Mocni w ucisku

BP Stolicy Apostolskiej |

publikacja 06.04.2020 22:21

Wspólnota Kościoła oparciem w czasie próby. Droga Krzyżowa. Wielki Piątek. Plac Świętego Piotra 2020.

Mocni w ucisku José Benlliure y Gil / Public domain José Benlliure y Gil, Chór aniołów pociesza świętego Franciszka.

Rozważania przygotowane przez więzienie w Padwie

Wstęp

Rozważania do tegorocznej Drogi Krzyżowej zaproponowała kapelania Zakładu Karnego „Due Palazzi” w Padwie. Odpowiadając na zaproszenie papieża Franciszka, czternaście osób przygotowało rozważania Męki Naszego Pana Jezusa Chrystusa, odnosząc ją do swojego życia. Jest wśród nich pięcioro więźniów, rodzina będąca ofiarą z powodu morderstwa, córka mężczyzny skazanego na dożywotnie więzienie, wychowawczyni więzienna, strażnik, matka osoby osadzonej, katechetka, zakonnik-wolontariusz, funkcjonariusz policji penitencjarnej i kapłan oskarżony, a następnie ostatecznie uniewinniony przez sąd po ośmiu latach postępowania procesowego.

Towarzyszenie Chrystusowi na Drodze Krzyżowej ochrypłym głosem tych, którzy zamieszkują świat więzień, jest okazją do udziału w niezwykłym pojedynku między Życiem a Śmiercią, odkrywając przy tym, jak nici dobra krzyżują się nieuchronnie z nićmi zła. Rozważanie Kalwarii zza krat jest wyrazem wiary, że całe życie może się rozegrać w ciągu kilku chwil, jak to się stało z dobrym łotrem. Wystarczy wypełnić te chwile prawdy: skruchą za popełnione winy, przekonaniem, że śmierć nie jest dana na zawsze, pewnością, że Chrystus jest niewinny i niesprawiedliwie wyśmiany. Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy, gdyż również w mrokach więzień rozbrzmiewa pełna nadziei wieść: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). Jeśli chwyci się Go za rękę, to ktoś, kto był w stanie dopuścić się najbardziej odrażającej zbrodni, będzie mógł stać się uczestnikiem najbardziej nieoczekiwanego zmartwychwstania. Oczywiście, że „także, kiedy opowiadamy o złych rzeczach i o cierpieniu, możemy nauczyć się pozostawiania przestrzeni dla odkupienia, możemy rozpoznać pośród zła także dynamizm dobra, aby pozwolić mu zaistnieć” (Orędzie Ojca Świętego na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu 2020).

I tak oto Droga Krzyżowa (Via Crucis) staje się Drogą Światła (Via Lucis).

Teksty, zebrane przez kapelana ks. Marco Pozzę i wolontariuszkę Tatianę Mario, zapisano w pierwszej osobie, ale postanowiono nie ujawniać imion: ci, którzy wzięli udział w tych rozważaniach, chcieli użyczyć swego głosu tym wszystkim na świecie, którzy dzielą ich los. Dziś wieczorem, w ciszy więzień głos jednego pragnie stać się głosem wszystkich.

Módlmy się:
Boże, Ojcze wszechmocny,
który w Jezusie Chrystusie, swoim Synu,
przyjąłeś plagi i cierpienia ludzkości,
dziś z odwagą Cię błagam, jak skruszony łotr: „Pamiętaj o mnie!”.
Stoję tu, sam, przed Tobą, w mroku tego więzienia,
biedny, nagi, głodny i sponiewierany,
i proszę Cię, abyś wlał w moje rany
oliwę przebaczenia i pociechy
oraz wino braterstwa, które umacnia serce.
Ulecz mnie swoją łaską i naucz mnie mieć nadzieję w chwili rozpaczy.
Panie mój i Boże mój, wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!.
Ojcze miłosierny, nadal mi ufaj,
nadal dawaj mi coraz to nowe możliwości,
nadal obejmuj mnie swą nieskończoną miłością.
Dzięki Twej pomocy i darowi Ducha Świętego
ja także będę w stanie poznać Cię
i służyć Tobie w moich braciach. Amen

