Dlaczego Kościół mówi „nie”?

ks. Antoni Bartoszek, teolog moralista, kierownik w Zakładzie Nauk o Rodzinie na Wydziale Teologicznym UŚ

publikacja 07.12.2010 09:22

Po wypowiedzi Benedykta XVI na temat prezerwatywy, zawartej w jego najnowszej książce, pojawiły się opinie, że papież zmienia nauczanie Kościoła w tej dziedzinie. To nieprawda.

Dlaczego Kościół mówi „nie”?

Stosowanie prezerwatywy może pojawić się w dwóch kontekstach: jako środek antykoncepcyjny oraz jako środek przeciw zakażeniu AIDS. Nauczanie Kościoła na temat używania prezerwatywy antykoncepcyjnie jest niezmienne. Kościół odczytując istotę aktu seksualnego, zauważa w nim dwa istotne znaczenia: jedność małżonków oraz otwarcie na prokreację. Małżonkowie podejmując współżycie, pogłębiają swoją miłość oraz podejmują działanie, które może doprowadzić do poczęcia. Rytm biologiczny organizmu kobiety sprawia, że nie każdy akt małżeński kończy się poczęciem dziecka. 

Małżonkowie mogą współżyć, kierując się okresami biologicznymi, tzn. jeśli pragną poczęcia dziecka, podejmują współżycie w okresach płodnych, natomiast kiedy z różnych powodów planują odsunięcie w czasie powołania do życia kolejnego dziecka, to współżyją w okresach niepłodnych. Zawsze jednak pozostają otwarci na potomstwo. Nauczanie Kościoła przypomina, że moralnie niegodziwe jest ograniczanie poczęcia w sposób sztuczny, czy to przez używanie środków hormonalnych, stosowanie prezerwatywy, czy przez stosunek przerywany, który – choć nie jest działaniem sztucznym – jest zachowaniem nienaturalnym. Nauka Kościoła dotycząca sprzeciwu wobec środków antykoncepcyjnych zawarta została najpełniej w encyklice Pawła VI „Humanae vitae” (1968), ale była już obecna w encyklice Piusa XI „Casti connubii” (1930). Wielokrotnie została potwierdzona przez Jana Pawła II, głównie w adhortacji „Familiaris consortio” (1981). Ostatnia wypowiedź Benedykta XVI nie zmienia tego nauczania ani tym bardziej nie wprowadza rewolucji. 

Kondom nie chroni 
Prezerwatywa jest wykorzystywana przez niektóre środowiska jako przeciwdziałanie zakażeniu wirusem HIV. We współczesnych społeczeństwach pojawia się wiele form przeciwdziałania zakażeniu chorobą AIDS. Generalnie mówi się o strategiach: A–B–C. A–to abstinence, chodzi o abstynencję seksualną, B–be faithful, tzn. bycie wiernym, C–condom, czyli prezerwatywa. Strategie A i B określa się mianem „pierwszorzędowych zmian zachowań”, C to „drugorzędowa zmiana zachowań”. W wielu społeczeństwach na Zachodzie, a przez Zachód także w Afryce, skoncentrowano się na „drugorzędowej zmianie zachowań”, czyli na promocji prezerwatywy. 

Badania pokazują, że programy te zakończyły się całkowitym fiaskiem. Tam, gdzie wzrastała liczba sprzedaży prezerwatyw, tam też rosła liczba zachorowań na AIDS. Dlaczego tak się działo? Przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze – programy te, propagując prezerwatywę, nie wychowywały do zachowania abstynencji seksualnej do ślubu oraz do wierności małżeńskiej. Co więcej, promując prezerwatywę, działały dokładnie przeciw tym postawom. Po drugie – prezerwatywa nie znosi niebezpieczeństwa zakażenia, tylko je zmniejsza. Wirus może bowiem „wymknąć się” spod prezerwatywy, a nawet przeniknąć przez jej pory. Po trzecie – przy stosowaniu prezerwatywy pojawia się następujące nastawienie: „im bardziej czuję się bezpieczny, tym bardziej ryzykowne działania mogę podejmować”. Chodzi o to, że poczucie bezpieczeństwa, jakie ma dać prezerwatywa, prowadzi do uśpienia czujności i ostrożności, a to prowadzi np. do podejmowania współżycia z osobą zakażoną wirusem HIV. Propagowanie prezerwatywy nie rozwiązuje problemu AIDS, i o tym przypomniał papież podczas podróży do Afryki oraz w swojej książce. 

Skuteczna wierność 
Kościół zdecydowanie opowiada się za promowaniem strategii A i B, nazywając je wychowaniem do wartości moralnych. Chodzi o kształtowanie nowej mentalności, zbudowanej na postawach abstynencji seksualnej do ślubu i wierności małżeńskiej. Takie programy profilaktyczne pojawiły się w latach 90. ub. wieku w Ugandzie i przyniosły widoczny spadek zachorowalności na AIDS, podczas gdy w sąsiednich krajach takiego spadku nie zanotowano. W programy te były zaangażowane środowiska edukacyjne, rządowe, prezydent, miejscowi uzdrawiacze oraz organizacje religijne (anglikańskie, katolickie oraz muzułmańskie), które włączyły się w tę profilaktykę dlatego, że nie promowała ona prezerwatywy. Istnieją zatem dowody na skuteczność tego typu działań. Tę formę profilaktyki ma na myśli także Benedykt XVI, który wzywa, by przeciwstawić się „banalizacji seksualności”. 

