Franciszek zatwierdził trzy dekrety Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Sąd wydały wyrok, że bezprawnie wydalili zakonnicę ze zgromadzenia.
„Życie. Moja historia w Historii”, dziś ma w Polsce swoją premierę.
Franciszek podkreślił, że każde żywe spotkanie z Jezusem pozwala nam mieć więcej życia.
przedmiot": tamże, rozdz. IV: DS 3016. Na tej podstawie wysuwał praktyczny wniosek: "Wierni chrześcijanie nie tylko nie mają prawa bronić, jako uzasadnione osiągnięcia nauki, opinii uznanych za przeciwne doktrynie wiary, zwłaszcza gdy są one potępione przez Kościół, ale także są ściśle zobowiązani traktować je raczej jako błędy, które jedynie posiadają mylące znamiona prawdy": tamże, rozdz. IV: DS 3018. ZWALA Z NÓG TZW.: PRAKTYCZNY WNIOSEK....
"Także w teologii powracają dawne pokusy. Na przykład w niektórych współczesnych nurtach teologicznych dochodzi znów do głosu pewien racjonalizm, zwłaszcza wówczas gdy twierdzenia, które zostały uznane za filozoficznie uzasadnione, są traktowane jako wiążące dla badań teologicznych. Zdarza się to przede wszystkim w przypadkach, gdy teolog nie mający należytej kompetencji filozoficznej ulega bezkrytycznie wpływowi twierdzeń, które weszły już do języka potocznego i do kultury masowej, ale pozbawione są wystarczających podstaw racjonalnych".
Jak widać nie chodzi więc o fizykę czy biologię, ale o filozofię, której tezy nie powinny być bezkrytycznie przyjmowane w teologii.
Zresztą cały przypis brzmi:
72. Już Sobór Watykański I w jasnych i autorytatywnych słowach potępił ten błąd, stwierdzając z jednej strony, że „odnośnie do wiary (…), Kościół katolicki wyznaje, iż jest ona cnotą nadprzyrodzoną, dzięki której pod natchnieniem Bożym i z pomocą łaski uznajemy za prawdziwe treści przez Niego objawione, nie dlatego, że w świetle naturalnego rozumowania poznajemy wewnętrzną prawdę rzeczy, ale ze względu na autorytet samego Boga, który objawia, a który nie może się mylić ani wprowadzać w błąd”: Konst. dogm. Dei Filius, rozdz. III: DS 3008, i kan. 3, 2: DS 3032. Z drugiej strony Sobór stwierdzał, że rozum nigdy „nie jest zdolny do wnikania w [te tajemnice] w taki sposób, jakby były one prawdami stanowiącymi jego właściwy przedmiot”: tamże, rozdz. IV: DS 3016. Na tej podstawie wysuwał praktyczny wniosek: „Wierni chrześcijanie nie tylko nie mają prawa bronić, jako uzasadnione osiągnięcia nauki, opinii uznanych za przeciwne doktrynie wiary, zwłaszcza gdy są one potępione przez Kościół, ale także są ściśle zobowiązani traktować je raczej jako błędy, które jedynie posiadają mylące znamiona prawdy”: tamże, rozdz. IV: DS 3018.
Nie o zdobycze nauk przyrodniczych więc chodzi, ale o tezy, jakie na podstawie odkryć tych nauk wysuwane są przez filozofów. Typowy przykład: jeśli człowiek pochodzi od małpy, to nie stworzył go Bóg, ergo, Boga nie ma. Chrześcijanin spokojnie może wierzyć, że Bóg w pewnym momencie uczłowieczył mapłpę i wcale nie musi przyjmować tezy, ze Boga nie ma.