 

Stacja pierwsza
Jezus na śmierć skazany
* (Rozważanie przygotowane przez więźnia skazanego na dożywocie)

Piłat, chcąc uwolnić Jezusa, ponownie przemówił do nich. Lecz oni wołali: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!”. Zapytał ich po raz trzeci: „Cóż on złego uczynił? Nie znalazłem w nim nic zasługującego na śmierć. Każę go więc wychłostać i uwolnię”. Lecz oni nalegali z wielkim wrzaskiem, domagając się, aby Go ukrzyżowano; i wzmagały się ich krzyki. Piłat więc zawyrokował, żeby ich żądanie zostało spełnione (Łk 23, 20-24).

Wiele razy w sądach i w dziennikach rozbrzmiewa donośnie ten krzyk: „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj go!”. Jest to krzyk, który słyszałem także wobec mnie: zostałem skazany, wraz ze swym ojcem, na karę dożywotniego więzienia. Moje ukrzyżowanie rozpoczęło się wtedy, gdy byłem dzieckiem: gdy myślę o tym, widzę siebie skulonego na mikrobusie, który wiózł mnie do szkoły, odepchniętego z powodu mego jąkania się, bez żadnych więzi z innymi. Zacząłem pracować jako małe dziecko, nie mogąc się uczyć: niewiedza wykorzystywała moją naiwność. A później chuligaństwo skradło przebłyski dzieciństwa temu dziecku urodzonemu w Kalabrii w latach siedemdziesiątych. Przypominam bardziej Barabasza niż Chrystusa, a jednak najokrutniejszym wyrokiem jest moje sumienie: w nocy otwieram oczy i szukam rozpaczliwie światła, aby rozjaśniło moją historię.

Gdy zamknięty w celi czytam na nowo opis Męki Chrystusa, wybucham płaczem: po dwudziestu dziewięciu latach więzienia nie straciłem jeszcze zdolności płakania, poczucia wstydu za swoją przeszłość, za popełnione zło. Czuję się Barabaszem, Piotrem i Judaszem w jednej osobie. Przeszłość jest czymś, co budzi we mnie wstręt, chociaż wiem, że jest to moja historia. Przeżyłem lata reżymu restrykcyjnego art. 41-bis [zaostrzonych przepisów więziennych z 1975 – KAI], a mój ojciec zmarł przygnieciony tymi warunkami. Wielokrotnie i przez wiele nocy płakałem w celi. Robiłem to w ukryciu, ale świadomie.
Wkroczyliśmy obaj w głęboką ciemność. A jednak w tym nie-życiu zawsze szukałem czegoś, co było życiem: dziwnie to brzmi, ale więzienie było moim wybawieniem. Jeśli dla kogoś jestem jeszcze Barabaszem,  nie złoszczę się: czuję w sercu, że ten niewinny Człowiek, skazany tak jak ja, przybył, aby być bliżej mnie w więzieniu, aby wychować mnie do życia.

Panie Jezu, mimo głośnych okrzyków, które nas rozpraszają, dostrzegamy Cię w tłumie tych, którzy wrzeszczą, że powinieneś zostać ukrzyżowany. I  może wśród nich jesteśmy również my, nieświadomi zła, które możemy być w stanie wyrządzić. Ze swoich cel chcemy modlić się do Twego Ojca za tych, którzy tak jak Ty są skazani na śmierć i za tych, którzy wciąż sami chcą zastąpić Twój Sąd Ostateczny.

Módlmy się,
Boże, miłujący życie, który w sakramencie pojednania dajesz nam zawsze nową możliwość, aby zakosztować Twego nieskończonego miłosierdzia, błagamy Cię o wlanie w nas daru mądrości, abyśmy uważali każdego mężczyznę i każdą kobietę za świątynię Twego Ducha i szanowali ich w ich nienaruszalnej godności. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

Stacja druga
Jezus bierze krzyż na swe ramiona

* (Rozważania przygotowane przez dwoje rodziców, którym zamordowano córkę)

Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: «Witaj, Królu Żydowski!». Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty. Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować (Mk 15, 16-20).

