Papieże wobec wojny

Andrzej Grajewski

GN 13/2022 |

publikacja 31.03.2022 00:00

Stając w obronie Ukrainy, lecz nie nazywając Rosji agresorem, papież Franciszek postępuje podobnie jak jego poprzednicy w XX stuleciu.

Jan Paweł II w 2003 roku, by ratować pokój, wysłał do Bagdadu kard. Rogera Etchegaraya. Na zdjęciu kardynał rozmawia z Saddamem Hussajnem. INA/afpi/epa/pap Jan Paweł II w 2003 roku, by ratować pokój, wysłał do Bagdadu kard. Rogera Etchegaraya. Na zdjęciu kardynał rozmawia z Saddamem Hussajnem.

Stolica Apostolska oraz kolejni papieże stawali wówczas wobec problemu, jak reagować na wojnę, która jako zjawisko globalne zagrażała życiu milionów ludzi na całym świecie. Katolicy w tych konfliktach byli często po obu stronach linii frontu, co stwarzało dodatkowe trudności i skłaniało papieży do ostrożności i ważenia każdego słowa. Warto poznać ten kontekst, analizując zachowanie Piusa XII i Jana Pawła II wobec wojen, które wybuchały w czasie ich pontyfikatów. Obecnie z tym dramatem zmaga się papież Franciszek, pamiętając nie tylko o katolikach obu obrządków w Ukrainie, ale i żyjących w Rosji, na Białorusi oraz na terenach okupowanych. Jednym zaś z instrumentów dyplomacji Stolicy Apostolskiej wobec Rosji jest dialog z Patriarchatem Moskiewskim. Zawsze był on trudny, a dzisiaj jest wręcz karkołomny, gdyż Rosyjski Kościół Prawosławny wspiera duchowo władze państwowe w tej wojnie.

Przez pokój nic nie ginie

Pius XII (Eugenio Pacelli), wybrany na konklawe w marcu 1939 r., znał doskonale Niemcy. Wiele lat spędził tam jako nuncjusz apostolski, negocjował konkordat z Hitlerem i wiedział, że ład wersalski, który zapewnił pokój Europie i światu na 20 lat, kończy się. Dlatego już w maju 1939 r. zaproponował międzynarodowe negocjacje z udziałem Polski i Niemiec. Nikt w Europie nie był tym zainteresowany. Kiedy dowiedział się o podpisaniu traktatu Ribbentrop–Mołotow, nie miał wątpliwości, że wojna jest kwestią czasu. 24 sierpnia w dramatycznym przemówieniu, transmitowanym przez Radio Watykańskie, wzywał do opamiętania się oraz rozpoczęcia negocjacji. „Przez pokój nic nie ginie, przez wojnę można utracić wszystko” – apelował do Polaków i Niemców. Polacy źle przyjęli jego słowa. Ksiądz Walerian Meysztowicz, radca kanoniczny Ambasady Polskiej przy Stolicy Apostolskiej, zanotował, że nie należało namawiać obu stron do zgody, lecz wzywać napastnika do zaniechania napaści. Papież jednak oceniał to z innej perspektywy. Kiedy w sierpniu 1939 r. ambasador Francji przy Stolicy Apostolskiej Charles-Roux prosił go o „jedno słowo i gest publiczny” wspierający polskich katolików, Pius XII odpowiedział, że naraziłby tym na represje 40 mln katolików w III Rzeszy. 31 sierpnia po raz ostatni wezwał do zwołania konferencji pokojowej z udziałem Francji, Anglii, Niemiec, Włoch i Polski. Później zamilkł, a papieska dyplomacja starała się przede wszystkim, aby Włochy nie przystąpiły do wojny u boku Hitlera. Jesienią 1939 r. Pius XII nie potępił niemieckiej agresji na Polskę, chociaż zabiegali o to kard. August Hlond i polski rząd. 30 września przyjął na prywatnej audiencji prymasa Polski. W przemówieniu wyraził jedynie współczucie „dla dzieci katolickiej Polski”. Polacy przyjęli je chłodno. Arcybiskup Józef Gawlina, biskup polowy Wojska Polskiego, który 15 października został przyjęty przez papieża, zanotował jego rozdrażnienie, spowodowane złym przyjęciem tego wystąpienia. „A przecież mówiliśmy tak serdecznie i z takim sentymentem” – miał powiedzieć. Na uwagę polskiego biskupa, że Polacy oczekiwali wyrazów ubolewania nad utratą niepodległości oraz słów nadziei, że znów ją odzyskają, papież stwierdził, że całe jego przemówienie było utrzymane w tym duchu. „Powiedzieliśmy wyraźnie: »Polska nie chce umierać«”. Na sugestię abp. Gawliny, aby jeszcze raz zabrał głos w sprawie polskiej, Pius XII odczytał mu listy biskupów niemieckich, donoszących, że wojna nie zakłóciła życia kościelnego w III Rzeszy. „I to wszystko mamy urazić jedną mową?” – zapytał retorycznie.