No i jeszcze jedno: nie wierzę, że na mój post przez dwadzieścia minut nie odpowiedziały nikt, a potem, przez 14 minut odpowiedziały aż cztery osoby. I to sami znawcy tomizmu i innych filozofii. Po czym przez kolejną ponad godzinę nie napisał nikt. Pisać za czterech trzeba bardziej umiejętnie :)
dominikanów na ten temat: "Otóż dość precyzyjnie brzmiące VI przykazanie (Nie
cudzołóż!) rozciągano na wszelkie przejawy nieporządku (czy też po prostu
trudności) w sferze seksualnej, które z kolei ex toto genere suo uważano za
grzech śmiertelny. Efekt jest taki, że chociaż Pan Jezus nic nie mówił o
masturbacji i antykoncepcji, a bardzo dużo nauczał np. o przebaczeniu, to w
konfesjonałach oraz na katolickich portalach rozmawia się dużo więcej o
masturbacji i antykoncepcji niż o przebaczeniu. Ciekawe, że o masturbacji
(onanizmie) w ogóle nie mówi się w Biblii. Historia Onana bowiem (Rdz 38,1nn)
dotyczy stosunku przerywanego będącego wynikiem niechęci do wypełnienia prawa
tzw. lewiratu, a nie masturbacji. Do powstania pewnej obsesji na tle ludzkiej
seksualności przyczynił się św. Augustyn, który wśród złych skłonności, które
zapanowały nad człowiekiem po grzechu pierworodnym, na pierwszym miejscu
wymienia pożądanie seksualne. Co gorsza, przekazywanie grzechu pierworodnego
dziecku Augustyn łączy z fizycznym aktem płciowym rodziców, a szczególnie z
towarzyszącymi temu aktowi cielesnymi emocjami 2 Nic dziwnego, że tego rodzaju
teorie zaowocowały pełnym podejrzeń myśleniem o seksualności i doszukiwaniem się
w niej diabelskich zapachów." źródło:
https://dominikanie.pl/2014/01/spor-o-grzech-i-spowiedz/
(to jest rozumnie dostosowane do warunków bytowania) życie musiała stworzyć
inteligentna istota. To wyrażenie dwuznaczne. Stosując analogię do
ewolucjonizmu, i zakładając, że kreacjonistyczne wyjaśnienie ma być rzeczywistym
wyjaśnieniem, należałoby je rozumieć w następujący sposób: o ile istnieje
inteligentna istota, to powstanie na Ziemi inteligentne życie. I dopiero przy
tak przejrzystym ujęciu widzimy jak na dłoni, że jest to wyjaśnienie absurdalne.
Bóg nie jest istotą zniewoloną, nie musiał tworzyć życia na Ziemi. Nie musiał
tworzyć niczego, jeżeli już stworzył coś, to nie musiało być to życie, a jeżeli
było to życie, to nie musiał go tworzyć na naszej planecie. To jego wolny wybór,
jego własna decyzja przesądziła o tym, że coś, co i gdzie powstało. Szachrajstwo
polega w tym miejscu na tym, że opinia kreacjonistów mówi tak naprawdę jedynie,
że: jeżeli życie powstało nie w wyniku ewolucji lecz za sprawą jakiejś
bezpośredniej przyczyny, to przyczyna ta musiała być inteligentna, skoro życia
takie jest; a zdaje się mówić, że: jeżeli istnieje inteligentna i potężna istota
to musi ona spowodować powstanie życia na Ziemi.
W takim razie mechanizm rzeczywiście skutkującą powstaniem życia kreacjonista
chce zamienić na mechanizm, który nie działa z konieczności.
Skoro więc kreacjonista podaje jako sposób powstania życia, mechanizm, który
jedynie mógłby zadziałać, jak ma się sprawa z istnieniem przyczyny tego
mechanizmu. Z Bogiem. Podczas gdy teistyczny ewolucjonista oddziela swoją
religię od nauki, kreacjonista stawia pierwszą w samym centrum tej drugiej.