Tamtego strasznego lata nasze życie rodziców umarło wraz z życiem dwóch naszych córek. Jedną z nich wraz z jej serdeczną przyjaciółką zabiła ślepa nienawiść bezlitosnego człowieka; druga, która cudem przeżyła, straciła na zawsze swój uśmiech. Nasze życie było pełne ofiar, oparte na pracy i rodzinie. Nauczyliśmy swoje córki szacunku dla innych i wartości służenia biedniejszym. Często zadajemy sobie pytanie: „Dlaczego właśnie nas dosięgło to zło?”. Nie znajdujemy spokoju. Nawet wymiar sprawiedliwości, w który zawsze wierzyliśmy, nie był w stanie uleczyć najgłębszych ran:  pozostaniemy skazani na cierpienie już do końca.

Czas nie zmniejszył ciężaru krzyża, który wzięliśmy na siebie: nie potrafimy zapomnieć tej, której dziś już tu nie ma. Jesteśmy starzy, coraz bardziej bezbronni i jesteśmy ofiarami najgorszego bólu, jak istnieje: przeżycia śmierci własnej córki.

Trudno jest to powiedzieć, ale w chwili, gdy rozpacz zdaje się przeważać, Pan na różne sposoby wychodzi nam naprzeciw, udzielając nam łaski wzajemnej miłości małżonków, wzajemnego wspierania się, choć z trudem. To On zaprasza nas do pozostawiania otwartych drzwi naszego domu przed kimś najsłabszym, zrozpaczonym, do przyjmowania tego, kto puka nawet tylko po talerz zupy. Uczynienie miłosierdzia naszym przykazaniem jest dla nas formą ocalenia: nie chcemy się poddawać złu. Miłość Boga jest bowiem w stanie odrodzić życie, gdyż Jego Syn Jezus doświadczył przed nami ludzkiego bólu, aby móc odczuwać wobec niego należne współczucie.

Panie Jezu, Ty sprawiasz, że widzimy, jak wiele zła Cię dotknęło, zostałeś wyszydzony i ogołocony, jesteś niewinną ofiarą nieludzkiego okrucieństwa. W tę noc bólu kierujemy błagania do Twego Ojca, aby powierzyć Mu tych wszystkich, którzy cierpieli z powodu przemocy i niesprawiedliwości.

Módlmy się,
Boże, nasza sprawiedliwości i nasze odkupienie, który dałeś nam swego jedynego Syna, wywyższając Go na tronie Krzyża, wlej w nasze serca swoją nadzieję, abyśmy na nowo rozpoznali Ciebie w mrocznych chwilach naszego życia. Pocieszaj nas w każdym smutku i podtrzymuj nas w chwilach prób, gdy oczekujemy Twego Królestwa. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

 

Stacja trzecia
Jezus upada po raz pierwszy

* (Rozważania przygotowane przez więźnia)

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4-6).

Był to pierwszy mój upadek, ale stał się on dla mnie śmiercią: odebrałem życie pewnej osobie. Wystarczył jeden dzień, aby przejść z życia nieskazitelnego do popełnienia czynu, który zawierał w sobie pogwałcenie wszystkich przykazań. Czuję się współczesną wersją łotra, który błaga Chrystusa: „Wspomnij na mnie!”. Bardziej niż skruszonego, wyobrażam go sobie jako kogoś świadomego tego, że idzie błędną drogą. Ze swego dzieciństwa pamiętam zimne i wrogie środowisko, w którym wzrastałem: wystarczyło wyszukać jakąś słabość u kogoś, aby zamienić ją w rozrywkę. Szukałem szczerych przyjaciół, chciałem być akceptowany takim, jakim byłem, ale bez skutku. Cierpiałem z powodu szczęścia innych, czułem jakby rzucano mi kłody pod nogi, chciano ode mnie tylko poświęceń i przestrzegania różnych zasad. Czułem się obco wśród innych i próbowałem za wszelką cenę powetować to sobie.

