Jan Paweł II - zręby świętości

jad

publikacja 14.01.2011 13:06

Kard. Ruini na zkończenie diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II przedstawił sylwetkę kandydata na ołtarze. Dziś, kiedy znamy już datę beatyfikacji papieża Polaka, przypominamy tamto przemówienie, w którym scharakteryzował heroizm życia i cnót Karola Wojtyły.

Jan Paweł II - zręby świętości Marek Piekara/Agencja GN kard. Camillo Ruini

 

Mówił: „kochany przez Boga i w radości odwzajemniania tej miłości Karol Wojtyła znalazł sens, jedność i cel swojego życia.(...) pełnia człowieczeństwa zbiega się u kresu z owym związkiem z Bogiem, innymi słowy z jego świętością”.

Analizując tę świętość wskazał elelmenty, które złożyły się na niezwykłe świadectwo życia papieża.

Modlitwa

W życiu Jana Pawła II miała zasadnicze znaczenie. Papież poświęcał jej czas, regularnie i niezmiennie każdego dnia. Poranna adoracja, Jutrznia, medytacja, Msza święta – były sercem i fundamentem. Po południu Ojciec święty także wracał do kaplicy. Odmawiał różaniec. W czwartki godzinę przeznaczał na rozważanie Pisma świętego. W piątki odprawiał Drogę Krzyżową. Kiedy się modlił, pogrążał się w absolutnym skupieniu. Jak mówił kard. Ruini, wpadał w „całkowite zapomnienie”.

Modlitwa przenikała pracę i każde zajęcie Jana Pawła II. Każdą pracę Jan Paweł II powierzał Bogu. Każdą pracą w pewnym sensie wielbił Boga. Strony swych rękopisów zwykł rozpoczynać modlitwami. W kaplicy arcybiskupstwa w Krakowie pozostał klęcznik, na którym pracował.

Modlitwa papieża – wewnętrzna, osobista – była zarazem powiązana nierozerwalnie z tradycją i pobożnością Kościoła. Zwracając się do Boga, papież pamiętał o całych rzeszach ludzkich różnych narodowości, stanów, języków. Przechowywał w szufladzie swojego klęcznika prośby osób, które do niego docierały i osobiście modlił się w ich intencjach.

Wolność

Jan Paweł II był całkowicie wolny wewnętrznie, a to wyrażało się w wielu kierunkach. Nie przywiązywał się do dóbr materialnych Żył ubogo. „Wydawało się, że niczego nie potrzebuje, jest całkowicie oderwany od pieniędzy” – mówił kardynał.

Jego ubóstwo – dokładnie realizujące zamysł ubóstwa ewangelicznego – wyrażało się także w wolności od jakichkolwiek własnych przywiązań. Papież nie szukał sukcesu, samospełnienia. Dążył systematycznie do realizacji posługi wynikającej z jego powołania. Tę wolność zdobył jako młody człowiek, rezygnując z teatru, sztuki, literatury na rzecz kapłaństwa.

Wyzwolony od siebie, był wolny w stosunku do innych. Chętnie współpracował, słuchał, przyjmował krytykę. Szanował swoich współpracowników, ale zachował niezbędną samodzielność w podejmowaniu ostatecznych decyzji, nawet gdy były niewygodne i mogły wywołać falę nieprzychylnych reakcji czy komentarzy ze strony władz, mediów, społeczeństwa. W podejmowaniu decyzji kierował się zgodnością z Ewangelią i troską o dobro człowieka.

Miłość bliźniego

Papież był przykładem człowieka oddanego bez reszty braciom. Historia jego życia pełna jest świadectw na ten temat. Poczynając od odwiedzania w szpitalu (jeszcze w młodym wieku w Wadowicach) chorego księdza, po liczne wystąpienia – już jako Następca św. Piotra – w duchu chrześcijańskiej miłości. Konkretnie tę miłość realizował poprzez materialną pomoc ubogim. Oddawał im otrzymane ofiary, a kiedyś nawet biednej rodzinie ofiarował kołdrę z własnego łóżka. Pisała o tym w liście z czerwca 1967 roku kobieta z Polski. To umiłowanie Chrystusa w postaci chorych, biednych, potrzebujących przybliżało papieża duchowo do postaci Matki Teresy z Kalkuty. Stworzyło między nimi szczególną więź.

