Przejmujące świadectwa

Andrzej Macura

publikacja 30.04.2011 09:03

Kim był Jan Paweł Wielki? Widziany "od kuchni", przez ludzi, którzy towarzyszyli mu w jego życiowej drodze tylko nabiera jeszcze wielkości.

Rita Megliorin Andrzej Macura Rita Megliorin
Jej przejmujące świadectwo pozwala rozumieć, dlaczego Jan Paweł II w pełni zasłużył na miano Wielkiego...

Uniwersytet Santa Croce. Na korytarzu zza okularów patrzy na studentów sam Jose Marie Escriva de Balaguer. Stojąca na korytarzu figura nie pozostawia wątpliwości, że jestem w  miejscu związanym z Opus Dei. W niewielkiej sali konferencyjnej  grupa dziennikarzy. A goście niezwykli. Najpierw Arturo Mari, wieloletni fotograf Jana Pawła II. Potem pielęgniarka, która w pamiętnym 2005 roku opiekowała się papieżem. Świadectwa obojga – niezwykle przejmujące.

Arturo Mari sprawia wrażenie bardzo powściągliwego. Z jego posępnej, twarzy niewiele można wyczytać. Gdy jednak opowiada o Janie Pawle II, jego oblicze łagodnieje. Zaczyna promienieć. Mówi prosto, bez egzaltacji. Jak świadek, któremu zależy na samych faktach.

Kiedy go pierwszy raz spotkał? Gdy wybrano Karola Wojtyłę na papieża. Był spokojny, uśmiechnięty – wspomina. Już wtedy dał się poznać jako człowiek, który ma serce dla ludzi. „Jeśli się pomylę, to mnie  poprawcie” – powiedział do Włochów podczas swojego pierwszego przemówienia. I słuchał ludzi. Dla niego nie istniał protokół. Ludzie otwierali serca na niego, bo on otwierał serca na nich. To dlatego odpowiedzią ludzi na to jego słuchanie ich, było „Santo subito” w dniu pogrzebu. Zadziwiające, że właśnie to dostrzeżenie drugiego człowieka, szczególnie uderzyło posępnego papieskiego fotografa.

Coś jeszcze? Tak, oczywiście – ciągnie opowieść Arturo Mari.  - To jego „nie lękajcie się”. To nie były tylko słowa. To były konkretne czyny. Na przykład gdy na Sycylii potępiał mafię, wręcz krzyczał. Albo w jednym z afrykańskich krajów, w którym rządził dyktator. „Co Pan robi panie prezydencie, przecież pan zbroi kryminalistów!” – wprost powiedział do niego papież. Na tłumaczenie, że papież jest widocznie źle poinformowany, Jan Paweł II odpowiada: „To pan jest źle poinformowany! Niech się Pan wstydzi. Kiedyś stanie Pan przed sądem Bożym!” Tak Jan Paweł Wielki rozmawiał z politykami.

Albo kiedyś na lotnisku – wspomina papieski fotograf – w którego pobliżu stały worki z piaskiem, zza których wystawały lufy karabinów, przez 10 minut krzyczał, że nie wolno zabijać braci. Tak realizował swoje „nie lękajcie się” Jan Paweł Wielki. Mają rację ci, którzy go tak nazywają. On był wielki. A kto go słuchał, potrafił podjąć dobre decyzje.

Widziałem jak się modlił. Najpierw na klęcząco. W ciszy. Potem głośno. „Bądź przy mnie”, „Oświecaj mnie”, „Pomagaj mi”. Tak wołał. Nieraz byłem świadkiem, jak leżał krzyżem. Wtedy uciekałem. To było zbyt intymne…

Najważniejsze zdjęcie? To z Wielkiego Piątku, z krzyżem. Wziął go, przytulił do siebie, ucałował, a potem ściskał…