Nie zorientowałem się, że zło powoli narastało we mnie. W końcu pewnego wieczoru wybiła moja godzina w ciemnościach: w jednej chwili jak lawina spadła na mnie pamięć o wszystkich niesprawiedliwościach, które spotkały mnie w życiu. Gniew zabił dobroć, popełniłem zło niepomiernie większe od tego wszystkiego, czego doznałem. Później w więzieniu obrażanie innych stało się znieważaniem wymierzanym w siebie samego: niewiele trzeba było, aby to zakończyć, byłem u kresu. Doprowadziłem również swoją rodzinę na skraj przepaści – z mego powodu stracili nazwisko, poważanie, stali się tylko rodziną zabójcy. Nie szukam usprawiedliwień ani ulg, będę pokutował za swoją winę aż do ostatniego dnia, gdyż w więzieniu spotkałem ludzi, którzy przywrócili mi utraconą ufność.

To, że nie wierzyłem, że na świecie istnieje dobro, było moim pierwszym upadkiem. Drugi – zabójstwo – było jakby jego skutkiem: wewnątrz byłem już umarły.

Panie Jezu, także Ty upadłeś na ziemię. Ten pierwszy upadek jest może twardszy, gdyż wszystko jest nowe: uderzenie jest mocne i przeważa oszołomienie. Powierzamy Twemu Ojcu tych, którzy zamykają się we własnych racjach i nie potrafią rozpoznać popełnionych win.

Módlmy się
Boże, który podniosłeś człowieka z jego upadku, błagamy Cię: pospiesz z pomocą naszej słabości i daj nam oczy, abyśmy rozważali znaki Twej miłości, rozsiane w naszej codzienności. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

Stacja czwarta
Jezus spotyka swą Matkę

* (Rozważania przygotowane przez matkę osoby osadzonej)

A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19, 25-27).

Ani przez chwilę nie doświadczyłam pokusy pozostawienia swego syna w obliczu jego wyroku. Dzień jego aresztowania zmienił całe nasze życie; cała rodzina poszła do więzienia wraz z nim. Jeszcze dziś osądzanie przez ludzi nie uspokoiło się, jest jak ostry brzeszczot – palce, którymi wszystkich nas wytykają, potęgują jeszcze bardziej ciężar cierpienia, które już nosimy w sercach.

Rany rosną z upływem dni, odbierając nam nawet oddech.

Odczuwam bliskość Matki Bożej: pomaga mi, aby nie przygniotła mnie rozpacz, abym nie uległa złu. Zawierzyłam Jej swego syna: tylko Maryi mogę się zwierzyć ze swych lęków, jako że Ona sama przeżywała je, gdy szła na Kalwarię. W swoim sercu wiedziała, że Syn nie uniknie zła ludzkiego, ale nie opuściła Go. Była tam, dzieląc z Nim ból, towarzysząc Mu swoją obecnością. Wyobrażam sobie, że Jezus, opuszczając wzrok, napotkał Jej oczy pełne miłości i nie czuł się już sam.

To samo chcę robić także ja.

Wzięłam na siebie winy swego syna, poprosiłam o wybaczenie również tego, co było moją odpowiedzialnością. Proszę dla siebie o miłosierdzie, którego tylko matka potrafi doświadczyć, aby mój syn mógł powrócić do życia po odpokutowaniu swej winy. Modlę się nieustannie za niego, aby dzień po dniu mógł się stawać odmienionym człowiekiem, zdolnym do kochania na nowo samego siebie i innych.

Panie Jezu, spotkanie z Twą Matką na drodze krzyżowej jest być może najbardziej wzruszające i bolesne. Między Jej spojrzeniem a Twoim stawiamy spojrzenia wszystkich krewnych i przyjaciół, którzy czują się udręczeni i bezsilni z powodu losów swych najbliższych.

Módlmy się
Maryjo, Matko Boga i Kościoła, wierna uczennico swego Syna, zwracamy się do Ciebie, aby powierzyć Twemu troskliwemu spojrzeniu i opiece Twego macierzyńskiego serca krzyk ludzkości, która jęczy i cierpi w oczekiwaniu na dzień, w którym zostanie osuszona wszelka łza z naszych twarzy.

 

Stacja piąta
Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

* (Rozważania osoby osadzonej)

Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem (Łk 23, 26).

