Pisze papież Franciszek w przedmowie do nowego studium na temat św. Piusa X.
Nienarodzone dziecko jest zawsze słabsze, nie może mówić za siebie i nie może niczego żądać.
Franciszek zatwierdził trzy dekrety Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Sąd wydały wyrok, że bezprawnie wydalili zakonnicę ze zgromadzenia.
Ci lewacy (La Repubblica) nadzwyczaj troszczą się o pokrzywdzonych w Kościele, choć to "pokrzywdzenie" jest ich (pokrzywdzonych) własnym wyborem.
"Można chyba sobie np. wyobrazić kobietę, która wierzy, że jej dziecku potrzebny jest ojciec".
Problem Pani Tineczki polega chyba głównie na wyobraźni selektywnej. Wyobraża sobie, że "dziecku potrzebny jest ojciec" ale nie jest w stanie wybrazić, że można z zaprzyjaźnionym facetem przebywać pod jednym dachem i nie iść z nim do łóżka.
Taki do komuni przystapic nie moze.
Gdyby chociaz mordercami byli i na spowiedzi przeprosili (chocby udając jak to robi wiekszośc, która okłamuje Jezusa i tak nadal robi swoje).
Ale rozwodnikowi w nowym zwiazku wara!
niż pokładać ufność w człowieku". Osoba, która źródło swojego szczęścia umieszcza w relacji z nieważne czy pierwszym, czy drugim czy nastym partnerem życia, łamie nie tyle szóste, co pierwsze przykazanie.
Zauważ też, że sakrament małżeństwa ma trzy strony: męża, żonę i Boga. I nawet, jeśli małżonkowie nie traktują tego poważnie, to Bóg nas traktuje poważnie, jak dorosłych. I nawet, jeśli małżonkowie są niewierni, Bóg jest wierny. Jeśli kogoś opuści małżonek, to cóż, jest to krzyż, ale naśladowanie Jezusa polega właśnie na przyjęciu tego krzyża. Uwierz, że to samo cierpienie związane z byciem opuszczonym przeżywał Jezus - i przeżywa w każdym rozpadającym się małżeństwie.
Byłbym też ostrożny z użyciem słowa "miłość" - bo czy to jest miłość, gdy świadomie, dobrowolnie i w sposób ciągły robię coś, co wyrządza krzywdę ukochanemu? Życie w związku niesakramentalnym wyrządza krzywdę obu stronom - bardzo poważną, bo duchową. Nie zawsze jest świadoma i dobrowolna - ale odsunięcie od sakramentów ma między innymi cel wychowawczy: aby grzeszący uświadomił sobie skalę tego, co robi.
Nasuwa mi się cytat "Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: >>Widzimy<<, grzech wasz trwa nadal". Znam osoby żyjące w związkach niesakramentalnych przeświadczone o tym, że robią dobrze, a to Kościół się myli. Jednak pierwszym krokiem do nawrócenia jest właśnie uznanie swojego grzechu.
I w związku z tym najgorszy morderca, ludobójca, świętokradca, wymyśl cokolwiek - z całą pewnością uzyska przebaczenie, jeśli szczerze się nawróci. Bo miłosierdzie Boga jest większe od największego grzechu. Ale ono jest darem, a dar trzeba przyjąć. Ktoś nie uznający swojego grzechu - nie jest w stanie przyjąć przebaczenia, bo jak?
To tak, jakby istniał uniwersalny lek na każdą chorobę. W tym momencie chory na najgorszego raka - jeśli o lek poprosi, dostanie go. Ale ktoś ze zwykłą grypą uważający, że przecież nie jest chory - więc uparcie odmawiający podjęcia leczenia - może koniec końców sam, z własnej woli skazać się na śmierć.
Dziwi mnie z kolei przywołanie tych, którzy kłamią na spowiedzi. Po pierwsze: osoba żyjąca w związku niesakramentalnym też może kłamać, nie? No ale jaki jest tego sens? Kłamiąc na spowiedzi i przyjmując świętokradczo komunię - sami sobie wyrządzają krzywdę i to bardzo poważną. To chyba oczywiste?
