedzi złożył na piśmie. Dwukrotnie występował w imieniu Konferencji Episkopatu Polski. Miał wpływ nie tylko na brzmienie „Gaudium et spes”, ale i na Konstytucję dogmatyczną o Kościele „Lumen gentium”. Według jednego z francuskich dziennikarzy, obok kardynałów Franza Königa i Augustina Bei był jednym z twórców ostatecznego kształtu deklaracji „Nostra aetate”, odnoszącej się do religii niechrześcijańskich.

Katechumenat ochrzczonych

Pierwsze przemówienie przyszłego papieża dotyczyło katechumenatu osób, które przyjęły już chrzest. Podczas zebrania poświęconego reformie liturgicznej bp Wojtyła mówił, że oprócz samego sakramentu potrzebne jest wprowadzenie w chrześcijaństwo. „Inicjacja nie dokonuje się przez sam tylko chrzest, ale i przez katechumenat, kiedy człowiek dorosły jest przygotowywany do kierowania całym swym życiem w sposób chrześcijański” – tłumaczył. „Takie rozszerzenie pojęcia »inicjacja chrześcijańska« powinno mieć wielkie znaczenie szczególnie w naszych czasach, kiedy nawet ludzie ochrzczeni nie są wystarczająco wprowadzeni w całą prawdę życia chrześcijańskiego”.

Tym zagadnieniem zajmował się od lat. Już w 1952 r. pisał w „Tygodniku Powszechnym” o znaczeniu liturgii wigilii wielkanocnej, podczas której w pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzczono dorosłych po długim okresie przygotowań. „Katechumeni mieli nabyć wiedzę o rzeczywistości nadprzyrodzonej, do której rozum ludzki sam z siebie nie dociera, zatrzymuje się na jej progu, a do której musi zostać pociągnięty łaską” – wyjaśniał. Wyrażał też radość z tego, że sobotnia liturgia, przesunięta wieki wcześniej na ranek, będzie znów obchodzona wieczorem, czyli w wigilię Wielkanocy.

Pigułka? Nie, miłość

Innym zagadnieniem, którym Karol Wojtyła zajmował się od dawna, było małżeństwo i rodzina. W tej sprawie zabrał głos podczas prac nad Schematem XIII, już po zakończeniu prac w Ariccii. Temat był mu bliski, bo jeszcze jako młody wikary w Niegowici Wojtyła starał się rozwinąć duszpasterstwo rodzin. W 1960 r., czyli na krótko przed rozpoczęciem soboru, wydał książkę „Miłość i odpowiedzialność”. W czasie rzymskich obrad zwrócił uwagę, że w soborowym dokumencie nie znalazły się „te wszystkie trudne pytania, które stawiają nam, pasterzom, ludzie żyjący w małżeństwie, a my tym samym nie usiłujemy na nie odpowiedzieć”. Tłumaczył, że chodzi nie o treść wyłożonej doktryny – tu nie było błędów – ale o sposób mówienia, który powinien przypominać dialog. Rodzina jest „szkołą miłowania i miłości” – akcentował. „Trzeba, by sobór ukazał właśnie to miłowanie i tę miłość, a nie tylko doktrynę”.

Odniósł się też do sporu, który toczył się wśród ojców soborowych. Nie brakowało wówczas głosów za tym, by Kościół zmienił nauczanie w sprawie kontroli urodzin (temat był aktualny, bo w 1960 r. dopuszczono do sprzedaży tabletkę antykoncepcyjną). Wprawdzie Paweł VI zdecydował, że sobór nie będzie się tym zajmował, ale wielu uczestników chciało debaty i zmiany. „W tych opiniach to jedno może być szczególnie niebezpieczne, (...) że rozwiązań w kwestii osobowej i zarazem naturalnej poszukuje się w sposób raczej sztuczny” – ostrzegał polski arcybiskup, czyniąc wyraźną aluzję do sporu o antykoncepcję. Zaznaczał, że aby zachować porządek natury, małżonkowie powinni praktykować cnotę miłości. Dla części zwolenników tradycyjnej nauki o rodzinie argumentem przeciw antykoncepcji było to, że zapobiegać ciąży można w inny sposób. Takie postawienie sprawy oznaczałoby jednak, że poczęcie dziecka traktowane jest jako nieszczęście, którego należy w jakiś sposób uniknąć. Tymczasem przyszły papież patrzył z zupełnie innej perspektywy. „Nigdy samo poznanie reguł naturalnej płodności czy aspektów życia seksualnego nie tworzy moralnie doskonałego praktykowania małżeństwa bez wzajemnego ćwiczenia się w cnotach” – pisał. Sedno sprawy stanowiło więc dla niego nie to, w jaki sposób nie dopuścić do poczęcia, ale to, by poprzez akt małżeński mąż i żona okazywali sobie prawdziwą, a przy tym rozumną miłość.

Krótka pisemna wypowiedź była zapowiedzią tego, co Jan Paweł II robił przez blisko trzy dekady pontyfikatu, kiedy bardzo wiele mówił i pisał o rodzinie i do rodzin. Podobnych zapowiedzi było więcej. Podobnie jak inni polscy uczestnicy obrad Karol Wojtyła często odnosił się do Dziewicy Maryi. To także było charakterystyczne dla jego późniejszego pontyfikatu.

Wybijająca się osobowość

„Jeśli pewnego dnia potrzebować będziemy papieża, mój kandydat jest jeden: Wojtyła! Niestety, to niemożliwe. On jest bez szans” – notował Henri de Lubac w jednym z zapisków przytoczonych przez ks. Skrzypczaka. Francuski jezuita należał do osób, które podczas soboru dostrzegły w niemal anonimowym wcześniej biskupie z Krakowa wybitną osobowość. Rzymskie obrady z pewnością wpłynęły na Karola Wojtyłę, który tuż przed konklawe z 1978 r. przyznał, że nie rozstaje się z konstytucją „Gaudium et spes”. Z pewnością pomogły mu też w drodze na tron Piotrowy. On sam wspominał w książce „Przekroczyć próg nadziei”, że zaczynał udział w nich jako krakowski biskup pomocniczy, więc siedział blisko wejścia do bazyliki Świętego Piotra, a kończył jako arcybiskup, więc dostał miejsce bliżej ołtarza. „Przy końcu soboru w roku 1965 młody biskup, który przybył do Rzymu jako nieznany wikariusz kapitulny z Krakowa, był – wśród równych sobie stanem, a może nawet w całej prasie światowej – jednym z lepiej znanych ludzi Kościoła” – pisał z kolei biograf Jana Pawła II George Weigel. „I znany był (...) jako człowiek pełen idei i obdarzony własną wybijającą się osobowością”.•

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama

Reklama