Potrzeba otwartego serca

ks. Włodzimierz Lewandowski

„Co z moją osobistą relacją?” To wieńczące pielgrzymkę pytanie i odpowiedź na nie są ważne nie tylko dla Kościoła, który jest w Niemczech.

Potrzeba otwartego serca

Miało być burzliwie, a było jak zwykle. To pierwsza refleksja, jaka nasuwa się w chwili, gdy pielgrzymka Benedykta XVI do Niemiec dobiega końca. Papież dotrzymał słowa i nie wdał się w spory i polemiki. Chociaż wielu sądziło, że będzie stroną w tej gorącej dyskusji, jaka w Kościele niemieckim toczy się choćby między tradycjonalistami i progresistami, odchodzącymi z Kościoła i w nim pozostającymi, akademikami różnych orientacji i tamtejszym episkopatem. Dotrzymał słowa i w spotkaniach z rzeszami wiernych skoncentrował się na sprawie dla nich najważniejszej. Czyli – poczynając od stadionu olimpijskiego w Berlinie, a na Mszy świętej we Fryburgu kończąc – konsekwentnie próbował odpowiedzieć na jedno zasadnicze pytanie. Co to znaczy być chrześcijaninem dziś? Jak wierzyć w zmieniającym się mentalnie i kulturowo świecie?

To, co powiedział, nie wydaje się być nowością. Bardziej jest nią rozłożenie akcentów i wskazanie nie na elementy doktrynalne, ale na kształtujące wiarę dojrzałą i promieniującą relacje. Chrystus i ja. Wspólnota Kościoła i ja. Jedna rzeczywistość wiary w dwóch wymiarach. „Związek z Jezusem nie jest myślowy, ale biologiczny: Ja jestem z wami, a wy jesteście Mną (…) Gdy susza i śmierć zagrażają gałązkom, wówczas w Chrystusie jest przyszłość, życie i radość (…) Trwanie z Chrystusem oznacza trwanie z Kościołem. Każdy na Ducha Świętego w takim stopniu, w jakim kocha Kościół” (Berlin).

Ten biologiczny związek z Jezusem jest podtrzymywany i pogłębiany przez nawrócenie, rozumiane jako nieustanne przyjmowanie Bożego przebaczenia. Trzeba przyznać, że papież wykazał się dużym realizmem nie tylko mówiąc w samolocie do dziennikarzy o swoim zrozumieniu dla ludzi, odchodzących z Kościoła wskutek różnego rodzaju nadużyć. Jeszcze większym realistą był na spotkaniu z młodzieżą we Fryburgu. „Drodzy przyjaciele, Chrystus interesuje się nie tyle tym, ile razy w życiu się potykacie, ale ile razy powstajecie na nowo. Nie wymaga wspaniałych wyczynów, ale chce, aby Jego światło w nas jaśniało, abyśmy Go naśladowali. On was nie wzywa, ponieważ jesteście dobrzy i doskonali, ale ponieważ to On jest dobry i chce uczynić was swoimi przyjaciółmi. Tak, wy jesteście światłem świata, gdyż Jezus jest waszym światłem. Jesteście chrześcijanami nie dlatego, że dokonujecie rzeczy szczególnych i niezwykłych, ale dlatego, że On – Chrystus jest naszym życiem. Jesteście świętymi, ponieważ działa w was Jego łaska.”

W czasie tych spotkań padło też wiele twardych słów, by nie powiedzieć zarzutów. Medialnie nośnych i natychmiast podchwyconych przez komentatorów. Jak pytanie o to, czy nowe możliwości działania doprowadziły do wzrostu w wierze (Erfurt), albo uwaga o agnostykach, którzy nie znajdując spokoju z powodu pytania o Boga i ludziach, cierpiących z powodu naszych grzechów, są bliżsi Bogu niż rutyniarze kościelni, którzy widzą w Kościele aparat, a których serce jest obojętne (Fryburg). Bez tej roztoczonej przed oczyma młodych perspektywy słowa papieża mogły być jak dobijające leżącego pociski. Odczytane w świetle orędzia o Bogu, który  nie chce „jałowości, śmierci, bylejakości, (…) ale chce płodnych i żywych, życia i obfitości (Berlin) mogą stać się siłą dla znużonego drogą wędrowca.

Kończąc publiczne spotkania z wiernymi papież wrócił do tego, od czego zaczął. Wychodząc od biologicznego związku z Jezusem zakończył pytaniem, na które w ciszy serca musi odpowiedzieć sobie każdy z jego słuchaczy. „Co z moją osobistą relacją?” I jak dobry profesor dał egzaminowanemu dwie podpowiedzi. W Elzelsbach obraz zwróconych do siebie serc Jezusa i Jego Matki. We Fryburgu obecną w tle postać trzeciego Syna. „Oto idę”.

To wieńczące pielgrzymkę pytanie i odpowiedź na nie są ważne nie tylko dla Kościoła, który jest w Niemczech. Dla Kościoła w Polsce tak samo ważne.