Swoim rzemiosłem pomagałem całym pokoleniom dzieci, aby mogły chodzi z prostymi plecami. Ale później pewnego dnia znalazłem się na bruku. Było to tak, jakbym złamał kręgosłup: moja praca stała się powodem do haniebnego wyroku. Wszedłem do więzienia a więzienie weszło do mego domu. Odtąd stałem się włóczęgą w mieście: straciłem swe imię, nazywano mnie imieniem przestępstwa, o które oskarżył mnie sąd, nie jestem już panem swego życia. Gdy zaczynam myśleć, wraca mi do głowy to dziecko z porwanymi butami, z mokrymi nogami, w zużytym ubraniu: to byłem ja, dawniej, jako dziecko. Potem pewnego dnia aresztowanie: trzej mundurowi, suchy protokół, więzienie, które żywcem zamurowało mnie w swych ścianach.

Krzyż, który włożono na moje plecy, jest ciężki. Z upływem czasu nauczyłem się współistnieć z nim, patrzeć mu w twarz, nazywać go po imieniu: spędzamy całe noce, towarzysząc sobie nawzajem. Za murami więzień Szymona Cyrenejczyka znają wszyscy: jest to drugie imię wolontariuszy, tych, którzy wchodzą na tę kalwarię, aby pomagać nieść krzyż; są to ludzie, którzy odrzucają prawo tłumu, podążając za głosem sumienia. A więc Szymon z Cyreny jest moim towarzyszem z celi: poznałem go pierwszej nocy spędzonej w więzieniu. Był to człowiek, który całe lata przeżył na ławeczce, pozbawiony uczuć i zysków. Jedynym jego bogactwem była paczka ciastek. I to on, uwielbiający słodycze, nalegał, aby moja żona zaniosła je, gdy po raz pierwszy poszła, aby widzieć się ze mną, a ona wybuchła płaczem z powodu tego gestu tyleż niespodziewanego, co troskliwego.

Starzeję się w więzieniu: marzę, aby pewnego dnia znów zaufano mi jako człowiekowi. Abym stał się Cyrenejczykiem dla kogoś.

Panie Jezu, od chwili swych narodzin aż do spotkania z nieznanym człowiekiem, który pomógł Ci nieść krzyż, chciałeś potrzebować naszej pomocy. My także, jak Cyrenejczyk, chcemy stawać się bliskimi dla swych braci i swych sióstr oraz współpracować z miłosierdziem Ojca w ulżeniu jarzma zła, które nas uciska.

Módlmy się,
Boże, Obrońco ubogich i Pocieszycielu strapionych, odnów nas swoją obecnością i pomóż nam nieść każdego dnia słodkie jarzmo Twego przykazania miłości. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

 

Stacja szósta  
Weronika ociera twarz Panu Jezusowi

* (Rozważania przygotowała katechetka parafialna)

O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!»
Szukam, o Panie, Twojego oblicza;
swego oblicza nie zakrywaj przede mną,
nie odpędzaj z gniewem swojego sługi!
Ty jesteś moją pomocą,
więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie,
Boże, moje Zbawienie! (Ps 27, 8-9)

Jako katechetka ocieram wiele łez, pozwalając im płynąć: nie da się powstrzymać tej powodzi, płynącej z udręczonych serc. Ileż to razy spotykam ludzi zrozpaczonych, którzy w ciemnościach więzienia próbują znaleźć wyjaśnienie przyczyny zła, które wydaje się im nieskończone. Te łzy mają smak porażki i samotności, wyrzutów sumienia i braku zrozumienia. Często wyobrażam sobie Jezusa w więzieniu na moim miejscu: jak osuszyłby te łzy? Jak ukoiłby niepokoje tych ludzi, którzy nie znajdują drogi wyjścia z tego, kim się stali, ulegając złu?

Znalezienie odpowiedzi jest trudnym zadaniem, często niezrozumiałym dla naszej małej i ograniczonej ludzkiej logiki. Drogą, proponowaną mi przez Chrystusa, jest kontemplowanie tych twarzy zniekształconych cierpieniem, nie bojąc się ich. Proszono mnie, abym została tu, obok, szanując ich milczenie, słuchając ich bólu, próbując patrzeć ponad uprzedzeniami. Dokładnie tak, jak Chrystus spogląda oczami pełnymi miłości na nasze kruchości i nasze ograniczenia. Każdy, również osoby skazane, może codziennie stawać się nową osobą, dzięki temu spojrzeniu, które nie osądza, ale wlewa życie i nadzieję.

