Nazywali siebie Rodzinką, chociaż tylko nielicznych łączyły więzy krwi. Postacią centralną był w niej „Wujek” – Karol Wojtyła, najpierw ksiądz, później biskup, kardynał, a w końcu papież.
Krążą legendy o ich wyprawach wakacyjnych – kajakowych i górskich, ale Rodzinką byli nie tylko na urlopie. Nowatorskie pomysły młodego ks. Wojtyły, wikarego krakowskiej parafii św. Floriana i duszpasterza akademickiego, przyciągały wielu młodych. Dla ks. Wojtyły ważny był cały człowiek, całe jego życie, a nie tylko sprawy duchowe. Stąd były wspólne wyjazdy, ale też świętowanie imienin czy zabawy dla dzieci.
Studencki czas formacji intelektualnej okazał się też pełen zwykłych życiowych dylematów – decyzji o założeniu rodziny czy podejmowaniu pracy zawodowej. Każdy rozwijał się w swoją stronę, ale mimo upływu lat ciągle czuli się ze sobą związani. „Wujek” także się przy nich formował. Ta więź przetrwała po wyborze kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową.
Dziś Rodzinka to już przynajmniej cztery pokolenia. Tam, gdzie „wszystko się zaczęło”, czyli w wadowickim mieszkaniu Wojtyłów, wspomnieniami o niezwykłym przyjacielu dzieliła się Danuta Ciesielska, wdowa po słudze Bożym Jerzym Ciesielskim. W 1957 r. ks. Wojtyła pobłogosławił ich małżeństwo, a w późniejszych latach ochrzcił trójkę ich dzieci – Marię, Katarzynę i Piotra. Jerzy zginął wraz z dwójką młodszych dzieci – Katarzyną i Piotrem – w 1970 r. w katastrofie statku na Nilu.
Musiał zdać test
Znajomość Danuty Ciesielskiej z ks. Wojtyłą sięga lat 50. ub. wieku, czasów tak dawnych, że pamięć niekiedy zawodzi. Wikarego od św. Floriana poznała dzięki swojemu przyszłemu mężowi, który dziś jest kandydatem na ołtarze. To J. Ciesielski zaproponował, by na którąś studencką wycieczkę w góry zaprosić ks. Wojtyłę. – Zastanawialiśmy się, jak będzie się zachowywał. Test zdał – opowiadała. Podkreślała przy tym, że w tamtych trudnych czasach dobrze było mieć przyjaciela, któremu można zaufać.
Ludzie bardzo garnęli się do ks. Wojtyły. Trzeba pamiętać o kontekście tamtych lat. Służby bezpieczeństwa nie mogły dowiedzieć się o grupie studentów, którzy chodzili po górach z księdzem. A i widok kapłana w zwykłej koszuli i sportowych spodniach, a nawet szortach, był raczej niespotykany. Stąd „Wujek”. A skoro ks. Wojtyłę nazywali „Wujkiem”, to wiadomo – są jego Rodzinką. I tak już pozostało.
Na dłuższe wypady w góry jeździli w osobnych grupach. Dziewczęta nocowały w komfortowych warunkach w Bielsku. Chłopcy korzystali z gościny „niebywale szczupłego” wikarego w pobliskich Kozach. Tam ks. Franciszek Macharski przyjmował Rodzinkę w swoim niewielkim mieszkaniu. Oprócz górskich wędrówek były też wycieczki kajakowe.
– To się zaczęło od mojego ojca, który brał udział w zawodach kajakarskich. Kiedyś pokazał mojemu mężowi swój kajak i namówił go na wycieczkę. Jerzy pojechał, zobaczył, jaka to frajda, i postanowił zdobyć kajaki dla nas – wspominała D. Ciesielska. – Ksiądz Wojtyła bardzo nas wtedy pilnował. Zaglądał do namiotów – dodała ze śmiechem.
Długie wycieczki, wieczory przy ognisku sprzyjały rozmowom. Młody duszpasterz nie wygłaszał katechez. – To myśmy go zaczepiali o różne sprawy, a on rozwijał temat – sprecyzowała wdowa po J. Ciesielskim. Najczęściej rozmawiali o trudnych relacjach między komunistycznym państwem a Kościołem. – Stawaliśmy przed trudnymi wyborami. Pytaliśmy go, jak zachować się przyzwoicie i uczciwie, po chrześcijańsku – dodała.
