Żyjemy w epoce świętych papieży. Czy wynoszenie na ołtarze jest rodzajem docenienia pracy poprzednika i pośmiertną nobilitacją?

Marcin Jakimowicz

GN 10/2023 |

publikacja 09.03.2023 00:00

Zaraz, zaraz… Czy w zalewie hejtu i krytyki nie umknęło nam to, że mamy ogromną łaskę życia w czasach wyniesionych na ołtarze kolejnych biskupów Rzymu?

Jan Paweł I. REPRODUKCJA HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Jan Paweł I.

Media społecznościowe przyzwyczaiły nas do tego, że żyjemy w epoce krytyki, łapania za słówka i komentowania wszelkich posunięć kolejnych papieży. – Kto dał prawo Janowi Kowalskiemu komentowania każdego kroku następcy Piotra? – zapytałem abp. Grzegorza Rysia. – Facebook – odpowiedział. „Herezja” to dzisiaj niezwykle popularne słowo… Herezja tu, herezja tam. A herezja jest uporczywym trwaniem w błędzie co do wiary. Za chwilę będziemy mieli tyle autorytatywnych wykładów wiary, ilu mamy publicystów. Po tym, jak 14 maja 1999 roku Jan Paweł II ucałował Koran, część z nich uznała go za heretyka i nie chciała słyszeć o propozycji, by ogłosić go doktorem Kościoła i patronem Europy. A Jan Paweł II jest kanonizowany, zaś kanonizacja jest uroczystym aktem nauczania papieskiego; więc nie jest tak prosto, jak postulują niektóre środowiska, ją „odwołać”. Czy w ferworze podobnych dyskusji potrafimy jeszcze zachwycić się tym, że Bóg w osobach kolejnych papieży daje nam prawdziwych świadków wiary?

Na ołtarze

Żyjemy w czasach, gdy na ołtarze zostali wyniesieni kolejni następcy świętego Piotra: Jan XXIII (beatyfikowany 3 września 2000 r. i kanonizowany 27 kwietnia 2014 r.), Paweł VI (beatyfikowany 19 października 2014 r., kanonizowany 14 października 2018 r.), Jan Paweł I (beatyfikowany 4 września 2022 r.), i Jan Paweł II (beatyfikowany 1 maja 2011 r. i kanonizowany 27 kwietnia 2014 r.).

Beatyfikacje czy kanonizacje nie są, jak czytam na popularnym portalu (tak, tak, tym samym, który opublikował właśnie perełkę: „W Watykanie ruszyła kampania wyborcza przed konklawe”), „zamieceniem pod dywan wzbudzających dyskusję decyzji” czy „przypudrowaniem rys na nieskazitelnym postumencie”. Nie zamykają ust konstruktywnej krytyce. Nie są jednak, jak często słyszę, rodzajem „docenienia pracy poprzednika i pośmiertną nobilitacją”.

Kanonizacja to uroczysty akt, przez który papież oświadcza, że dana osoba, praktykująca heroiczną cnotę i żyjąca w wierności łasce, jest z Bogiem w niebie i ma być czczona przez cały Kościół. Wciąga się ją wówczas do kanonu świętych (stąd nazwa!). Beatyfikacja jest etapem w tym procesie, a papież pozwala wówczas na publiczny kult osoby w Kościele lokalnym, w obrębie zgromadzenia zakonnego i miejscach, które otrzymują takie pozwolenie. Czczony nad Wisłą Wincenty Kadłubek może być kompletnie nierozpoznawalny poza granicami Polski, a błogosławieni Ślązacy Józef Czempiel i Emil Szramek nieznani na przykład na Mazurach.

