Papież Franciszek kanonizował czworo błogosławionych: ks. Wincentego Grossi, s. Marię od Niepokalanego Poczęcia oraz Zelię i Ludwika Martin - rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Dokonał tego na początku Mszy św. na placu św. Piotra w Watykanie. Liturgię koncelebrowali kardynałowie i biskupi uczestniczący w XIV Zwyczajnym Zgromadzeniu Ogólnym Synodu Biskupów.
Nie da się pogodzić ambicji, karierowiczostwa i naśladowania Chrystusa; nie da się pogodzić zaszczytów, sukcesu, sławy, triumfów doczesnych z logiką Chrystusa ukrzyżowanego - mówił papież Franciszek podczas Mszy św. na placu św. Piotra w Watykanie, w czasie której dokonał kanonizacji czworga błogosławionych: ks. Wincentego Grossi, s. Marii od Niepokalanego Poczęcia oraz Zelii i Ludwika Martin - rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Liturgię koncelebrowali kardynałowie i biskupi uczestniczący w XIV Zwyczajnym Zgromadzeniu Ogólnym Synodu Biskupów.
Papież zauważył, że Jezus zaprasza swych uczniów do pójścia za Nim „drogą miłości i służby, odrzucając światową pokusę chęci zajmowania pierwszego miejsca i rozkazywania innym”. - W obliczu ludzi usilnie starających się o zyskanie władzy i sukcesu, uczniowie są wezwani, aby czynić coś przeciwnego. Dlatego ich przestrzega: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym” (w. 42-44). Tymi słowami wskazuje na służbę jako styl władzy we wspólnocie chrześcijańskiej. Ten, kto służy innym i naprawdę nie ma prestiżu, wypełnia w Kościele władzę rzeczywistą. Jezus zachęca nas do zmiany naszej mentalność i przejścia od żądzy władzy do radości zanikania i służby; do wykorzenienia instynktu panowania nad innymi i do realizacji cnoty pokory - mówił Franciszek.
Wyjaśnił, że „przedstawiwszy wzór, którego nie należy naśladować Jezus daje siebie samego jako ideał, do którego należy się odwoływać”: „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. - W tradycji biblijnej Syn Człowieczy jest tym, który otrzymuje od Boga „panowanie, chwałę i władzę królewską”. Jezus napełnia ten obraz nowym sensem i wyjaśnia, że ma On władzę jako sługa, chwałę jako zdolny do uniżenia, władzę królewską jako gotowy do całkowitego ofiarowania swego życia. I rzeczywiście poprzez swoją mękę i śmierć, przez które zyskuje ostatnie miejsce, osiąga największą wielkość w służbie i czyni z niej dar dla swego Kościoła - wskazał Ojciec Święty.
Przekonywał, że „nie da się pogodzić sposobu rozumienia władzy według kryteriów światowych z pokorną służbą, która powinna charakteryzować władzę zgodnie z nauczaniem i przykładem Jezusa. Nie da się pogodzić ambicji, karierowiczostwa i naśladowania Chrystusa; nie da się pogodzić zaszczytów, sukcesu, sławy, triumfów doczesnych z logiką Chrystusa ukrzyżowanego”.
Istnieje natomiast „zgodność między Jezusem, «doświadczonym w cierpieniu» a naszym cierpieniem”. - Przypomina nam o tym List do Hebrajczyków, który przedstawia Chrystusa jako najwyższego kapłana dzielącego naszą ludzką kondycję we wszystkim oprócz grzechu: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu”. Jezus sprawuje w istocie kapłaństwo miłosierdzia i współczucia. Miał bezpośrednie doświadczenie naszych trudności, zna od wewnątrz naszą ludzką kondycję; to, że nie doświadczył grzechu nie stanowi dla Niego przeszkody w zrozumieniu grzeszników. Jego chwała nie jest chwałą ambicji i pragnienia panowania, ale to chwała miłowania ludzi, przyjęcia i dzielenia ich słabości i obdarzenia ich łaską uzdrawiającą, towarzyszenie z nieskończoną czułością ich męczącej pielgrzymce - wyjaśnił papież.
