Żyłem w cieniu świętego

Marcin Przeciszewski

GN 14/2011 |

publikacja 10.04.2011 14:25

O skuteczności modlitwy Jana Pawła II i za jego wstawiennictwem, świętości i relikwiach z kard. Stanisławem Dziwiszem rozmawia Marcin Przeciszewski.

Sekretarz, przyjaciel, dyskretny opiekun... fot. East news/AP Photo/Bruno Mosconi Sekretarz, przyjaciel, dyskretny opiekun...

Marcin Przeciszewski: Kiedy nabrał Ksiądz Kardynał przekonania, że ma do czynienia ze świętym?
Kard. Stanisław Dziwisz: – Poznałem kard. Wojtyłę, wcześniej księdza i biskupa, w czasie moich studiów w seminarium duchownym w Krakowie. Już przy pierwszym naszym spotkaniu odniosłem wrażenie, że jest on człowiekiem wyjątkowym. Odznaczał się wielką pobożnością, wielką modlitwą. Jako alumni pierwszego roku studiów teologicznych podziwialiśmy, jak on się modlił. Na długich przerwach między wykładami pogrążony w skupieniu, na kolanach, modlił się w seminaryjnej kaplicy. Pamiętam jego długie włosy, które spadały mu na twarz. Tak trwał na modlitwie. Gdy wracał do sali na wykład, odnosiliśmy wrażenie, że przychodzi ze spotkania, z rozmowy z samym Panem Bogiem. Byliśmy już wtedy przekonani o tym, że ten pogodny profesor, który potrafił zażartować podczas zajęć ze studentami, żyje innym życiem, że on jest zjednoczony z Panem Bogiem. I tak było przez całe jego życie, aż do ostatniego momentu. Przychodzą mi na myśl jego słowa, że dla papieża najważniejsza jest modlitwa, a nie inne sprawy. Modlitwa na wzór Mojżesza, z podniesionymi wysoko rękami, proszącego Boga w różnych sprawach Kościoła, ludzkości i świata. Myślę, że Ojciec Święty dużo modlił się także za siebie.

Beatyfikacja w sensie duszpasterskim oznacza wyznaczenie wzoru świętości dla współczesnych. Jaki wzorzec ustanawia beatyfikacja Jana Pawła II?
– Beatyfikacja czy kanonizacja jest oficjalnym stwierdzeniem świętości danego kandydata na ołtarze, potwierdzeniem heroiczności cnót. U Ojca Świętego tych cnót nadzwyczajnych, choć spełnianych w sposób zwyczajny, było bardzo wiele. Można powiedzieć, że Jan Paweł II był człowiekiem modlitwy, niezwykle pracowitym. Nade wszystko był jednak człowiekiem miłości – miłości Boga, z której płynęła miłość bliźniego. Płynęło poszanowanie drugiego człowieka, w którym widział obraz Boga. I każda z tych cnót nadaje się do tego, aby być przykładem, wzorem. Pójść śladami świętości według wzoru wskazanego przez Jana Pawła II znaczy być otwartym na Boga i na bliźniego, jak on był otwarty. Iść do drugiego człowieka bez lęku i bez obawy. Ukazywać mu wielkość miłości Boga, która jest przebaczeniem, podaniem ręki nawet zamachowcy na jego życie. Dla mnie Jan Paweł II jest wzorem człowieka odpowiadającego na wezwanie Pana Boga i odważnie podążającego za tym wezwaniem. On zrozumiał, że jego powołaniem jest być pasterzem, i starał się wypełnić oczekiwania płynące z jego powołania i spełnić to, czego Pan Bóg od niego żąda.