Ale jak mają postępować małżonkowie w sytuacji, gdy któreś z nich zostało zakażone wirusem HIV? A przecież nie musiało się to zdarzyć jedynie przez zdradę małżeńską, lecz np. przez przyjęcie zakażonej krwi. Jedyną w pełni odpowiedzialną postawą jest zachowanie abstynencji seksualnej w małżeństwie. Bo wirusem można się zarazić, nawet stosując prezerwatywę. Wielu powie, że jest to rozwiązanie bardzo trudne, gdyż wymaga wstrzemięźliwości od osób, które do tej pory regularnie współżyły. Rzeczywiście, jest to rozwiązanie niełatwe. Jednak sytuacji, w których nagle małżonkowie bywają zmuszeni do zaprzestania współżycia, jest więcej – ciężka, przewlekła choroba (np. głębokie zaburzenie psychiczne) albo trwałe kalectwo uniemożliwiające współżycie. To tajemnica cierpienia, które może pojawić się nagle, w sposób niezawiniony. W duchu miłości do małżonka możliwe staje się nawet tak wielkie wyrzeczenie jak wstrzemięźliwość seksualna. 

 

Prezerwatywa w małżeństwie?
Papież w swojej wypowiedzi przywołał zakażoną wirusem HIV prostytutkę, czyli osobę głęboko zniszczoną duchowo, dla której wartości moralne, takie jak czystość, abstynencja seksualna, bycie wiernym, są czymś obcym. Nie czując żadnej odpowiedzialności, osoba ta współżyje bez jakichkolwiek ograniczeń, zarażając innych. Zastosowanie przez nią prezerwatywy może okazać się pierwszym odruchem ludzkim, zaczyna bowiem myśleć o drugim człowieku, o tym, by zmniejszać ryzyko zakażeń. Powinna ona podjąć decyzję o całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej, jednak w danym momencie życia osoba ta nie chce bądź nie może (bo jest np. przymuszana) albo nie potrafi tego uczynić. Jest jednak gotowa, w pierwszym przejawie odpowiedzialności, doprowadzić do zmniejszenia niebezpieczeństwa zarażenia wirusem HIV. To przypadek bardzo szczególny, którego nie należy uogólniać. Nie wolno też stosować tu interpretacji poszerzających, co niestety się dzieje, a o czym informują media. 

Taką poszerzającą interpretacją wypowiedzi papieża jest zastanawianie się nad tym, czy małżonkowie (w przypadku choroby jednego z nich), którzy nie potrafią zachować wstrzemięźliwości seksualnej, a pragną przez współżycie ratować zagrożoną jedność małżeńską, nie mogliby jednak stosować prezerwatywy? W takim ujęciu zagrożone są dwie wartości: życie zdrowego małżonka oraz jedność małżeńska. Obydwie wypływają z prawa naturalnego. Którą zatem wybrać? Ponieważ życie ma wartość bardziej podstawową i jest fundamentem innych wartości, także jedności małżeńskiej, należy opowiedzieć się za abstynencją seksualną, by nie wprowadzać sytuacji zagrożenia dla zdrowia i życia. Jeśli małżonkowie jednak podejmują współżycie seksualne z prezerwatywą (w sytuacji zakażenia wirusem HIV), i czynią to z lęku przed rozpadem małżeństwa, to postępują w sposób moralnie nieuporządkowany. Jednak tak dramatyczna okoliczność jak choroba AIDS oraz lęk przed rozpadem małżeństwa mogą zmniejszać ich odpowiedzialność moralną. W tym przypadku w kierownictwie duchowym akcent powinno się położyć na ukazywanie miłości małżeńskiej, która gotowa jest nawet do wielkich wyrzeczeń i umartwień. 
Po co papież o tym mówi? 

Zainteresowanie mediów, skupione wokół paru zdań z obszernej książki Benedykta XVI, potwierdza, jak delikatną sferą jest ludzka seksualność, jak nauczanie Kościoła jest w tym względzie prowokujące. Szkoda, że niektóre media nie akcentują pierwszorzędowych zmian zachowań w dziedzinie ludzkiej płciowości (abstynencji oraz wierności), których promowanie przyczyniłoby się rzeczywiście do ograniczenia zachorowalności na AIDS. Eksperyment społeczny z Ugandy można przecież przenosić do innych krajów. Warunkiem jest moralna spójność oddziaływań wielu podmiotów społecznych. 
Czy wypowiedź papieża była konieczna? Czy nie przyniesie więcej zamieszania niż pożytku? Papież nie ucieka od problemów współczesności. Jego wypowiedź jest wezwaniem do ciągłego mierzenia się z konkretnymi problemami i szukaniem rozwiązań dla poszczególnych przypadków. Teologia moralna nie może uciekać od kazuistyki i papież to pokazuje. Ale z pojedynczych, bardzo złożonych przypadków nie wolno wyprowadzać wniosków ogólnych.