A ponieważ każdy z nas, jako ochrzczony uczestniczy w kapłaństwie Chrystusa, dlatego „wszyscy możemy otrzymać miłość, która płynie z Jego otwartego serca, zarówno dla nas samych jak i dla innych”. Stajemy się wówczas „kanałami” Jego miłości, Jego miłosierdzia, szczególnie wobec tych, którzy pogrążeni są w bólu, udręce, zniechęceniu i samotności.
Taka postawa służby braciom z niezwykłą pokorą i miłością charakteryzowała nowo ogłoszonych świętych. - Wincenty Grossi był gorliwym proboszczem, zawsze wrażliwym na potrzeby swych parafian, zwłaszcza na kruchość młodzieży. Dla wszystkich gorliwie łamał chleb Słowa i stał się Miłosiernym Samarytaninem dla najbardziej potrzebujących - podkreślił Franciszek.
Z kolei Maria od Niepokalanego Poczęcia „osobiście świadczyła z wielką pokorą posługę ostatnim, otaczając szczególną troską dzieci ubogich i osoby chore”.
A „święci małżonkowie Ludwik Martin i Maria Zelia z domu Guérin świadczyli posługę chrześcijańską w rodzinie chrześcijańskiej, budując dzień po dniu środowisko pełne wiary i miłości. W tym klimacie zrodziły się powołania ich córek, w tym św. Teresy od Dzieciątka Jezus”.
- Świetlane świadectwo tych nowych świętych zachęca nas do wytrwania na drodze radosnej służby braciom, ufając w pomoc Boga i macierzyńską opiekę Maryi. Z nieba czuwają teraz nad nami i wspierają nas swoim możnym wstawiennictwem - zakończył swą homilię Ojciec Święty.
W niedzielę papież Franciszek kanonizował czworo błogosławionych. Poniżej przedstawiamy pokrótce sylwetki nowych świętych:
1. Wincenty (Vincenzo) Grossi (9 III 1845-7 XI 1917) – kapłan włoski, gorliwy nauczyciel i orędownik wychowania młodego pokolenia, założyciel żeńskiego Instytutu Córek Oratorium św. Filipa Nereusza.
Urodził się w miejscowości Pizzighettone (prowincja Kremona w płn. Włoszech) jako przedostatnie z 10 dzieci (z których troje zmarło w dzieciństwie). Wcześnie odkrył w sobie powołanie kapłańskie i w 1864 wstąpił do seminarium duchownego w Kremonie a po jego ukończeniu przyjął 22 maja 1870 święcenia kapłańskie. Pracował następnie jako duszpasterz w swej rodzinnej miejscowości, a ponieważ były to czasy tzw. „kwestii rzymskiej”, czyli ostrego konfliktu między Stolicą Apostolską a nowo powstałym państwem włoskim (1861-1929), nie mógł być oficjalnie mianowany proboszczem, ale był tzw. ekonomem duchowym.
W 1873 został już oficjalnie mianowany proboszczem w miasteczku Regona koło swych stron rodzinnych. Życie religijne było tam bardzo słabe, a miejscowi mieszkańcy rzadko chodzili do kościoła, ale młody kapłan dzięki swej energii i poświęceniu zdołał w krótkim czasie przemienić miasteczko w „mały klasztor”, jak mawiali niektórzy jego koledzy-księża. Szczególnie usilnie pracował z miejscową młodzieżą, troszcząc się o ich wychowanie i oświatę nie tylko religijną, ale także ogólną. Dotyczyło to także dziewcząt i z myślą o nich założył – idąc za działaniami współczesnego mu ks. Jana Bosco z Turynu – oratorium, w którym mogły one znaleźć opiekę i wsparcie. Nie zaniedbywał przy tym starań o życie liturgiczne i sakramentalne, zasłynął też jako kaznodzieja i rekolekcjonista.
