W Libanie Benedykt XVI „uciekł do przodu” od wszelkiej maści polityków i politykierów, ukazując jedyną sensowną drogę, prowadzącą do pojednania ludzi różnych kultur i religii.
W piątkowy poranek Andrzej Macura dzielił się w redakcyjnym komentarzu swoimi niepokojami. Nie on jeden z lękiem patrzył na mającą się rozpocząć pielgrzymkę Benedykta XVI do Libanu. Sytuacja międzynarodowa, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, była i jest napięta. Zamachy i protesty zmuszały do stawiania pytań nie tyle o sens tej wizyty, co o bezpieczeństwo papieża i jego orszaku. Dlatego nikogo nie dziwiło pytanie, jakie postawiono Ojcu świętemu w lecącym do Libanu samolocie. Zdziwić natomiast mogła odpowiedź, bo wynikała nie z politycznych i logistycznych kalkulacji, ale z wiary i poczucia odpowiedzialności. „Nikt mi nigdy nie doradzał, aby zrezygnować z tej podróży, a z swej strony, nigdy nie myślałem o takiej hipotezie, bo wiem, że jeżeli sytuacja staje się bardziej skomplikowana, to tym bardziej trzeba dać ten znak braterstwa, otuchy i solidarności.”
Intencje papieża natychmiast zostały zauważone przez arabskojęzyczną prasę. "To, że Benedykt XVI nie bacząc na protesty wywołane antyislamskim filmem `Niewinność muzułmanów` zdecydował się na wizytę, jest być może najważniejszym orędziem" – napisał największy dziennik arabski "An-Nahar". W podobnym tonie wypowiedział się rzecznik Stolicy Apostolskiej, ks. Federico Lombardi, wskazując, że przesłaniem jest przede wszystkim sama obecność papieża.
Oczywiście sensu i znaczenia tej pielgrzymki nie możemy ograniczyć do samej tylko obecności. Ta została wzbogacona nie tyle słowami, co znakami, punktami odniesienia, które jak refren wracały w kolejnych spotkaniach. Warto zwrócić uwagę na dwa spośród nich.
Krzyż
Znak zbawienia pojawił się w tej pielgrzymce w sposób niejako naturalny. Przynieśli go nie w rękach ale w sercach, w naznaczonych często fizycznymi ranami ciałach, przedstawiciele wspólnot czasem bardzo boleśnie doświadczonych wojną, przemocą i wszelkimi formami fanatyzmu. Być może z tego właśnie powodu na rozpoczęcie pielgrzymki wybrano dzień, w którym Kościół obchodzi święto Podwyższenia Krzyża. Nawiązał do niego papież w katedrze świętego Pawła, przed podpisaniem adhortacji Ecclesia in medio Oriente. Liturgiczny klucz do posynodalnej adhortacji stał się od tego momentu kluczem do całego przesłania pielgrzymki. „Czyż jedność i świadectwo chrześcijańskie nie są oparte na misterium paschalnym, na ukrzyżowaniu, na śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa? Czyż nie znajdują tu swej pełnej realizacji?” – pytał Ojciec święty, od tego momentu konsekwentnie spoglądając w przyszłość w tej jedynej do przyjęcia przez człowieka wierzącego perspektywie.
Krzyż wrócił podczas spotkania z młodzieżą przed patriarchatem w Bkerke, gdy papież wzywał do będącej znakiem rozpoznawczym chrześcijan rewolucji miłości. Wrócił wreszcie, jak klamra spinając całą pielgrzymkę podczas homilii w Bejrucie. „Głosząc swoim uczniom, że musi cierpieć, być zabity zanim zmartwychwstanie, Jezus pragnie im uzmysłowić, kim jest naprawdę. Mesjaszem cierpiącym, Mesjaszem sługą, a nie wszechmocnym wyzwolicielem politycznym. Jest sługą posłusznym woli Ojca, aż do oddania swego życia. Właśnie to zapowiadał już w pierwszym czytaniu prorok Izajasz. (…) Iść za Jezusem, to wziąć Jego krzyż, aby Mu towarzyszyć w drodze, drodze niewygodnej, która nie jest drogą władzy czy chwały doczesnej, lecz która musi prowadzić do wyrzeczenia się samego siebie, do tracenia swego życia dla Chrystusa i Ewangelii, aby je ocalić.”
Święty Maron i mnich Hakop
Obydwaj prowadzili życie mnisze. Obydwaj gromadzili wokół siebie uczniów. Pierwszy nauczał ludzi bogobojnego, chrześcijańskiego życia. Szczególnie często głosił jak należy unikać pokus gniewu i gromadzenia dóbr doczesnych, jak żyć we wstrzemięźliwości, co czynić by być sprawiedliwym i pokornym. Hakopa poznajemy z przemówienia w ormiańskim klasztorze Matki Bożej w Bzommar, podziwiając przy okazji papieska znajomość starożytności chrześcijańskiej, bo dostępne w Internecie źródła nie podają żadnych informacji o tym świątobliwym mnichu. A szkoda, bo – cytując – „w jego szkole możemy się nauczyć poczucia misji, męstwa prawdy oraz wartości braterstwa w jedności. Kiedy przygotowujemy się więc do wzmocnienia naszych sił tym posiłkiem przygotowanym z miłością i wielkodusznie ofiarowanym, mnich Hakop przypomina nam również, że w naszych sercach powinno być zawsze pragnienie tego co duchowe i dążenie do wieczności. Albowiem „nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 4).”
Z pewnością byśmy obydwóch mnichów pominęli, gdyby nie wspomniane już spotkanie z młodzieżą, zachęcaną do szukania duchowych mistrzów i autorytetów. „Poszukujcie i żyjcie relacjami obfitującymi w prawdziwą i szlachetną przyjaźń. Podejmujcie inicjatywy, które nadają sens i zakorzenienie waszemu życiu, zwalczając powierzchowność i łatwą konsumpcję! Poszukujcie dobrych mistrzów, kierowników duchowych, którzy potrafią wam wskazać drogę dojrzałości, porzucając to, co iluzoryczne, blichtr i kłamstwo.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.