Czym to jest jak nie kłamstwem własnie, kpieniem sobie z Boga, Jezusa...
Najwyraźniej jesteś człowiekiem świętym i nigdy nie zmagałeś się z grzechem, który Cię ciągle prześladuje.
"a miesiąc póxniej spowiadaja sie z tego samego. I tak w kólko przez całe życie xD
Czym to jest jak nie kłamstwem własnie, kpieniem sobie z Boga, Jezusa..."
hm, tu nie ma nic śmiesznego. To jest ludzka tragedia. Pytanie nie jest o to, ile razy się spowiadasz, tylko czy robisz to szczerze? Znów zacytuję Ewangelię:
"Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?»
Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.»"
Jeśli za każdym z tych razów skrucha jest szczera - to Bóg za każdym razem przebacza. To nie jest kpina. To jest autentyczne cierpienie człowieka, który zmaga się z czymś, co od niego jest silniejsze. O ile jest szczere ... a kim my jesteśmy, żeby oceniać, czy skrucha i postanowienie poprawy spowiadającego się są szczere? To jest jego sprawa, nie nasza: "nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". Sam mam wiele grzechów, z którymi staram się uporać, nie chcę ich powtarzać, ale czasem po prostu po ludzku jestem słaby.
Insza inszość, gdy ktoś otwarcie mówi: "ja nie uważam tego, co robię za grzech". Wtedy zasadniczo nie ma podstaw, aby uznać jego skruchę - no bo skoro mówi, że nie czuje skruchy, to dlaczego mielibyśmy mu nie wierzyć? Kościół traktuje ludzi poważnie.
Znów zacytuję Biblię, tym razem pierwszy list św. Jana:
"Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki."
Zastanów się, jak ten cytat ma się do tego, co napisałeś.
Pozdrawiam
Założę się, że jest łamane częściej, niż 6. i każdy z nas zna takich ludzi.
Z kolei dziwią mnie argumenty typu "dlaczego rozmawiacie o tym, a nie o tamtym?" lub czasem wręcz (nie w Twoim wypadku, ale też się to zdarza) "skoro rozmawiacie o zdradzie, a nie o kradzieży, to znaczy, że uważacie kradzież za dobrą".
No więc jest parę powodów, dla których o nielegalnym oprogramowaniu nie jest tak głośno, jak o (nie)wierności małżeńskiej. Po pierwsze przykazanie siódme jest siódme, więc jest za szóstym, które z kolei jest za piątym. Kolejność przykazań ma znaczenie i jest mądra.
Po drugie: zauważ, kto rozmowę wywołał: wywołali ją przeciwnicy Kościoła rozpuszczając plotkę o zmianie doktryny. Przeciwników Kościoła dużo bardziej interesuje doktryna na temat seksu niż na temat kradzieży - więc o tym z nimi rozmawiamy. Nie wiem, może z punktu widzenia przeciwników Kościoła to, że Kościół sprzeciwia się kradzieży, po prostu nie jest problemem?
Po trzecie: ciężar gatunkowy. Kradzież kradzieży nie równa i nie każda jest grzechem ciężkim. Która jest i dlaczego - to już jest sprawa między człowiekiem a Bogiem, do rozstrzygnięcia w sumieniu i w konfesjonale. Nie ja jestem od oceniania Twojego znajomego, Ty również. Ty, jako że znasz sytuację, możesz napomnieć, możesz porozmawiać, możesz spytać... no bo kto wie? Może on o tym ze spowiednikiem rozmawiał? Może ocenili jaki jest poziom szkody i zgorszenia? Poza tym gdy chodzi o własność intelektualną, to wiele osób ma wątpliwości, jak ją rozumieć - to nie jest oczywiste. Ciężar grzechu można tu próbować ocenić po szkodzie, jaką poniósł twórca programu - i znów: będą takie sytuacje, gdy on tej szkody nie jest nawet w stanie zauważyć (acz są też programy które kosztują po kilkaset tysięcy/kilka milionów, bo twórca sprzedaje jedynie kilka kopii - spiracenie takiego programu wyrządza już bardzo konkretną szkodę). Jak teraz porównać szkodę twórcy ze szkodą Twojego kolegi wynikającą np ze sztucznie zawyżonej ceny - lub ze szkodą jego pracowników, którzy stracą pracę, jeśli on zamknie firmę? Tak więc jest to niewątpliwie grzech - ale ja nie czuję się władny oceniać, czy ciężki.
