Po wczorajszej informacji dot. sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej, publikujemy najświeższą relację świeckiej misjonarki pani Gabrieli Durczyk oraz o. Piotra Michalika OFMCap, z ogarniętej rebelią Republiki Środkowafrykańskiej
"Na północy kraju rebelianci potrącili chłopca, uszkadzając mu obie nogi. Wysiedli z samochodu i… kazali mu iść, strasząc go jednocześnie karabinami!" - pisze pracująca w Bagandou (RŚA) pielęgniarka, Gabriela Durczyk, misjonarka z diecezji tarnowskiej. (zob. również: Jesteśmy przerażeni sytuacją w RŚA),
"To przelało czarę goryczy i spowodowało mobilizację miejscowej ludności. Z samego rana nieuzbrojeni cywile wyszli na ulice w marszu protestacyjnym. Boso, by podkreślić swoją bezbronność. Mężczyźni, kobiety, dzieci… Rebelianci otworzyli do nich ogień, zabijając 8 osób i wiele raniąc. Później tłumaczyli się, że musieli zareagować, gdyż ten sprzeciw był okazaniem braku szacunku w stosunku do Seleki (ugrupowanie rebelianckie - red.) - wybawicieli narodu! Co za niedorzeczność, co za bezczelność, co za koszmar!"
Mamo, mamo!
Misjonarka informuje, iż w miejscowej prasie ukazał się wywiad z jednym z członków Seleki, który żali się na ciężki los rebelianta w RŚA. Są nieopłacani, źle żywieni, narażeni na niebezpieczeństwa, a miejscowa ludność jest im nieżyczliwa. "Na zadane przez dziennikarza pytanie czy aby ich działania nie opierają się na coraz bezczelniejszych i brutalniejszych grabieżach żołnierz odpowiedział: „Jamais! (nigdy!) My tylko prosimy”.
"Rebelianci to w większości muzułmanie z Czadu i Sudanu. Od wieków żyjący w mentalności "razzia" - wypraw po niewolników i bogactwa. Teraz niewolników może i nie biorą, ale resztę... gdzie popadnie i jak tylko nada się okazja" - pisze z Bouar br. Piotr Michalik OFMCap.
"Zdaje się 95% rebelii w Afryce tak wygląda: mocodawca daje broń i mówi swoim rebeliantom żeby sami sobie wypłacili żołd w miastach i wioskach przez które będą przechodzili. Co skwapliwie robią, a że wysoko cenią swoją pracę, więc... Mówiąc krotko - szychy bawią się w wojenkę, a rachunek za nią każą płacić maluczkim. Sporo wśród nich dzieci. Żołnierze RŚA, którzy odpierali ich atak na stolicę kraju (300 przeciw 2000 – wytrzymali 13 godzin), byli zszokowani, gdy zorientowali się, że strzelają do dzieci. Jedno ranne z nich wołało: mamo, mamo !” - donosi misjonarz.
Noce są najgorsze
"My dziś od rana czekaliśmy" - pisze pani Gabriela. "To na dziś lub jutro rebelianci zapowiedzieli powrót. Z samego rana dostaliśmy telefon z ostrzeżeniem, że są kilkanaście kilometrów od nas, w innej wsi. Jesteśmy w stanie najwyższej gotowości. Każdorazowo warkot silnika lub krzyki powodują u nas napięcie. Czekamy, wciąż czekamy…
Noce są najgorsze, bo to w ciemnościach diabelstwo szerzy się najłatwiej. Żyjemy chwilą, bo wiemy że wszystko może się zdarzyć. Codzienna praca trwa nadal. Staramy się zachować jej normalny rytm. Rano w szpitalu odbywa się wizyta lekarska, później przyjęcia nowych pacjentów, apteka wydaje leki, bo jeszcze większość z nim mamy, laboratorium diagnozuje malarię i inne parazytozy. Personel stara się jak może, ale po każdej informacji dotyczącej zbliżających się rebeliantów szpital się wyludnia. Wszyscy się boją i mają w tym słuszność – wiedzą co spotkało podobne placówki. Dziś rano zostało nam jedynie 5 pacjentów (mamy 50 łóżek).