Kinderbale u biskupa
Czy te relacje zmieniły się po nominacji biskupiej ks. Wojtyły? – Nie byliśmy zaskoczeni, gdy został biskupem, ale było smutno, bo baliśmy się, że nie będzie miał dla nas czasu – wyznała D. Ciesielska. Obawy okazały się nieuzasadnione. Minęły wprawdzie czasy beztroskich wypraw, ale w razie potrzeby członkowie Rodzinki zawsze mogli zadzwonić, a drzwi mieszkania najpierw na Kanoniczej, potem na Franciszkańskiej były dla nich szeroko otwarte.
Stanisław Rybicki, przedstawiciel drugiego pokolenia Rodzinki, był pierwszym dzieckiem ochrzczonym przez ks. Wojtyłę po jego nominacji biskupiej. – Gdy się patrzy od środka, zaczyna brakować perspektywy – tłumaczył. Pamięta, że „Wujek” był przyjacielem rodziny. Kiedy mama uległa poważnemu wypadkowi, ks. Wojtyła odwiedził ją, wyspowiadał, odprawił Mszę, a dzieciom tłumaczył, co się dzieje. Pomagał w najtrudniejszych sytuacjach, ale dbał również o zwyczajność, codzienne małe radości. – Na Kanoniczej i na Franciszkańskiej wyprawiał nam kinderbale – wspominał S. Rybicki. Dla dzieci wychowywanych w PRL-owskich, ciasnych mieszkaniach zabawa w ogromnych pokojach biskupa była niezapomnianą radością. N
ajstarsza córka Danuty i Jerzego Maria Ciesielska-Pikul wyznała, że wyjątkowość ks. Wojtyły zrozumiała dopiero po jego wyborze na papieża. – Był bliski, tak bliski, że nie zdawałam sobie sprawy z jego wielkości – mówiła. Gdy jako nastolatka straciła ojca w katastrofie statku na Nilu, obecność „Wujka” stała się ważną częścią jej życia.
Nie martwcie się!
Ostatnie spotkanie przed wyjazdem na pogrzeb Jana Pawła I i pamiętne konklawe, które wybrało krakowskiego metropolitę na papieża, odbyły się przy okazji imienin prof. Gabriela Turowskiego. „Wujek” nie wiedział jeszcze wtedy, że w Watykanie umiera Papież Uśmiechu. – Był bardzo zamyślony, jakby nieobecny. Wyszedł, zanim doszliśmy do „słodkiego” – wspominała D. Ciesielska.
Jak przeżyli 16 października 1978 roku? – Kraków tak świętował, że w każdej parafii coś się działo. Ja pobiegłam do św. Anny, do bp. Jana Pietraszki. I tam się spotkaliśmy całą gromadą – opowiadała. Wypełniała ich duma, że znają papieża. I żal, że bezpowrotnie go tracą. W czasach żelaznej kurtyny wyjazd „Wujka” do Watykanu oznaczał praktycznie koniec spotkań. Parę dni później z Watykanu przyszedł napisany odręcznie list: „Nie martwcie się, Wujek pozostanie Wujkiem”. Spotkali się, gdy Jan Paweł II przyjechał do Polski w 1979 roku.
– Obowiązywały bilety, sprawdzała nas ochrona, przeciskaliśmy się przez tłumy ludzi – opowiadał S. Rybicki. Jednak najważniejsze było to, że „Wujek” chce ich zobaczyć.
Jan Paweł II wielokrotnie dawał wyraz pamięci o swoich przyjaciołach. – Przysyłał listy, które świadczyły o tym, że o nas myśli. Dopytywał w nich o każdego, czuliśmy jego opiekę – podkreślał S. Rybicki. Tej opieki doświadczyła M. Ciesielska-Pikul. Gdy straciła dziecko, papież zaprosił ją i jej męża na Boże Narodzenie do Watykanu. – Nie mówił, co mamy robić. Po prostu nas wspierał. Dziś mamy dwóch dorosłych, adoptowanych synów – opowiadała.
– Gdy próbuję opisać, co nas wszystkich łączyło, przychodzi mi na myśl wzajemne wsparcie w bardzo złożonych czasach – dodał S. Rybicki. Według niego, piękno i siła Rodzinki polega na tym, że nigdy nie mieli ram organizacyjnych, nie próbowali zamykać się w strukturach. Rodzinka istniała, bo chcieli tego jej członkowie. Więź przetrwała. Spotykają się kolejne pokolenia. Wciąż odbywają się wyprawy w góry czy wycieczki na kajaki. W centrum tego niezwykłego środowiska wciąż stoi św. Jan Paweł II. – O tym, że jest święty, wiedzieliśmy wcześniej niż Kościół – podsumowała D. Ciesielska.
Spotkania „Takim Go pamiętamy” odbywają się w Muzeum Dom Rodzinny Jana Pawła II w Wadowicach z okazji przypadającej w przyszłym roku 100. rocznicy jego urodzin.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.