Kościół wyniósł do chwały ołtarzy 91 spośród 266 papieży, a więc niemal jedną trzecią z nich. Pamiętajmy jednak, że pierwotnie kanonizacje ogłaszano bez żmudnego procesu i skrupulatnie opracowywanych tomów positio, a pierwszych 52 biskupów Rzymu było „automatycznie” uznawanych za świętych. Tradycja uznaje za męczenników biskupów Rzymu, którzy zasiadali na tronie Piotrowym do czasu edyktu mediolańskiego, który w 313 r. zatrzymał falę prześladowań. I choć nie wszyscy papieże do czasu Konstantyna ginęli za wiarę, 31 z nich uznano za męczenników. Procedury kanonizacyjne wykształciły się dopiero na początku II tysiąclecia, a wcześniej o wyniesieniu na ołtarze decydowało powszechne przekonanie wspólnoty wiernych.

Nie tak łatwo…

Przyzwyczajeni do streszczeń lektur, dróg na skróty i przyspieszonych kursów myślimy często, że można szybko „załatwić” kanonizację. To nie takie proste. Wiedzą o tym doskonale członkowie zgromadzeń, którzy od lat czekają na wyniesienie na ołtarze założycieli swych wspólnot. By uzmysłowić sobie, jak mrówczą pracę trzeba wykonać, warto wziąć do ręki positio. Abp Alfons Nossol żartował, że doktorat różni się od habilitacji tym, że gdy weźmie się tę drugą i „się cylnie, to idzie zabić”. A co dopiero potężną „cegłą” zawierającą setki zeznań, przesłuchań, świadectw, korespondencji, wykładów, opinii, analiz!

Naprawdę niełatwo trafić na „kanonizacyjny dywanik”. Zanim papież lub jego delegat uroczyście odczyta imię nowego błogosławionego, w Tybrze musi upłynąć sporo wody. Proces rozpoczyna się od „powoda” (nazywanego „aktorem”), czyli osoby, ruchu, zgromadzenia, które wnoszą o beatyfikację. W przypadku pochodzącej z terenu obecnych Świętochłowic siostry Dulcissimy było to Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej. O decyzji informuje się episkopat, a gdy przegłosowaną kandydaturę zatwierdzi jego przewodniczący, rusza proces diecezjalny. Najwięcej pracy ma wówczas postulator, odpowiedzialny za zebranie wszelkich dostępnych materiałów potrzebnych w procesie. Same akta ks. Blachnickiego zajęły aż 28 tomów. Jeśli żyją świadkowie pamiętający kandydata na ołtarze, przesłuchuje się ich. Wypowiadają się na temat praktykowania przez kandydata na ołtarze heroiczności cnót: boskich, czyli wiary, nadziei i miłości, oraz kardynalnych – roztropności, umiarkowania, sprawiedliwości i męstwa. W przypadku męczenników zbiera się informacje na temat okoliczności śmierci i motywów, jakimi kierowali się zabójcy. „Czy hitlerowcy wrzucili o. Maksymiliana Kolbego do celi śmierci powodowani nienawiścią do Kościoła?” – pytali sceptycy, gdy toczył się proces franciszkanina. „Tak” – orzekł Watykan. Co ciekawe, o. Kolbe został beatyfikowany jako wyznawca, ale kanonizowany jako męczennik.

Nad przebiegiem procesu etapu diecezjalnego czuwa komisja złożona z biegłych historyków i teologów. Przetłumaczone na włoski kopie akt (tzw. transumpty) wędrują do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, gdzie zaczyna się żmudny proces ich weryfikacji. Nad zachowaniem norm prawnych czuwa promotor sprawiedliwości. Przygotowuje pytania dla świadków i powołuje biegłych. Gdy papież podpisze dekret o heroiczności cnót, kandydata na ołtarze możemy nazywać czcigodnym sługą Bożym. W czasie tego etapu przygotowywane jest positio, weryfikujące heroiczność cnót i opinie o świętości.

Czekanie na cud

Beatyfikacja i kanonizacja wymagają cudu, który badany jest w kolejnym procesie, znów na poziomie diecezjalnym i w Watykanie. Jest nim nadzwyczajne, niewytłumaczalne naukowo zdarzenie przypisane bezpośrednio wstawiennictwu sługi Bożego, poprawa zdrowia w przypadku ciężkiej choroby. Ma ona nastąpić w krótkim czasie i być trwała. Cud bada Consulta Medica, złożona z wybitnych lekarzy.