Troska o młode pokolenie, zwłaszcza dziewczęta – przyszłe matki i wychowawczynie – nasunęła mu myśl o założeniu specjalnego zgromadzenia, które zajmowałoby się specjalnie tym zadaniem. Dzięki pomocy i zaangażowaniu kilku kobiet ze swej parafii, których był kierownikiem duchowym, utworzył wspólnotę, która stała się zalążkiem przyszłego Instytutu. Jego córki duchowe nie tylko zajmowały się dziewczętami wymagającymi opieki, ale także modliły się o uświęcenie kapłanów, co miało istotne znaczenie w owym czasie, gdy poziom życia duchowego i intelektualnego duchowieństwa był niezbyt wysoki.
W 1883 ks. Grossi został proboszczem w innej małej miejscowości Vicobellignano. Tam również ożywił praktyki i życie religijne, a także pozyskał dla Kościoła część wiernych, którzy wcześniej byli metodystami. Nie zerwał przy tym więzi ze swą poprzednią parafią, a zwłaszcza założoną przez siebie wspólnotą życia konsekrowanego. Nazwał ją Instytutem Córek Oratorium, nawiązując w ten sposób do sprawdzonego już wzorca duchowego, wypracowanego kilka wieków wcześniej przez św. Filipa Nereusza.
Pierwsza placówka nowej wspólnoty powstała w Pizzighettone w 1885; na jej czele stanęła bliska współpracowniczka założyciela jeszcze z Regony – Maria Caccialanza a po jej śmierci 5 września 1900 – Ledovina Scaglioni, która została pierwszą matką generalną. Na szczeblu diecezjalnym Instytut zatwierdził 20 czerwca 1901 biskup Kremony Geremia Bonomelli.
Kapłan starał się dzielić swój czas między parafię a Instytut i pod koniec życia chciał nawet wrócić na stałe do Regony, ale nie zgodził się na to biskup. Były to lata I wojny światowej i hierarcha, który zmarł zresztą wkrótce po wybuchu konfliktu, radził ks. Grossiemu, aby doczekał przynajmniej do końca wojny. Ale tak się nie stało. Pod koniec 1917 intensywny tryb życia i nieustanna aktywność kapłana podkopały jego zdrowie i 7 listopada 1917 wieczorem zmarł on w Vicobellignano w opinii świętości.
Jego proces beatyfikacyjny toczył się w diecezji Lodi (zmarł na jej terenie) w latach 1947-54, następnie w Watykanie (do 1969). Błogosławionym ogłosił go 1 listopada 1975 Paweł VI.
2. Maria od Niepokalanego Poczęcia, czyli María Isabel Salvat Romero urodziła się 20 lutego 1926 w Madrycie w zamożnej i szanowanej, a przy tym bardzo pobożnej rodzinie. Między innymi jej młodszy brat w 1956 został księdzem. Ona sama w wieku 18 lat 8 grudnia 1944 wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Towarzystwa Krzyża, wspólnoty zakonnej założonej w 1875 przez jej rodaczkę bł. Anielę od Krzyża (1846-1932).
Wcześniej jednak, w latach 1932-42 uczęszczała do szkoły podstawowej, a następnie do kolegium – obie placówki prowadziło zgromadzenie „Matki Irlandzkie”. Wtedy też, jeszcze jako dziecko, odczuła na własnej skórze uciążliwości wywołane przez wojnę domową w Hiszpanii (1936-39), gdyż z jej powodu zgromadzenie musiało, wraz z uczennicami, schronić się na kilka lat do Portugalii.
W 1939 r. 13-letnia wówczas dziewczyna wróciła do Madrytu, gdzie w 1944 zdała maturę i 8 grudnia tegoż roku rozpoczęła nowicjat we wspomnianym Towarzystwie Krzyża. 9 czerwca następnego roku przywdziała habit, przyjmując imię zakonne Maria de la Purísima de la Cruz (Maria od Najczystszej [Maryi Panny] od Krzyża). Wyróżniała się głęboką wiarą i pobożnością, a przy tym będąc osobą wykształconą (m.in. znała trzy języki obce, co w ówczesnej Hiszpanii było rzadkością, zwłaszcza wśród kobiet), dość szybko zaczęła pełnić ważne stanowiska w zgromadzeniu.
