Powrót do domu

Tomasz P. Terlikowski, publicysta, filozof

GN 44/2009 |

publikacja 02.11.2009 12:09

Informacja o powołaniu ordynariatów personalnych dla anglikanów pragnących wrócić do Kościoła katolickiego – to najważniejsza wiadomość ekumeniczna ostatnich lat. Do jedności z Kościołem może powrócić ponad 400 tys. anglikanów.

Powrót do domu Fot. pap/EPA/ANDY RAIN Szacuje się, że do Kościoła katolickiego może przejść kilkunastu anglikańskich biskupów z Wielkiej Brytanii. Czy Opactwo Westmisterskie ponownie stanie się katolicką świątynią?

Ekumenizm, jako ruch ku pełnej, opartej na prawdzie jedności chrześcijan, od dawna przeżywa kryzys. Po latach wzajemnego poznawania się chrześcijan różnych wyznań, wielkich symbolicznych gestów (takich jak wzajemne zdejmowanie ekskomunik czy nowych, papieskich ocen reformatorów) przyszedł czas posuchy. Najbardziej zaawansowany dialog z prawosławiem został zahamowany z przyczyn politycznych (interesy Kremla okazały się ważniejsze niż jedność), a debatę teologiczną z Kościołami i wspólnotami poreformacyjnymi zastopowały głębokie teologiczne i moralne reformy, jakich doświadczał i nadal doświadcza tradycyjny protestantyzm. Kapłaństwo kobiet, akceptacja „małżeństw” osób tej samej płci, ordynacja na biskupów osób afiszujących się ze swoim homoseksualizmem czy odrzucenie przez część hierarchów (np. episkopalnego biskupa Johna S. Sponga) nawet istnienia Boga – wykopało teologiczną przepaść między Wspólnotą Anglikańską (ale także częścią wspólnot luterańskich czy reformowanych) a Rzymem.

Ratować wierność Ewangelii
Nie ma co udawać, że sytuacja ta może się szybko zmienić. Tradycyjny, zachodni protestantyzm (który trzeba odróżnić od błyskawicznie rozwijających się i zazwyczaj bardzo tradycyjnych w kwestiach moralnych wspólnot ewangelikalnych czy zielonoświątkowych) oddala się od Ewangelii i nauczania własnych założycieli. Nadzieje na szybkie, teologiczne i eklezjalne pojednanie (przynajmniej w kwestiach praktycznych) trzeba więc włożyć między bajki. Doskonale dostrzegają to już prawosławni, którzy ustami bp. Hilariona, odpowiedzialnego za relacje ekumeniczne w patriarchacie moskiewskim, przyznają, że jednym z największych zagrożeń dla zachodniego chrześcijaństwa jest jego postępująca laicyzacja. – Powinniśmy obawiać się, by pod wpływem idei liberalnych, świeckich norm moralnych nie stracić duchowo-moralnej nauki, którą w ciągu wieków stworzył Kościół chrześcijański – podkreślał bp Hilarion podczas spotkania w Wiedniu.

Wszystko to sprawia, że zamiast prowadzić dialog z wyznaniami coraz bardziej odległymi od chrześcijańskiej ortodoksji (a nie jest to przesada, gdy uświadomimy sobie, że prymaska Kościoła episkopalnego Katherine Jeffers Schori uznała na przykład, że uznanie w Chrystusie „jedynego Zbawiciela” byłoby zamykniem Boga w „pudełku od zapałek”), trzeba raczej zainteresować się wiernymi i duchownymi tych wspólnot, którzy zachowują wierność Ewangelii. Nurty odrzucające zmiany zachodzące w Kościołach protestanckich są – wbrew pozorom – silne. A wiele z nich z tęsknotą spogląda na Rzym czy Konstantynopol, dostrzegając w nich „depozytariuszy” wierności prawdzie. Tak jest z Tradycyjną Wspólnotą Anglikańską, skupiającą prawie 400 tys. tradycyjnych anglikanów, którzy oddzielili się od Canterbury, uznając za niebiblijne i nieanglikańskie święcenia kobiet, akceptację antykoncepcji czy otwarte wspieranie aborcji. Od kilku lat zabiegała ona o jedność z Rzymem, z zachowaniem własnej liturgicznej czy prawnej tradycji. Wielu anglikanów z Wielkiej Brytanii czy USA, którzy pozostają jeszcze we Wspólnocie Anglikańskiej (znajdującej się obecnie na granicy rozpadu, bowiem afrykańscy i azjatyccy biskupi już zerwali jedność z Amerykanami i tworzą w USA własne, tradycyjne struktury) także otwarcie przyznaje, że chętnie powróciłoby do Rzymu, gdyby pozwolono im zachować liturgię (odpowiednio zreformowaną) z „Book of Common Prayer” (czyli w zasadzie tradycyjny, jeszcze przedtrydencki ryt angielski) i umożliwiono posługę żonatym duchownym (co jest już możliwe, dzięki specjalnym papieskim dyspensom). Takie ostrożne deklaracje składa ponad 50 biskupów, setki księży z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Australii.