Z kolei w sprawie seksu nauczanie Kościoła jest bardzo jasne: każdy dobrowolny stosunek poza sakramentalnym małżeństwem jest grzechem ciężkim. I wynika ono wprost ze słów Jezusa. Stąd tak wyraźna różnica w postawach wobec tych dwóch sytuacji.
[woods] Ale wielkiej zbrodni dokonali ci ludzie, którzy mieli czelność rozejść sie by znależć szczęście i miłość w nowych związkach.
=========
Nie wielkiej zbrodni - a grzechu ciężkiego cudzołóstwa.
[woods] Gdyby chociaz mordercami byli i na spowiedzi przeprosili (chocby udając jak to robi wiekszośc, która okłamuje Jezusa i tak nadal robi swoje).
=========
Morderstwo to czyn jednorazowy. Akt. Morduje raz, i koniec. A nadto morderstwo jest jednym z najcięższych grzechów jakie człowiek zna. Nikt* nie mówi o "prawie do mordowania", czy "znajdowaniu szczęścia w morderstwie". Przy "znajdowaniu szczęścia w innym związku" - przy spowiedzi nie ma autentycznego żalu za grzechy, ani mocnego postanowienia poprawy - jakby był - to nie chciał bym grzeszyć zrobił bym cokolwiek, aby z grzechem zerwać.
* - nikt poza przemysłem aborcyjnym itp. ale nawet oni morderstwu wymyślili ładniejsze nazwy.
[woods]Ale rozwodnikowi w nowym zwiazku wara!
==============
Niestety - prosiłem o możliwość obiecania i obiecałem przed Kościołem wierność - więc nawet jak mnie żona rzuci - muszę być wierny.
Za to, że - załóżmy ze tak jest na prawdę - "większość katolików" pojęcia nie ma w co wierzy - odpowiedzą przed Bogiem oni i ich pasterze.
Taki do komuni podejśc moze, ale kobieta w nowym zwiazku z meżczyzną który w przeciwienstwie do poprzedniego obdarzył ja miłościa juz tego zrobic nie może :(
Myślisz, że morderca może po prostu się wyspowiadać i tyle?
Przypomnij sobie piąty warunek. Wypełnieniem go może być chociażby przyznanie się do winy i przyjęcie kary.
Rozgrzeszenie nie może być dane, jeśli ktoś popełnia grzech ciężki, jest niemal pewne, że się go powtórzy i nie robi nic, żeby temu zapobiec.
Pewnie, że nie nam wchodzić w tajniki ludzkiego serca. I Jego komunii z Bogiem.
Ale - "cokolwiek zwiążecie na ziemi..." To znowu nie Kościół, tylko Jezus.
Ładnie to tak w kólko spowiadać się z tego samego? O_o
Hmm, lepsze srodki ?
Masz na myśli to:
Jeżeli więc prawe oko twoje staje ci się powodem do upadku, wyłup je i odrzuć od siebie.
I jeżeli twa prawa ręka stanie ci się powodem upadku, odetnij ją
Insza inszość, że w sytuacjach szczególnych i po dobrym rozeznaniu sytuacji spowiednik, jak rozumiem, ma możliwość pozwolić przystępować do komunii (co było wspomniane w tekście artykułu).
W liście do Rzymian wyraźnie napisane: Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od tego prawa, tak iż nie jest cudzołożną, współżyjąc z innym mężczyzną. Rz7,3
Co to za przykładne życie chrześcijańskie skoro tacy rozwodnicy żyją w rozpuście.
Większość młodzieży w ogóle nie potrzebuje sakramentu małżeństwa i uważają go oni za uciążliwy obowiązek administracyjny o korzeniach plemiennych.
To jest podstawowy problem, z którym wkrótce przyjdzie się nam zmierzyć, nawet jeśli P.T. Komentatorzy postawią tu sto minusów...