Beatyfikacja Jana Pawła II jest też niezwykłą okazją dla Kościoła w Polsce w sensie refleksji: jak budować teraz Kościół w świetle nauczania Jana Pawła II. Jak Ksiądz Kardynał scharakteryzowałby to pojęcie „Kościół według Jana Pawła II”?
– Kościół dla Jana Pawła II to Kościół Soboru Watykańskiego II, Kościół konstytucji „Lumen gentium” i „Gaudium et spes”. To rzeczywistość bosko-ludzka, w której jest obecny Chrystus objawiający miłość Boga i człowiek odkupiony przez Chrystusa. Chrystus jest obecny w sakramentach, w słowie Bożym, w modlitwie. Człowiek zaś jest największym dziełem Boga, stworzonym na Jego obraz i podobieństwo. Kościół musi więc strzec tego wymiaru boskiego poprzez wierność przykazaniom Bożym. One są jak drogowskazy, za którymi trzeba podążać, aby nie zbłądzić i nigdy nie odejść od Boga. Kościół Jana Pawła II to Kościół otwarty, który chce służyć człowiekowi. Pragnie ukazywać mu ewangeliczną drogę życia. Zadanie to spełnia na różne sposoby, poprzez biskupów, kapłanów, osoby konsekrowane czy też przez ludzi świeckich. Uczy o godności człowieka i rodziny, broni życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Kościół przez swoich pasterzy strzeże czystości wiary, broni przed niebezpieczeństwami, ale czasem też napomina. Kościół służy człowiekowi również w wymiarze materialnym. Prowadzi szkoły, przedszkola, domy dla osób starszych, biednych i bezdomnych. Pragnie służyć tym, co posiada. Może nie zawsze to wychodzi, niemniej takie jest jego powołanie. Pragnie być Kościołem świętym.

Mówi się: papież mistyk. Czy Ojcu Świętemu towarzyszyły jakieś nadzwyczajne stany mistyczne, wizje?
– Tak, był mistykiem, to znaczy człowiekiem zanurzonym w Panu Bogu. Umiał mówić do Pana Boga, ale nade wszystko umiał słuchać, czego Bóg żąda od niego, i to wypełniać. Całe jego życie było jedną wielką modlitwą. Każdego dnia wstawał wcześnie rano. Swój dzień rozpoczynał modlitwą: medytacja, rozważanie, potem Msza święta, dziękczynienie. Bez pośpiechu... Msza była dla niego również medytacją. Cały jego dzień był przeplatany modlitwą, adoracją, czytaniem duchowym... Codziennie wieczorem podchodził do okna, by pobłogosławić Rzym i cały świat, którego był pasterzem. Zjawisk nadzwyczajnych nie widziałem. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak wstawał w nocy i szedł do kaplicy. Zdarzało się, że kiedy był w niej sam, wówczas półgłosem przemawiał do Boga, czasem nawet śpiewał.... Gdy był młodszy, modlił się, leżąc krzyżem, czy to w kaplicy, czy u siebie w apartamencie.

A jak Papież dzielił czas na modlitwę i działanie, przy tak dużej ilości obowiązków?
– On tego czasu nie dzielił. On się modlił każdym obowiązkiem i każdym zajęciem. Idąc na audiencję, modlił się za ludzi, których miał spotkać. Modlił się także za nich po audiencji. Zauważyłem, że modlił się również w czasie audiencji, gdy ktoś przemawiał.