W 1950 kierowała kolegium w Valladolid, w 3 lata później powierzono jej podobny urząd w Sewilli, a od 1965 pełniła różne stanowiska we władzach swej wspólnoty zakonnej. Była m.in. przełożoną prowincjalną i radczynią generalną, po czym 11 lutego 1977 na 13. kapitule generalnej wybrano ją na przełożoną generalną. Funkcję tę pełniła przez 4 kolejne kadencje aż do śmierci. Kierowała zgromadzeniem z niezmordowaną energią i gorliwością. Za jej kadencji wspólnota bardzo się rozrosła, powstały nowe domy w różnych częściach Hiszpanii.
Przez cały ten czas, niezależnie od obowiązków administracyjnych, nie zaniedbywała swych zadań, wynikających z powołania zakonnego – troski i opieki nad chorymi, osobami w starszym wieku, opuszczonymi i ubogimi. Gdziekolwiek mieszkała i działała, poświęcała wiele uwagi tym grupom osób potrzebujących. Sama żyła bardzo skromnie, mając niewielkie potrzeby. Osobiście myła i karmiła swych podopiecznych, prała im ubranie i wykonywała inne, ciężkie i mało przyjemne prace.
Zmarła w opinii świętości w domu macierzystym zgromadzenia w Sewilli 31 października 1998 podczas rekolekcji.
Jej proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym trwał w latach 2004-05, po czym sprawę przekazano do Rzymu. W grudniu 2008 komisja lekarska Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych uznała cud, dokonany za wstawiennictwem Sługi Bożej, a 18 września 2010 w Sewilli odbyła się jej beatyfikacja.
3-4. Ludwik Józef Stanisław (Louis Joseph Stanislas) Martin (22 VIII 1823-29 VII 1894) urodził się w Bordeaux, a Zelia Maria (Zélie [lub Azélie] Marie) z domu Guèrin (23 XI 1831-28 VIII 1877) pochodziła z Gandelain – miejscowości na przedmieściach Saint-Denis-sur-Sarthon w północno-zachodniej Francji.
Ludwik był synem kapitana wojska francuskiego. Wychowany w głębokiej wierze, początkowo chciał nawet wstąpić do zakonu, ale uniemożliwiła mu to nieznajomość łaciny. Przez pewien czas mieszkał w Paryżu, ale niebawem wrócił do rodziców w Alençon, gdzie otworzył zakład zegarmistrzowsko-jubilerski. Pracę łączył z ćwiczeniami duchowymi i działalnością dobroczynną. 13 lipca 1858 poślubił poznaną trzy miesiące wcześniej Zelię Guèrin, która – jak sama później wyznała – gdy po raz pierwszy spotkała go na ulicy, usłyszała głos wewnętrzny, iż „to ten, którego przygotowałem dla Ciebie”.
Przyszła pani Martin uczęszczała na kursy koronczarskie, których współorganizatorką była matka Ludwika. Sama Zelia była ładną i mądrą dziewczyną, której ojciec również był żołnierzem, a później żandarmem. Miała słaby kontakt z własną matką, dobrze natomiast rozumiała się z bratem i siostrą. Podobnie jak jej mąż, we wczesnej młodości chciała wstąpić do klasztoru, ale tamtejsza przełożona, kierując się doświadczeniem, odradziła dziewczynie zbyt szybką decyzję w tym zakresie. Później Zelia nigdy już tego nie żałowała. Była osobą przedsiębiorczą i już w wieku 20 lat założyła własne przedsiębiorstwo. Ona także, podobnie jak jej mąż i wraz z nim, dzieliła pracę zawodową z głębokim życiem wewnętrznym i pobożnością oraz z pełnieniem dzieł miłosierdzia wobec potrzebujących.
