Są wyznawcami różnych religii, ale połączeni miłością do krykieta, postanowili grać w barwach biało-czerwonych. W pierwszym w historii oficjalnym występie w międzynarodowej imprezie polska drużyna awansowała do półfinału turnieju Euro Twenty20 w Sofii.
Reprezentację Polski w tej dyscyplinie tworzą przede wszystkim imigranci z Azji Południowej. Pochodzą m.in. z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, ale to nie ma dla nich większego znaczenia. Animozje czy nawet wrogość między rządami poszczególnych państw zupełnie się nie liczą. Są wśród nich studenci i przedsiębiorcy, a także ludzie, którzy ruszyli do Europy w poszukiwaniu lepszego jutra. Wszystkich łączy zaś jedno - miłość do krykieta.
Podwaliny pod tą grę w Polsce kładli mieszkający nad Wisłą Anglicy. Jednak, gdy na początku lat 90. ubiegłego wieku zaczęli tracić zapał, nikt poza przybyszami z Indii nie miał większej ochoty, by kultywować te tradycje.
Tarun Daluja przyjechał na studia na Politechnice Warszawskiej. Jeszcze podczas nauki na ówczesnym wydziale mechanicznym, technologicznym i automatyzacji zdarzało mu się grywać właśnie z Anglikami. Później, gdy potomkowie ojców krykieta zarzucili ojczysty sport, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce wraz z kolegami, Madhupem i Niteshem. Dziś można mówić o nich jako o spiritus movens może nie tyle polskiego krykieta, ale krykieta w Polsce z całą pewnością. Jak podkreślił prawie 40-letni Daluja, początki były bardzo trudne.
"Szukaliśmy odpowiedniej lokalizacji zarówno w Warszawie jak i Łodzi, bo w tych miastach żyje najwięcej imigrantów z Azji Południowej, którzy grali i chcą grać. W Warszawie miejsce odziedziczyliśmy po Anglikach, natomiast w Łodzi boisko jest jeszcze bardziej ukryte i mniej reprezentacyjne. Nie mieliśmy wyjścia; trzeba było znaleźć rozwiązanie, które nie byłoby kosztowne i które pozwoliłoby w miarę szybko skrzyknąć się" - wspomniał twórca Warsaw Cricket Club (WCC).
Daluja, który dla życia nad Wisłą porzucił Agrę z jej wspaniałym Tadź Mahal przyznał, że rekrutacja też nie była łatwa. "Nie wszyscy prezentowali umiejętności, które by mnie satysfakcjonowały. Zresztą dziś też nie jest do końca tak, jakbym sobie tego życzył. Ach! Gdybym był o kilka lat młodszy, inaczej by to wyglądało" - westchnął z rozrzewnieniem kapitan WCC i reprezentacji Polski.
Przekrój wiekowy drużyny, jak też różnorodność etniczna, religijna, czy językowa są bardzo szerokie. Są muzułmanie, sikhowie i hinduisi; są indoeuropejczycy z północy Indii bądź Pakistanu. Tahir i Kashif od blisko 20 lat mieszkają w Łodzi; obaj pochodzą z pakistańskiej części Pendżabu; obaj też całkiem nieźle władają polskim; dla obu powrót do krykieta jest ogromną przyjemnością.
"Nie grałem przez 16 lat; na szczęście spotkałem Taruna i od kilku lat krykiet znów stanowi istotną rolę w moim życiu" - zaznaczył Tahir.
Paramdzit przyjechał z Amritsaru, gdzie znajduje się Złota Świątynia sikhów. Jest wyznawcą religii stworzonej przez Guru Nananka. Trudno jednak nazwać go ortodoksyjnym sikhem skoro ma ogoloną brodę, krótko przystrzyżone włosy, których nie musi chować pod turban i nie nosi za pasem kirpana czyli krótkiego miecza będącego przede wszystkim symbolem religijnym, równie znaczącym jak krzyż dla chrześcijan.
Okazuje się, że krykiet trafił w Polsce na dość podatny grunt. W składzie zespołu, który gra w Sofii, jest też kilku rdzennych Polaków. Działają obecnie trzy kluby - dwa w Warszawie (oprócz wspomnianego WCC - Warsaw Kings XI) i w Łodzi (ŁCC). Czwarty powstaje w Krakowie.
Wielka miłość do tej dyscypliny przybyszów z Azji i determinacja Daluji sprawiły, że organizatorzy rozgrywek Euro Twenty20 zaprosili drużynę z Polski. Niedoceniony, skazany "na pożarcie" zespół odniósł w Sofii trzy zwycięstwa w grupie (nad Bułgarią, Rosją i Macedonią), zajął w niej pierwsze miejsce i w piątkowym półfinale walczyć będzie z Węgrami, triumfatorami ubiegłorocznej edycji.
Krykiet to gra zespołowa z najdawniej skodyfikowanymi zasadami, bo jeszcze w XVIII wieku. Jej korzenie wywodzą się z Anglii, a dziś największą popularnością poza swą ojczyzną cieszy się w krajach Wspólnoty Narodów - głównie w Azji Południowej, Australii i Nowej Zelandii, w Afryce Południowej i na Karaibach. Na Starym Kontynencie, poza Anglią, gra się głównie w Holandii, Irlandii i Szkocji, choć do Europejskiej Rady Krykieta należy ponad 30 państw. W niemal wszystkich krajach imigranci z Azji lub ich potomkowie są głównymi animatorami rozwoju tej dyscypliny
Mecze rozgrywane są na trawiastym boisku o zbliżonym do owalnego kształcie, w środku którego znajduje się płaski pas długości 20,12 m. Na jego końcach ustawione są bramki - trzy wbite w ziemię drewniane słupki. Rywalizują dwa, 11-osobowe zespoły. Zwycięzca losowania decyduje, czy jako pierwszy będzie zdobywał punkty, czy też będzie rzucał piłki. Zawodnik jednej z drużyn rzuca twardą piłkę z korka obłożonego skórą w kierunku przeciwległej bramki, tak aby w nią trafić, a gracz drugiej ekipy (batsman) broni jej za pomocą drewnianego kija. Jeszcze jeden zawodnik z kijem (non-striker) stoi w pobliżu rzucającego (bowler) w kierunku batsmana, którego zadaniem jest odbicie piłki, tak aby nie została złapana przez rywali rozmieszczonych na całym polu. Celem gry jest zdobywanie runów (punktów), przez batsmana i non-strikera.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.