Czy przypomina sobie Ksiądz Kardynał przypadki nadzwyczajnych uzdrowień, które można by przypisać działaniom Jana Pawła II?
– Za życia było wiele takich przypadków, które można nazwać cudami. Podobnie było po śmierci Ojca Świętego. Jeden taki zdarzył się w Anglii. Otrzymaliśmy nawet całą dokumentację od biskupa o uzdrowieniu chłopca, który był w agonii przez ponad trzydzieści parę dni, może 36 albo 38 dni. Chłopiec zbudził się pewnego dnia zupełnie niespodziewanie i prosił o śniadanie. Powiedział, że papież był u niego i zostawił mu list. Byli przy tym rodzice. Byli również inni świadkowie. Listu nie było, ale była czysta kartka papieru. Gdy w Watykanie otrzymaliśmy tę wiadomość, jedna z sióstr sercanek poszła do kaplicy i szukała cierpliwie, czy nie ma jakiejś dokumentacji. Rzeczywiście, w klęczniku Ojca Świętego znalazła telegram od rodziców z prośbą o modlitwę. Data i nawet godzina pokrywały się z uzdrowieniem tego chłopca. Był on poważnie chory, co potwierdzali jego lekarze. Pamiętam też pewnego człowieka, który przyszedł na audiencję o kulach. Po kilkunastu dniach przyszedł ponownie, ale już bez kuli. Pytałem, co się stało. Po błogosławieństwie papieża wrócił do domu zdrowy. Podobnie działo się po śmierci Jana Pawła II. Skuteczność jego modlitwy była niezwykła. Doświadczali tego zwłaszcza ludzie, którzy modlili się o potomstwo, ponieważ długie lata nie mogli mieć dzieci. Błogosławieństwo i modlitwa Ojca Świętego były w takich wypadkach bardzo skuteczne. Można dziś przy okazji zbliżającej się beatyfikacji powiedzieć, że Jan Paweł II był cudotwórcą w znaczeniu szczególnego wstawiennictwa u Boga. Chociaż on sam nigdy o tym nie chciał mówić. Pewnego razu, gdy ktoś zaczął przy nim mówić, że za sprawą jego modlitwy został uzdrowiony, zdecydowanie odpowiedział: „Pan Bóg czyni cuda, nie człowiek”. I nigdy na ten temat nie było rozmowy.

Jakie miejsce zajmuje Jan Paweł II w osobistej modlitwie Księdza Kardynała?
– Ja często zwracam się w modlitwach do Ojca Świętego. Był dla mnie i pozostał ojcem, podobnie jak dla wielu ludzi, którzy będą czytać tę wypowiedź. Zwracam się do Ojca Świętego zwłaszcza wtedy, gdy mam trudne sprawy. Mówię mu: „Ojcze Święty, potrzebuję twojej pomocy”. I jakoś sprawy się układają. Jestem przekonany, że on mi pomaga. Zachęcam także innych do modlitwy przez przyczynę Ojca Świętego Jana Pawła II. On już za życia wypraszał wiele łask. Ufam, że teraz też jest blisko człowieka, blisko nas wszystkich, zwłaszcza umiłowanego przez siebie narodu, że się wstawia za naszą ojczyzną, aby trudne sprawy układały się po Bożemu.

Kult świętych łączy się z kultem ich relikwii. Jak to będzie w przypadku Jana Pawła II, skoro zapowiedziano, że jego trumna nie będzie otwierana?
– Ojciec Święty Benedykt XVI zdecydował, że trumna Jana Pawła II nie będzie otwierana argumentując, że jest za wcześnie, aby ją otwierać. Być może w przyszłości. Pozostały jednak pamiątki, które staną się relikwiami po beatyfikacji. Kult relikwii sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. W naszych starych kościołach, w ołtarzach są relikwie męczenników. W pierwszych wiekach Msze święte odprawiano na grobach męczenników. Relikwie są znakiem naszego zjednoczenia z Bogiem poprzez osobę świętego. Relikwia, która jest pamiątką po świętym, wyraża miłość do danej osoby i wiąże się z prośbą o pośrednictwo u Pana Boga. Nie chodzi tu o odniesienie bezpośrednio do kawałka szaty czy kości, lecz o zwrócenie się do Boga z takim zaufaniem, z jakim czynił to nasz święty. W historii Kościoła istniał zawsze kult świętych i on pozostanie. Wystarczy popatrzeć na katedrę wawelską i trumnę św. Stanisława. Od wieków jest on naszym pośrednikiem i orędownikiem przed Bogiem. W Krakowie mamy bardzo piękne, można powiedzieć symboliczne relikwie Ojca Świętego Jana Pawła II, zawierające w sobie ogromny potencjał uczuciowy. Jest to krew papieża. Mamy ją dzięki lekarzom watykańskim, którzy zostawili troszkę tej krwi pobranej od Ojca Świętego do badania w sobotę, w dniu śmierci. Część tej krwi została zachowana i będzie nas łączyć w modlitwach przez wstawiennictwo błogosławionego Jana Pawła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.