Oboje małżonkowie doczekali się łącznie dziewięciorga dzieci, urodzonych w latach 1860-73, z których najmłodszą była ta, która najbardziej rozsławiła rodzinę – św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Niestety, z całej tej gromadki potomstwa czworo, w tym dwóch chłopców, zmarło w bardzo młodym wieku. Te, które przeżyły – same córki – zostały zakonnicami i doczekały, poza św. Teresą, sędziwego wieku (dwie zmarły w wieku prawie 90 lat).
Radości i smutki, związane z narodzinami, przedwczesnymi zgonami i wychowaniem dzieci, naznaczyły w największym stopniu życie państwa Martin. W domu panowała pogodna atmosfera, dzieci były wychowywane w duchu bardzo religijnym, ale bez przesady a tym bardziej fanatyzmu. Jak wynika z listów Zelii do jej męża, była ona osobą o głębokim życiu duchowym, a przy tym z dużym poczuciem humoru. Potrafiła z dystansem, a nawet pewną ironią odnosić się nawet do wydarzeń religijnych, gdy np. oceniała w jednym z listów słaby poziom rekolekcji w ich parafii.
W czasie wojny francusko-pruskiej (1870), gdy Ludwik służył w wojsku, jego żona bardzo pomagała potrzebującym, zatrudniając u siebie w domu 18 robotników, których – jak pisała – „kochała jak własną rodzinę”.
Wielkim źródłem wiedzy o codziennym życiu małżonków, a jeszcze bardziej o ich uczuciach, religijności i życiu duchowym, są listy. Zachowało się 218 listów Zelii do męża i 16 Ludwika do niej. Wyłania się z nich głęboka osobowość Zelii o bogatym życiu wewnętrznym, którym towarzyszy wspomniane duże poczucie humoru i pogoda ducha. Nie zmieniła tego nastawienia ciężka choroba nowotworowa, na którą zapadła ta mężna kobieta i która doprowadziła do jej śmierci w wieku niespełna 47 lat.
Ludwik bardzo przeżył odejście małżonki, ale początkowo nadal wiele czasu poświęcał wychowaniu córek i pełnieniu dzieł miłosierdzia. Gdy jednak najmłodsza, Tereska wstąpiła, podobnie jak starsze siostry, do klasztoru, po kilku miesiącach zaczęła się w nim rozwijać choroba psychiczna, na którą z przerwami cierpiał już do końca życia. W okresach między kolejnymi jej nawrotami sam opiekował się chorymi.
Heroizm codziennego życia i piękny przykład miłości i zrozumienia między rodzicami były najlepszą szkołą wychowania dla ich dzieci. Najmłodsza z nich, Teresa, późniejsza wielka święta, patronka misji i doktor Kościoła, napisała o swych rodzicach, że byli oni „godni bardziej nieba niż ziemi”.
Proces beatyfikacyjny państwa Martin prowadzono w latach 1957-60 w diecezjach Bayeux-Lisieux i Sées, a następnie w Rzymie. 26 marca 1994 Jan Paweł II zatwierdził ich cnoty heroiczne i od tego czasu przysługiwał obojgu tytuł „czcigodnych”. Benedykt XVI zezwolił na wyniesienie obojga małżonków na ołtarze po uznaniu przez komisję lekarską w Rzymie cudu, przypisywanego ich wstawiennictwu – uzdrowienia z ciężkiej choroby płuc włoskiego chłopca Pietro Schilirò Monzy.
Beatyfikacja Ludwika i Zelii Martinów odbyła się 19 października 2008 w Lisieux. Stali się oni drugim małżeństwem, wyniesionym przez Kościół na ołtarze w naszych czasach. Pierwszymi byli Alojzy (lub Ludwik) i Maria Beltrame Quattrocchi z Włoch, których Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi 21 października 2001 w Rzymie.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.