Pierwsze próby pojednania
Próby jednoczenia anglikanów z bardziej tradycyjnymi wyznaniami chrześcijańskimi były już podejmowane. Jako pierwsi zdecydowali się na nie amerykańscy prawosławni (dotyczy to patriarchatu antiocheńskiego i moskiewskiego), którzy w latach 60. powołali diecezje i parafie dla byłych wiernych anglikańskich. Sprawowana jest w nich Liturgia św. Tichona, czyli zwyczajna liturgia anglikańska, poprawiona jedynie w kluczowych teologicznie miejscach. Ten pomysł przysporzył prawosławiu amerykańskiemu (a później brytyjskiemu) dziesiątki tysięcy nowych wiernych i kilkuset oddanych kapłanów. Od kilkunastu lat wspólnoty te mają nawet własnych biskupów, którzy czuwają nad ortodoksją prawosławną, ale także nad wiernością tradycjom anglikańskim tych parafii.

Katolicy długo nie decydowali się na pójście w ślady prawosławnych. Zawsze przyjmowano konwertytów (a tych od czasów Johna Henry’ego Newmana czy G. K. Chestertona nie brakowało), ale dopiero w latach 90. zdecydowano się na umożliwienie posługi żonatym duchownym anglikańskim (a także luterańskim), którzy przystępowali do Kościoła katolickiego. Krótko potem powołano też pierwsze parafie, w których sprawowana była lekko zmodyfikowana liturgia z „Book of Common Prayer” (obecnie działa ich w Wielkiej Brytanii kilkanaście). Mimo tych ograniczeń anglikanie i tak płynęli szerokim nurtem ku katolicyzmowi. Na konwersję zdecydował się m.in. były anglikański biskup Londynu, który po powrocie do jedności z Kościołem katolickim podjął posługę jako zwykły ksiądz. Tradycyjni anglikanie od dawna prosili jednak Rzym o mocniejszy sygnał otwartości na ich powrót. Prymas Tradycyjnej Wspólnoty Anglikańskiej John Hepworth (były ksiądz katolicki) zabiegał nawet o utworzenie z jego wspólnoty Kościoła unickiego. Na to jednak nie było i nadal nie ma zgody Stolicy Apostolskiej, która od Soboru Watykańskiego II deklaruje, że unityzm jako metoda przywracania jedności przeszedł już do historii. Kilka lat trwało zatem poszukiwanie takiego modelu budowania jedności, który pozwoliłby na zachowanie anglikańskiej specyfiki.

Szeroko otwarte serce
Zapowiedziane przez Kongregację Nauki Wiary powołanie ordynariatów personalnych jest takim właśnie modelem. „Staraliśmy się w sposób jednolity i sprawiedliwy wyjść naprzeciw prośbom o pełną jedność, jakie przedłożyli nam w ostatnich latach byli anglikańscy wierni pochodzący z różnych stron świata. Przez tę propozycję Kościół zamierza odpowiedzieć na słuszne aspiracje tych grup anglikańskich do pełnej i widocznej jedności z Biskupem Rzymu, następcą św. Piotra” – uzasadniał decyzję papieską o powołaniu nowych struktur kościelnych kard. William Levada, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Ordynariaty personalne mają z jednej strony prowadzić do jedności z Rzymem anglikanów, a z drugiej pozwolić im zachować godną szacunku własną tradycję. Wprowadzenie tego rozwiązania w życie oznacza prawdziwy ekumenizm, który nie jest tylko apelem o rozmowy, ale dla Kościoła był zawsze wezwaniem do budowania prawdziwej i pełnej jedności chrześcijan, zjednoczonych wokół następcy św. Piotra. Decyzja Benedykta XVI jest ważnym krokiem na tej drodze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.