22 stycznia mają się rozpocząć w Genewie rokowania na temat przyszłości Syrii. Wciąż nie jest jasne, kto weźmie udział w tym spotkaniu i jaki będzie jego finał.
Wyników rokowań obawiają się chrześcijanie. Zwraca na to uwagę syrokatolicki abp Jacques Behnan Hindo.
W jego przekonaniu rewolucja została Syryjczykom ukradziona. Domagali się oni wolności, demokracji i wykorzenienia korupcji. Teraz Syrii zagraża barbarzyństwo i tyrania, zasłaniające się religią – ostrzega abp Hindo. Z jego obserwacji wynika, że aktualnie cała opozycja, również umiarkowana, uległa islamistycznej radykalizacji. Wszyscy, także tak zwana Wolna Armia Syryjska, zjednoczyli się pod sztandarem dżihadystów, i domagają się wprowadzenia prawa szariatu. Co gorsza, wydaje się, że są oni popierani, a przynajmniej tolerowani przez Stany Zjednoczone, Arabię Saudyjską i Turcję.
Zdaniem katolickiego hierarchy chrześcijanie muszą się temu zdecydowanie przeciwstawić, bo z pełnoprawnych obywateli staną się tolerowaną co najwyżej mniejszością. Abp Hindo przypomina również, że rzeczą ludzką jest z dwojga złego wybierać mniejsze.
Poniżej rozmowa z ks. Ghassanem Sahouim - jezuitą z Homs - o sytuacji w Syrii:
RW: Od niemal trzech lat przyglądamy się wojnie w Syrii, która niestety staje się coraz bardziej złożona i wciąż powoduje nowe ofiary. Ksiądz żyje w Syrii, w Homs. Jak to ksiądz postrzega z tamtej perspektywy?
Ks. G. Sahoui: My żyjemy w strefie znajdującej się pod kontrolą reżimu. Jest w miarę spokojnie. Jednakże co jakiś czas spadają na nas rakiety i pociski moździerzowe. Nie jesteśmy więc bezpieczni na sto procent. Musimy być czujni i ostrożni. Kiedy zaczyna się atak, wszyscy muszą być gotowi do ucieczki. Ale życie trwa dalej, choć jest tak wiele trudności. Żeby wspomnieć choćby o problemach materialnych. Wielu nie ma już pracy. I nie można jest zdobyć. A ci, którzy pracują otrzymują tak skromne wynagrodzenie, że starcza im co najwyżej do połowy miesiąca. Potem trzeba żyć z innych źródeł.
RW: Homs to miasto, które przez wiele miesięcy znajdowało się pod ostrzałem. Wielu przypłaciło to życiem. Również wspólnota chrześcijańska wiele ucierpiała, nieprawdaż?
Ks. G. Sahoui: Tak i nawet teraz około 70 chrześcijan z jezuitą ks. Fransem van der Lugtem nadal pozostaje w historycznej dzielnicy Homs, na starym mieście, które było centrum chrześcijaństwa. Tam znajdowały się zabytkowe katedry, kościoły. Wiele z nich zostało zburzonych. Teren ten kontrolują rebelianci, ale jest on otoczony przez syryjską armię. Już od półtora roku, ani ks. Frans, ani żaden z chrześcijan, nie może opuścić tego terytorium. Żyją w skrajnie trudnych warunkach. Brakuje im dosłownie wszystkiego. Ostatnio ks. Fransowi udało się przesłać nam wiadomość, że kończą się im ostatnie zapasy i w przyszłym miesiącu nie będzie już niczego do jedzenia. Dlatego ja, w ich mieniu, za pośrednictwem Radia Watykańskiego, wołam dla nich o pomoc. Proszę wszystkie siły, którym droga jest Syria i tamtejsi chrześcijanie, aby spróbowali coś zrobić, pomóc nie wiem, w jaki sposób, może za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, pomóc nie tylko chrześcijanom, ale wszystkim, którzy nie mają tam nic do jedzenia.
RW: Widzieliśmy, że solidarności z Syrią nie brakuje. Jednakże istnieją poważne problemy logistyczne. Nie wiadomo, jak dotrzeć do potrzebujących, jak poruszać się po kraju, w którym trwa wojna. To zniechęca niektórych darczyńców. Czy do Syrii dociera pomoc?
Ks. G. Sahoui: To zależy od regionu. Nie można dać ogólnej odpowiedzi. Do nas na przykład dociera wszelka niezbędna pomoc. Ale w innych regionach jest gorzej. Wszystko zależy od dobrej woli ugrupowań, które kontrolują dany teren. Żyjemy w warunkach wojennych. Osoba ludzka straciła niestety swoją wartość. Najważniejsza jest wojna, walka, jej rezultat. Człowieka i jego praw się nie uwzględnia.
RW: Tak, wiemy, że jest to wojna okrutna. Widzieliśmy też zdjęcia zabitych dzieci. Ale mówi się też o wielkiej solidarności, którą wojna w Syrii rozbudziła. Czy to prawda?
Ks. G. Sahoui: Tak, to prawda. Mogę opowiedzieć konkretnie o tym, czego my doświadczamy w Homs. My jezuici oraz zakonnice żyjące duchowością ignacjańską, a także niemal stu współpracowników świeckich prowadzimy ośrodek, który udziela pomocy humanitarnej dzieciom. Mamy niemal 700 podopiecznych w wieku od 6 do 14 lat. Ponadto prowadzimy też ośrodek dla niepełnosprawnych. Przyjmujemy wszystkich bez względu wyznanie, a zatem chrześcijan, sunnitów, alawitów... I daje to nam okazję do doświadczenia solidarności między nami wszystkimi. My nie chcemy już wojny. Chcemy żyć i wzajemnie sobie w tym pomagamy. A zatem to prawda, jest wojna, jest smutek, ale jest też i pewna radość, która wynika ze wspólnego życia i wspólnego zmagania się z nienawiścią, która w Syrii coraz bardziej się potęguje i to w różnych ugrupowaniach. W takiej sytuacji nasz ośrodek ma być wzorem, pmostem, również dla tych, którzy walczą, a potem przybywają do nas i mogą doświadczyć naszego spokoju, zobaczyć, jak pracujemy dla dzieci, dla rodzin. U nas mogą się spotkać niczym na moście wrogie strony, sunnici i alawici, choć nie między wszystkimi panuje wrogość.
„Każe płacić nieszczęśliwym ubogim, którzy nie mają niczego, rachunek za brak równowagi”.
Czy za drugim razem będzie lepiej?- zastanawia się korespondent niemieckiej agencji katolickiej KNA.
Papież Franciszek po raz kolejny podkreślił znaczenie jedności chrześcijan.
Papież przyjmujął na audiencji kierownictwo Fundacji Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej.
Nie szukamy pierwszych czy najwygodniejszych miejsc, bo są to ślepe zaułki.