Nie wiemy ile czasu damy radę leczyć. Brakuje nam odczynników do grup krwi, które są niezbędne do transfuzji. Zostało ich może na kilka dni. Później przetoczenie krwi będzie niemożliwe – dzieci zaczną umierać na naszych oczach. Dziennie robimy obecnie średnio 3 transfuzje.
To nie jest kwestia postrzałów czy krwawień. Dzieci chorują na malarię – wciąż i wciąż, a malaria generuje anemię. Kilka dni bez leków i dziecko wymaga toczenia krwi. Inaczej umrze. Z powodu sytuacji w kraju ta śmierć się do nas zbliża nieuchronnie. Chyba że jej widmo wyprzedzą rebelianci, grabiąc wszystko i uniemożliwiając nam jakąkolwiek pomoc miejscowej ludności. Nie chcę, nie chcę myśleć co wtedy będzie…
Mocno wierzymy jednak, że Bóg nas ochroni, że po raz kolejny rozwiąże problem, który z naszego ludzkiego punktu widzenia zdawał się nie do rozwiązania. Wiemy, że nie jesteśmy sami. Wiemy, że On czuwa i wiemy, że mamy wsparcie z waszej strony. Mimo tych wszystkich wydarzeń, mimo napięć, w sercach jesteśmy spokojni, jesteśmy realnie pokrzepieni waszą modlitwą i czerpiemy z niej siłę na każdy dzień. Módlcie się za nas" - prosi misjonarka.
Każdy robi co mu się żywnie podoba
"U nas, w St Laurent byli trzy razy: raz po paliwo (pół beczki dostali), drugi raz po lekarstwa (jeden z nich zachorował). Te dwa razy było w miare kurtuazyjnie i znośnie.. Trzeci raz juz tak nie było. Ledwo wróciłem z celebracji Wielkosobotniej, jak przyjechali. Chyba jeden z był pod wpływem narkotyków. Dwóch mówiło wyłącznie po arabsku, trzeci w sango. Chcieli 2 beczki paliwa, potem 2 samochody, potem 5 milionów FCFA...
Ponad godzinę spędziliśmy na pertraktowaniu. W pewnym momencie chcieli nas związać i wziąć ze sobą. Skończyło się na skromnej sumce. Jak poszedłem im pomóc popchać ich samochód by zapalił, to jeden z nich prosił by nie gniewać się, ale oni są głodni, od miesiąca w drodze, bez kąpieli itp... Samo życie. Najgorsze jest to, że sporo poprzedniego wojska uciekło do buszu i co tam wymajstrują? Pewnie nic dobrego. Niepokoi też, że ta rebelia to zlepek pięciu rebelii i jest duże ryzyko, że zaczną się między sobą żreć, a wtedy już nikt ich nie będzie mógł kontrolować".
"Pomódlcie się za nasz kraj" - apeluje misjonarz. "Tak by dopełnić obrazu: w Niedzielę Palmową obok wioski przeszła uzbrojona grupa. Mówiono - rebelianci. Jak się później okazało - siedmiu kłusowników na koniach z Sudanu (sic - gdzie Sudan? - 2000 km stąd !!!!!), każdy po dwie strzelby. To oni od kilku lat wybili prawie wszystkie słonie w regionie... Ostatnio jakiś "iksiński" stworzył swoją partię i nie podoba mu się ani poprzedni prezydent ani obecna władza. Zapowiedział, że użyje wszystkich środków politycznych i militarnych by ich wykurzyć. W naszym kraju każdy może robić co mu się żywnie podoba..."
Blog misjonarki Gabrieli Durczyk opisujący aktualną sytuację w RŚA: przezywam.blogspot.fr/?m=1
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.