Sposób powstania życia jest dla niego efektem bezpośredniego działania Boga. Czy
zatem kreacjonista, aspirujący do umieszczenia swoich poglądów w instytucjach
powołanych do wykładania osiągnięć nauki, kreacjonista, któremu nie podoba się,
że biolog chrześcijanin w swojej pracy powstrzymuje swoje naukowe poglądy w
miejscu, w którym zaczynają się jego religijne przekonania, chce uczynić Boga
elementem naukowego modelu? Skoro tak, to istnienie Boga musi stać się faktem
falsyfikowanym, czymś, co można potwierdzić w badaniach i czemu w badaniach
można zaprzeczyć.
Czy kreacjonista aby jest chrześcijaninem (muzułmaninem, judaistą)? Czy może
raczej agnostykiem? Oddzielenie religii od nauki i naukowy agnostycyzm nie
implikujący religijnego agnostycyzmu jest jednym z największych osiągnięć
rozwoju metodologii poznania. Czy warto jest deprecjonować to osiągnięcie i
powrócić do naukowych dyskusji o tym, czy Bóg istnieje?
W jakiż to sposób chce kreacjonista zdefiniować, zaszufladkować Boga? Skąd
kreacjonista wie, czym Bóg jest? A jakiż to sposób chce kreacjonista znaleźć na
potwierdzenie bądź zaprzeczenie jego istnienia?
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/F/FB/ah_kreacjonizm.html
Sam ksiądz Heller wyraził się, że nazwałby się tym określeniem, gdyby nie było ono skompromitowane przez kreacjonistów fundamentalistycznych, zwolenników sześciu dni.
Druga sprawa. Żaden ewolucjonizm nie domaga się, by uznać pochodzenie człowieka od małpy! Pochodzimy od wspólnego przodka sprzed około siedmiu milionów lat. Tego przodka nie nazywamy człowiekiem, niech tak będzie. Ale dlaczego mamy go nazywać małpą? To tylko człowieka i szympansa PRZODEK; jeśli nie człowiek, to i nie małpa!
Ale Ty o tym nie wiesz!
Kiedyś tę myśl wyraziłem wobec ruskiego pochodzenia profesora Harwardu, Anatolem Klosowem. Zezłościł się, jak i Ty. Ale później, po czasie refleksji, już nie odważył się napisać o pochodzeniu człowieka od małpy!
To niby drobiazg, ale ma swoje ideologiczne tło, jak i Twoje krytyka języka i metody teologii!
- Nieprawda - odrzekła Zaliczka - człowiek i małpa człekokształtna mieli, zdaniem antropologów, tylko wspólnego przodka, a to przecież nie to samo," (Pan Samochodzik i Wyspa Złoczyńców)
Niepotrzebne jest to odwoływanie się Gościa do myśli i słów Franciszka (rozumiem: papieża Franciszka!). P. Jan Paweł II, oprócz dokumentu "Fides et ratio", w którym postulował rozróżnienie porządku nauki i religii, rozumu i wiary, ale zarazem podkreślał potrzebę wzajemnej służebności: że wiara potrzebuje rozumu i pomocy nauki, ale też i nauka może otrzymać inspirację i wsparcie w religii, pisał także na temat ewolucji w przyrodzie. Napisał że ewolucja jest czymś więcej niż tylko teorią.
Gościu, nie zrażaj się, że dawniej tego nie uczono. Nie uczono, bo albo ewolucjonizmu nikt nie głosił, albo głosił w sposób przewrotny, jak na to wskazał Bezimienny: "Jeśli człowiek pochodzi od małpy, to nie stworzył go Bóg, ergo Boga nie ma"! Jeśli taką logikę mieli i taką naukę głosili niektórzy darwiniści, to nie ma się co dziwić, że i nauczyciele Kościoła zamykali się na ewolucjonizm.
Ale przecież dziś i biblistyka poczyniła kolejny krok, i nauka także. Więc Gościu, śmiało, otwórz się na ich uściślenia! Pisze Ci to, o zgrozo!... ewolucjonista i teolog.
