W Rzymie działa 50 tys. urządzeń do gier hazardowych. Są one rozlokowane głównie na peryferiach, jednak istnieje obawa, że salony gier zagoszczą także w centrum, stanowiąc dyskusyjną konkurencję dla świątyń, zabytków i ośrodków kultury.
„Rzym to stolica kultury i jest nie do przyjęcia, że obok najważniejszych zabytków miasta powstaną salony gier – stwierdził prominentny działacz rządzącej Partii Demokratycznej z regionu Lacjum Stefano Pedica. – Właśnie dlatego trzeba, by i zwykli obywatele podnieśli w tej sprawie głos”.
Sprawa jest o tyle pikantna, że z hazardu czerpie zyski państwo. I to właśnie za cichym przyzwoleniem władz w coraz liczniejszych lokalach Rzymu pojawiają się maszyny do gry, przyciągając nie tylko młodzież. Całość zjawiska wpisuje się w trwający kryzys gospodarczy, który we Włoszech zbiera coraz obfitsze żniwo bezrobocia, ale i budzi w niektórych złudne nadzieje. „Biorąc pod uwagę tak katastroficzne dane o ubóstwie, podawane przez Caritas, jak państwo może jeszcze myśleć o czerpaniu zysków z hazardu? – pyta z kolei dziennikarz i działacz społeczny Luca Borgomeo. – Ileż rodzin złudzonych łatwym zarobkiem przyjdzie nam jeszcze zobaczyć na bruku?”. Szef włoskiego stowarzyszenia odbiorców mediów AIART zaznacza przy tym, że należy walczyć z patologią hazardu również w środkach przekazu, gdzie dominują teleturnieje także w porach największej oglądalności.
Tyle że chrześcijanie w tym kraju, choć jest ich niewielu, nie mają łatwo.
W minionych dniach brali udział w międzyreligijnym spotkaniu „Meaning Meets Us”.
Do końca roku oczekuje się w Rzymie ponad 30 mln turystów i pielgrzymów.
Jak można mieć nadzieję, kiedy miliony ludzi padają ofiarą niewolnictwa?