Istotnym przełomem była dopiero encyklika Summi pontificatus, opublikowana 20 października 1939 r. Papież nie wskazywał w niej agresora, ale wypowiadał ważne słowa wsparcia dla Polaków. „Krew tysięcy ludzi, nawet tych, którzy nie brali udziału w służbie wojskowej, a jednak zostali zabici, zanosi bolesną skargę, zwłaszcza w Polsce, narodzie tak Nam drogim, tej Polsce, która przez swą niezłomną wierność dla Kościoła i przez wielkie zasługi, jakie zdobyła, broniąc chrześcijańskiej kultury i cywilizacji – o czym historia nigdy nie zapomni – ma prawo do ludzkiego i braterskiego współczucia całej ludzkości. Położywszy swą ufność w Bogarodzicy Dziewicy, Wspomożycielce Wiernych, czeka ona upragnionego dnia, w którym, jak tego domagają się zasady sprawiedliwości i prawdziwie trwałego pokoju, wyłoni się wreszcie zmartwychwstała z owego jak gdyby potopu, który się na nią zwalił”.

Istotną okolicznością w działaniach Piusa XII był szybki wyjazd z Polski we wrześniu 1939 r. nuncjusza apostolskiego abp. Filippo Cortesiego. W tej sytuacji większego znaczenia nabierały opinie nuncjusza apostolskiego w Niemczech abp. Cesare Orseniga, negatywnie nastawionego do Polaków. Przekonywał on Stolicę Apostolską, że publiczne interwencje w obronie polskich katolików jedynie pogorszą ich sytuację. Do końca wojny Pius XII nie potępił żadnej ze stron biorących udział w II wojnie światowej.

Dwie pielgrzymki

Wojna o Falklandy w czerwcu 1982 r., chociaż toczona na peryferiach świata, stanowiła wyzwanie dla Jana Pawła II. Nie nazywając agresora, a była nim Argentyna, papież wezwał międzynarodową społeczność do dialogu i porzucenia siły przy rozwiązywaniu spornych problemów. W tym duchu sformułował także telegramy do przywódców obu krajów, kiedy wojska argentyńskie lądowały już na Falklandach. Papież zdawał sobie sprawę, że junta, rozpoczynając w maju 1982 r. wojnę, przedstawia ją jako element walki z brytyjskim kolonializmem, co znajdowało zrozumienie w wielu krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie wpływy Kościoła katolickiego były duże. Dla papieża ten konflikt miał także kontekst ekumeniczny, gdyż w tym czasie Stolica Apostolska prowadziła dialog z Kościołem anglikańskim i od dawna przygotowywała pielgrzymkę do Anglii. Ojciec Święty podjął wtedy decyzję, która nie mieściła się w dotychczasowych kanonach papieskiej dyplomacji. Tuż przed podróżą do Anglii ogłosił, że miesiąc później odwiedzi Argentynę. Obie wizyty stały się wielką manifestacją na rzecz pokoju. Zwłaszcza podróż do Argentyny spowodowała radykalny przełom w nastrojach społeczeństwa, początkowo wspierającego atak na Falklandy. Do sanktuarium maryjnego w Lujan przybyło ok. 300 tys. wiernych, skandujących: „Chcemy pokoju”. Dzień po wyjeździe papieża wojska brytyjskie zdobyły stolicę Falklandów, a dyktator gen. Leopoldo Galtieri podał się do dymisji, gdyż pod wpływem pielgrzymki naród odmówił dalszego wsparcia jego wojnie.