Więc tak Cię nadal zaślepiają jakieś negatywne emocje względem wiary... papieży czy względem logiki?
posługujesz się tymi samymi argumentami;
ujawniasz antykościelne uprzedzenia, gdy nie słuchasz argumentów strony wierzącej, dając do zrozumienia, że lepiej wiesz, w co i jak wierzy; i posługujesz się podobną do wojujących metodą: gdy brak ci argumentów, uciekasz do dalekiej przeszłości z dziejów wiary i światopoglądów, żeby tam szukać poparcia.
1) "Złożone z ponad 20 tysięcy genów DNA jądrowe jest jak na razie zbyt duże i skomplikowane, by prowadzić takie komputerowe analizy" Jak to? Cała światowa genetyka codziennie zajmuje się analizowaniem nie tylko genów (około 28 tysięcy), ale wszystkich ponad trzech miliardów nukleotydów! Skutecznie, z wielkimi sukcesami, także co do genealogii człowieka. W tym ostatnim szczególna rolę odgrywa chromosom Y, który w odcinkach niekodujących, określanych NRY lub MSY (niewiele ponad 20 milionów nukleotydów) daje doskonałe i czytelne wejście w genealogię ojcowską człowieka.
C.D. Gorzej jest z mitochondrialnym DNA. 16 tysięcy nukleotydów to niewielki odcinek do całościowych badań. Ale szybkie tempo mutacji i ich wielka powtarzalność bardzo utrudnia budowę klarownego drzewa mitochondrialnego. Stąd i datacja bywa zmienna. I na pewno nie interesują nas w tym wiele geny mitochondrialne (których jest jednak "ciut-ciut" mniej, niż piszesz, dowiedz się!). W genealogii przydatne są raczej mutacje pojedynczych nukleotydów mtDNA, a nie ich zespoły złożone w kodujące geny.
W genealogii interesuje nas tylko ta jedna kobieta-matka, od której wszyscy współcześni ludzie pochodzą. I tę nazywamy mitochondrialną Ewą. Trochę bowiem przypomina nam tę biblijną z tej racji, że jest pierwszą i jedyną matką wszystkich ludzi.
Obok niej, w długiej historii człowieka były inne matki, ale w genealogii nas nie interesują, bo nie mamy do nich dostępu, gdyż ich potomstwo wyginęło. Co najwyżej jeśli te wymarłe linie przekazały nam (za pośrednictwem ojców) uszkodzone geny i choroby.
Genealogia ojcowska Y-DNA jest bardziej czytelna. Mutacje pojedynczych, z około 25 milionów nukleotydów (SNP) dokonują się, jak w całym genomie, umownie raz na miliard lat. W sumie jednak u mnie i jak naliczyłem w istniejącym drzewie Y-DNA, w każdym człowieku, od tego pierwszego przodka wspólnego, Adama, mamy już około 2700 mutacji, czyli średnio jedna na około sto lat. Jest bardzo mało powtórzeń mutacji w tym samym miejscu, dlatego drzewo jest klarowne i bardzo jednoznaczne. A mutacje te przekazywane są tylko w liniach prostych, z ojców na synów.
Ponieważ jednak te "genealogiczne mutacje nukleotydów pojedynczych odbywają się w rejonach niekodujących, nie wpływają na ewolucję mężczyzn (trochę inaczej jest u kobiet w mitochondriach)
Tej jasności nie przeszkadza nawet to, że gdzieś z boku dostały się do nas jakieś cząstki DNA neandertalczyka (zwł. w Europie) czy denisowca (zwł. w Azji wschodniej). U mnie to wynosi około 3 procent całego genomu, podobnie jak i u chyba wszystkich Europejczyków). Ale tym intruzom się nie opłaciło, bo na skutek krzyżowania się ich potomstwo doznało genetycznych uszkodzeń i dlatego wyginęło, najpierw w liniach męskich (wiadomość sprzed dwóch lat).