Kościół pewnych rzeczy nie ma prawa zmieniać, bo wprowadzi ludzi w błąd, że coś grzechem nie jest. Nawet jeśli oznacza to niepopularność.
zmierzenie się z tym problemem? Ci, którym ślub jest niepotrzebny, mają również wiele innych "swoich" poglądów na życie, które wcale nie muszą być zgodne z przykazaniami o ile nie są wygodne.
Dla mnie jakoś bardziej smutne jest to, że nie trwamy w miłości, nie próbujemy jej podtrzymać, niż to, że później próbujemy połączyć się z kim innym. I tu pojawia się temat, o którym pisze refleksja. W ogóle wielu młodych ludzi nie czuje potrzeby zjednoczenia się w sakramencie. Skaczemy z kwiatka na kwiatek nie rozwijając w sobie prawdziwej miłości. Boimy się odpowiedzialności, zobowiązań... My, jako społeczeństwo
W takim wypadku za winnego rozpadu należy uznać alkoholika, nie współmałżonka.
Jasne, seks niesakramentalny jest grzechem. Ale ktoś tu pisał, że kradzież kradzieży nierówna. Dlaczego ? Nawet, jeśli uznać, że kolejność przykazań ma znaczenie, to to są 2 kolejne przykazania. Bo Bóg sądzi według miłości.
Jedno z czołowych przykazań: pamiętaj, abyś dzień święty święcił, jest głównym punktem sporu Jezusa z faryzeuszami. Nie umieli dobrze pojąć, czym jest świętowanie.
Powinniśmy grzesznych napominać, ale każdego z osobna, nie ustalać globalne zasady.
Nieustannie te same liche argumenty padają w dyskusjach na ten temat. Czyli że każdy ma prawo do miłości i szczęścia. W homo-dyskursie to też jest przecież główny motyw.
Z kim w ogóle ta dyskusja? Z Bogiem samym? Który zabronił człowiekowi rozdzielać to, co On sam - Bóg - połączył?
Do tego "nie cudzołóż" i koniec tematu.
Czy małżonkom niesakramentalnym ktokolwiek przyłożył pistolet do głowy i nakazał grzeszyć? Może ich własna chuć?
I tak źle się dzieje, że mają swoje duszpasterstwa, bo są umacniani w postawie "oj wy biedulki odsunięte od ołtarza", a teraz jeszcze żal, że nie mogą przyjmować Komunii Świętej? To kpina z Boga samego!
Jakoś dla porzuconych małżonków, którzy usiłują wytrwać w złożonej przysiędze nie ma żadnych duszpasterwst ani wsparcia..
Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci którzy się źle mają.
Duszpasterstwo nie oznacza klepania po ramieniu. Nieraz ma oznaczać "opamiętajcie się!"
Wyszłam z kościoła i miałam niesmak, który wynikał z utwierdzania grzesznika w jego grzechu.
Samotność nie jest żadnym usprawiedliwieniem grzechu. Może być błogosławieństwem, jeśli samotna osoba ją godnie przyjmie, a nie będzie się przeciw niej buntować, stawiając Boga na dalszym miejscu.
Zacznijmy od tego, że można tylko stwierdzić nieważność od samego początku, nie unieważnić.
Ponownie, nie jestem ekspertem.
Kto presję wywierał? I jak poważną? Czy są osoby, które to potwierdzą? Czemu dopiero teraz?
Na te pytania na pewno trzeba by mieć solidna odpowiedź.
Wiem bardzo mało, ale jak ta osoba wytrwała w tym związku 25 lat i chce odejść teraz, gdy poznała kogoś innego ? Czy teraz powiedziała tej drugiej połówce, że jej nie kocha ? To musiało bardzo boleć. Czy ten nowy związek, który ma powstać, na pewno zasługuje na sakrament ?
Przepraszam, ale małżeństwo pod presją to podobno ostatnio najpopularniejsza przyczyna unieważnienia. Brzmi tak jakoś jak "znudziło mi się".
Dla Twojej informacji: ponad rok bez spowiedzi to faktyczne wyłączenie się ze wspólnoty Kościoła.