Opisuję ten żmudny proces, by pokazać, jak absurdalne są podnoszone dziś argumenty o kanonizacjach jako rodzaju „watykańskiej laurki” czy „próbie nobilitacji poprzednika”.

Przywołam cud przypisywany wstawiennictwu Pawła VI. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych uznała za niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia uzdrowienie dziecka, u którego w piątym miesiącu ciąży wykryto problemy prowadzące do poważnego uszkodzenia mózgu. W 2001 roku jego matce, Amerykance z Kalifornii, lekarze zaproponowali aborcję, ale ta rozpoczęła modlitwę za wstawiennictwem autora „Humanae vitae”. Dziecko narodziło się zdrowe, a lekarze czekali aż do momentu, gdy osiągnie ono pełną dojrzałość, by móc je szczegółowo przebadać. Okazało się, że uzdrowienie było nie tylko pełne, ale też niemożliwe do wyjaśnienia.

Bunt

Próby negowania świętości ostatnich papieży wypływają często nie ze środowisk nieprzychylnych Kościołowi, ale tych, które nie uznały nauczania soboru zainicjowanego przez Jana XXIII. Część z nich, tzw. sedewakantyści (od sede vacante – „przy nieobsadzonej stolicy”), twierdzi, że zasiadający na tronie papieskim po Piusie XII (zmarł w 1958 r.) są antypapieżami. Źródło tej narracji znajdziemy w pewnej trudnej rozmowie, jaką odbył Paweł VI. Sporo go kosztowała, bo z natury był delikatny i nieśmiały.

„Człowiek nieskończonej uprzejmości” (tak o nim mówiono), który ogłosił doktorami Kościoła pierwsze kobiety: Katarzynę ze Sieny i Teresę z Ávili, na konsystorzu 24 maja 1976 r. alarmował: „Są tacy, którzy pod pretekstem większej wierności Kościołowi i Magisterium systematycznie odrzucają nauczanie soboru i jego stopniowe wprowadzanie przez Stolicę Apostolską oraz konferencje episkopatów pod naszym zwierzchnictwem, którego chce Chrystus. Próbuje się zdyskredytować autorytet Kościoła w imię Tradycji, której wierność, dosłowną i materialną, się głosi. Wierni, za przykładem swych legalnie urzędujących biskupów, zrywają więzi posłuszeństwa ze Stolicą Piotrową. Odrzuca się autorytet dzisiejszy w imię autorytetu wczorajszego”. Jedną z najtrudniejszych rozmów odbył 11 września 1976 roku z abp. Marcelem Lefebvrem: „Wasza Ekscelencja nigdy nie chciał słuchać” – powiedział. „Ufam, że mam przed sobą brata, syna, przyjaciela. Niestety, stanowisko, jakie zajął Wasza Ekscelencja, to stanowisko anty- papieża. Co mam powiedzieć? Nie przystałeś na jakiekolwiek kroki w swoich słowach, czynach, zachowaniu. Wiem, że jestem ubogim człowiekiem. Ale tutaj nie chodzi o osobę, lecz o papieża. A Wasza Ekscelencja uznał papieża za odstępcę od wiary, której jest najwyższym gwarantem. Może dzieje się tak po raz pierwszy w dziejach. Powiedziałeś całemu światu, że papież nie ma wiary, że nie wierzy… To prawda, muszę być pokorny. Ale Wasza Ekscelencja jest w okropnej sytuacji”.

Czy przywoływane w tym roku wyznanie „Wierzę w Kościół” nie zawiera ufności w to, że asystencja Ducha Świętego nie tylko nie opuściła kolejnych konklawe, ale i znajdowała w biskupach Rzymu wybieranych w drugiej połowie XX wieku świadków wiary? Jak mocno brzmią w tym kontekście ostatnie słowa Pawła VI, który 29 czerwca 1978 roku podsumował swój pontyfikat: „Wiary dochowałem! Możemy powiedzieć dziś w pokorze i pewności serca, że nigdy nie zdradziliśmy »świętej prawdy«”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.