Ta sama miłość bliźniego pchała Jana Pawła II nieustannie do niesienia Chrystusa – „chleba życia” – ludziom na całym świecie. Wyrazem tej miłości była ewangelizacja i jej „cudowny wynalazek” – jak określa kard. Ruini Światowe Dni Młodzieży.

Twarda wiara wielkiego człowieka

Z jednej strony wiara Jana Pawła II była prostą wiarą dziecka. Z drugiej, była to wiara wielkiego człowieka kultury, żyjącego z pełną świadomością wyzwań, jakie stawiał przed nim współczesny świat. Była to wiara człowieka, który doświadczył obecności Boga w jego duszy. Wiara niewzruszona, wymagająca przekazywania wszystkim prawdy, która niesie zbawienie. Dzięki temu papież z Polski nawet w najtrudniejszych momentach był filarem Kościoła i podtrzymywał wiarę Jego członków. Ta właśnie wiara nakazywała mu obronę godności i praw człowieka, przeciwstawianie się aborcji czy obarczania jedynie kobiet winą za usuwanie ciąży, akcentowanie ich praw i „geniuszu”.

Umiłowanie Kościoła

„W całym swym dziele chrześcijanina i pasterza (...)było zasadniczym i wewnętrznym wymiarem jego związku z Bogiem w Jezusie Chrystusie” – mówił kard. Ruini. Podróże apostolskie, odwiedziny parafii włoskich, rzymskich były właśnie aktem jego wielkiej troski o Kościół, jego miłości do Kościoła. Elementem jego troski było również gorące pragnienie jedności Kościoła. To pragnienie nosił w sercu. Tym pragnieniem dzielił się ze współpracownikami. Było ono jego programem, niezależnie od obelg i przeciwności.

Miejsce dla krzyża

Papież cierpiał na ciele i na duchu już od młodzieńczych lat. Wcześnie stracił matkę, potem brata i ojca. 13 maja 1981 roku przeżył zamach na swoje życie, a mimo to zachował niewzruszoną ufność pokładaną w Bogu i Matce Najświętszej. Później przyszła choroba. Zawsze aktywny Ojciec święty musiał coraz bardziej ograniczać swoje zajęcia. Znosił jednak ograniczenia z niezwykłą pogodą i cierpliwością. Pojawiały się czasem oznaki zniecierpliwienia, ale raczej dotyczyły ograniczeń niż bólu. „Karol Wojtyła nauczył się robić miejsce dla cierpienia i dla krzyża nie tylko z własnego doświadczenia życiowego, ale także, i to w sposób jeszcze głębszy, ze swej własnej duchowości, z osobistych więzi zadzierzgniętych z Bogiem”.

Zawsze gotowy

Do odejścia z tego świata papież przygotowywał się od dawna. W czasie rekolekcji wielkopostnych pisał testament. Zaczął już w marcu 1979 roku. Wyrażał w ten sposób gotowość stanięcia przed Bogiem i zdania Mu sprawy ze swego życia. W dniu śmierci trwał w modlitwie, jak to robił zawsze. Prosił, by czytano mu Słowo Boże. Odczytano Ewangelię św. Jana – aż do dziewiątego rozdziału. Papież w tym dniu – słabym już głosem i przy pomocy obecnych przy nim osób – odmówił wszystkie modlitwy codzienne, odprawił adorację, rozważania. Kiedy rozpoczął odmawianie czytań niedzielnych słabym głosem miał powiedzieć „pozwólcie mi odejść do Pana”. Potem zapadł w śpiączkę. Odprawiono Mszę św. a abp Stanisław Dziwisz podał mu wiatyk – kilka kropel Krwi Chrystusowej.

Apostoł miłosierdzia

Boże Miłosierdzie było w centrum jego duchowości. Od Niego nauczył się zwyciężać zło dobrem. W Nim widział granicę, jaką Bóg postawił złu i stąd czerpał nadzieję, która podtrzymywała go przez całe życie. Wyniesienie do chwały ołtarzy siostry Faustyny Kowalskiej, rozmówczyni Jezusa Miłosiernego, było ukoronowaniem tej niezwykłej ufności w moc Miłosierdzia Bożego.