Przejmujące świadectwo człowieka, który z Janem Pawłem Wielkim spędził tak wiele czasu. Świadectwo kogoś, kto nie w wnika w teologiczne głębie, a po prostu mówi o tym co, go w kontakcie z przyszłym błogosławionym, a pewnie i świętym uderzyło. Zupełnie nie dziwi, gdy podsumowuje: Dobrze, że odbył się proces beatyfikacyjny. Ale dla mnie on od samego początku był święty…

O swoim spotkaniu z Janem Pawłem II opowiadała też Rita Megliorin. Pielęgniarka, która od stycznia 2055 r. do ostatnich dni życia opiekowała się bardzo chorym już papieżem. Spokojna, opanowana. Pogodna, ale chyba nieco spięta z powodu obecności tylu dziennikarzy co jakoś czas błyskających fleszami. Gdy czasem o nich zapomina, jej twarz promienieje przepięknym uśmiechem.

Jak to było, że zaczęła się opiekować papieżem? Pracowała w klinice Gemelii. Po prostu przyszła do pracy, jak każdego dnia. Nawet nie wiedziała, że papież jest w szpitalu. Tak po prostu powiedziano jej, że będzie opiekować się papieżem. Weszła zwyczajnie do pokoju, w którym leżał. „Dzień dobry Ojcze Święty”. Potem dzień zaczynali od tego, że on jej błogosławił, a potem ona robiła to wszystko, co powinna robić pielęgniarka. Te dni najczęściej były pełne słońca – wspomina.

Mówiła mu o chorych, którzy leczyli się w tym samym szpitalu, a on się za nich modlił i prosił mnie o modlitwę za nich. Nie skupiał się na sobie. Nigdy nie narzekał. To owoc jego ogromnej nadziei. Z niej płynęła jego radość. A jeśli cierpiał, to przede wszystkim duchowo. Jak ojciec, który nie jest już w stanie objąć swoich dzieci.

Miał potrzebę bycia blisko Boga, ale zawsze też interesował się człowiekiem – snuje dalej Rita Megliorin. To była jego jedyna potrzeba. Był zwyczajny, bo był zawsze ojcem i mówił o miłości dla najsłabszych dzieci.

2 kwietnia zawołano mnie do Watykanu – wspomina ostatnie spotkanie z papieżem. Weszłam do pokoju i jak zwykle  powiedziałam: „Dzień dobry Ojcze Święty, dziś jest słoneczna pogoda”. Papież spojrzał, ale nie miał już siły pogłaskać mnie po głowie. Wzięłam więc jego rękę i położyłam na swojej głowie. Jestem pewna, że gdyby miał siłę, zrobiłby to samo. Pamiętam światło i figurę cierpiącego Chrystusa, na którą on patrzył. I pamiętam śpiew młodzieży dochodzący z Placu św. Piotra. Może ten śpiew przeszkadza Ojcu Świętemu – powiedziałam do ks. Stanisława. Wtedy ks. Dziwisz podprowadził mnie do okna i powiedział: „Popatrz, to są wszystko jego dzieci, które chcą pożegnać się z ojcem”. I powiedział jeszcze, że żaden ojciec nie chce opuścić swoich dzieci.

Papież zmienił moje życie jako chrześcijanki i kobiety – twierdzi. Zanim go spotkałam, postrzegałam Boga jako kogoś bardzo groźnego, kto karze człowieka, gdy zrobi coś złego, gdy się w życiu pomyli. Widziałam cierpienie chorych i myślałam, dlaczego Bóg na to pozwala. Nie widziałam w tym Bożej miłości. Dopiero spotkanie z cierpiącym Janem Pawłem II otworzyło mnie na Boga. Papież mnie nie nawracał, do niczego nie namawiał, szanował moją wolność. Jego przykład mnie nawrócił. A jako kobiecie, jako człowiekowi, pokazał mi też, czym jest cierpienie duchowe; pomógł mi odkryć moją godność ludzką i że jesteśmy jak małe dzieci, gdy żyjemy bez Boga. Papież pomógł mi odkryć wartość mojego życia, mojej codzienności.

Dwa świadectwa. Wyłania się z nich Jan Paweł II większy, niż by to się mogło wydawać.