Wbrew ONZ

Zakończenie zimnej wojny w 1989 r. dawało papieżowi nadzieje na zakończenie zbrojnych konfliktów. Rzeczywistość szybko je zweryfikowała. Rządzony przez Saddama Husajna Irak w sierpniu 1990 r. dokonał inwazji na Kuwejt. Papież był zdecydowanym przeciwnikiem Saddama, ale nie wsparł zachodniej koalicji w wojnie nad Zatoką Perską, mimo że rezolucja nr 678 podjęta przez ONZ uprawniała Stany Zjednoczone do użycia siły dla wyzwolenia Kuwejtu. 25 grudnia 1990 r. papież przypomniał wszystkim stronom konfliktu, że wojna jest „nieodwracalnym ryzykiem”, dlatego zawsze należy wybierać „rozsądek, cierpliwość i dialog”. Kiedy minął termin ultimatum wyznaczonego przez ONZ Irakowi, Jan Paweł II ponownie, w słowach niezwykle żarliwych, przestrzegał Zachód przed uderzeniem, gdyż wojna wiąże się z ryzykiem, od którego nie ma już odwrotu. Spotkało się to z krytyką wielu znaczących prawicowych mediów na całym świecie i zostało zlekceważone przez wszystkich polityków Zachodu.

Jan Paweł II jeszcze mocniej wystąpił przeciwko wojnie, kiedy Zachód pod pretekstem likwidacji irackiej broni masowego rażenia szykował się do drugiej batalii w Zatoce Perskiej. 5 marca 2003 r. wezwał do modlitwy i postu w intencji pokoju w Iraku i Ziemi Świętej. Z misją ostatniej szansy wysłał do Bagdadu kard. Rogera Etchegaray. Zaś w niedzielę 16 marca 2003 r. przed modlitwą Anioł Pański zwrócił się do społeczności międzynarodowej z dramatyczną przestrogą: „W obliczu straszliwych konsekwencji, jakie międzynarodowa operacja zbrojna niosłaby dla ludności Iraku i równowagi całego, i tak już mocno doświadczonego regionu Bliskiego Wschodu, oraz mając na uwadze niebezpieczeństwo uaktywnienia się ekstremizmów, wołam do wszystkich: wciąż jeszcze jest czas na negocjacje; wciąż jeszcze jest szansa na pokój; nigdy nie jest za późno na to, aby się porozumieć i kontynuować rozmowy pokojowe”. Zachód pod wodzą Stanów Zjednoczonych nie posłuchał przestrogi. Ruszył na wojnę, która obaliła reżim Saddama, ale jednocześnie zdestabilizowała Bliski Wschód. Efektem wojny był ogromny kryzys, przed którym papież bezskutecznie ostrzegał społeczność międzynarodową. Irak pogrążył się w chaosie, z którego zrodziło się Państwo Islamskie w tym kraju i w Syrii, co poskutkowało wojną domową, a później kryzysem migracyjnym. Skutki tego odczuwamy do dzisiaj. Broni masowego rażenia w Iraku nigdy nie znaleziono.

Potępienie wojny, ale nie agresora

Stanowiska papieży XX wieku wobec wojny, chociaż ich kontekst był często różny, miały kilka punktów wspólnych. Zawsze przestrzegano przed wojną jako sposobem rozwiązywania sporów i konfliktów, odwołując się do ocen moralnych i humanitarnych. Żaden z papieży wobec konfliktów zbrojnych tamtej doby nie użył sformułowania „wojna sprawiedliwa”. Póki to było możliwe, Stolica Apostolska zachęcała strony do negocjacji, nierzadko wysyłając do nich misje pokojowe. Chęć uniknięcia oskarżenia, że papiestwo stoi po jednej ze stron konfliktu, powodowała, że kolejni papieże potępiali wojnę, ale bez wymieniania imienia agresora. Ogarniano współczuciem ofiary, ale nie potępiano sprawców ich dramatów. Sile zbrojnej, nacjonalistycznemu szaleństwu, arogancji i pysze kolejnych dyktatorów papieże mogli przeciwstawić tylko przestrogę, moralne świadectwo, modlitwę oraz praktyki pokutne. Niebagatelne znaczenie miały także działania dyplomacji Stolicy Apostolskiej, najczęściej prowadzone poufnie. Nie zawsze doprowadzały do pokoju, nierzadko jednak przynosiły rozwiązania doraźne, dotyczące humanitarnych problemów, opieki nad jeńcami i ludnością cywilną.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.