I w ten sposób z łez, które płynęły, może wykiełkować piękno, które trudno było sobie nawet wyobrazić.

Panie Jezu, Weronika okazała Ci współczucie: spotkała człowieka cierpiącego i odkryła w nim oblicze Boga. W modlitwie powierzamy Twemu Ojcu mężczyzn i kobiety naszych czasów, którzy nadal osuszają łzy tak wielu naszych braci.

Módlmy się,
Boże, prawdziwe światło i źródło światła, który w słabości objawiłeś wszechmoc i bezgraniczną miłość, odciśnij w naszych sercach swe oblicze, abyśmy umieli rozpoznawać Ciebie w cierpieniach ludzkości. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

 

Stacja siódma
Jezus upada po raz drugi

* (Rozważanie osoby osadzonej)

Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy (Łk 23, 34).

Gdy przechodziłem obok więzienia, odwracałem się w drugą stronę: „Ja nigdy nie skończę tam, w środku”, mówiłem sobie. Ile razy je widziałem, oddychałem melancholią i mrokiem: wydawało mi się, że przechodziłem obok cmentarza żyjących zmarłych. Potem pewnego dnia skończyłem za kratkami, wraz ze swym bratem. Jakby tego było mało, wprowadziłem do środka także swego ojca i swoją matkę. Z obcej krainy, jaką było, więzienie stało się naszym domem: w jednej celi byliśmy my, mężczyźni, w drugiej – nasza matka. Spoglądałem tam, czułem wstyd za siebie, nie czuję się już godzien, aby nazywano mnie człowiekiem. Oni starzeją się w więzieniu z mojej winy.

Upadłem na ziemię dwa razy. Po raz pierwszy, gdy zło mnie pociągnęło a ja upadłem: sprzedaż narkotyków, w moich oczach, miała większą wartość niż praca mojego ojca, który uginał plecy przez dziesięć godzin dziennie. Drugi upadek wydarzył się wtedy, gdy po zniszczeniu rodziny zacząłem pytać sam siebie: „Kim ja jestem, aby Chrystus umierał za mnie?”. Krzyk Jezusa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” odczytuję w oczach mojej matki: wzięła na siebie wstyd za wszystkich mężczyzn z domu, aby ratować rodzinę. I ma on oblicze mojego ojca, który w ukryciu rozpaczał w celi. Dopiero dziś odważyłem się przyznać się do tego: w ciągu tych lat nie wiedziałem, co czyniłem.. Teraz, gdy to wiem, z Bożą pomocą próbuję odbudować swoje życie. Winien jestem to swoim rodzicom: wiele lat temu wystawili na sprzedaż nasze najcenniejsze rzeczy, gdyż nie chcieli, abym wiódł życie na ulicy. Winien jestem to przede wszystkim samemu sobie: myśl, że zło nadal ma kierować moim życiem, jest nie do zniesienia. Stała się moją drogą krzyżową.

Panie Jezu, jeszcze raz znalazłeś się na ziemi: przygnieciony moim przywiązaniem do zła, moim strachem, że nie zdołam być lepszą osobą. Z wiarą zwracamy się do Twego Ojca i modlimy się do Niego za tych wszystkich, którzy nie umieli dotąd wyrwać się z władzy Szatana, spod całej ułudy jego dzieł i tysiąca form jego pokus.

Módlmy się
Boże, który nie pozostawiasz nas w ciemnościach i w cieniu śmierci, wspieraj naszą słabość, wyzwól nas z łańcuchów zła i strzeż nas tarczą swej potęgi, abyśmy mogli śpiewać w wieczności Twoje miłosierdzie. Przez Chrystusa Pana Naszego. Amen.

Stacja ósma
Jezus spotyka niewiasty jerozolimskie

* (Rozważanie córki mężczyzny skazanego na dożywocie)

A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! (Łk 23, 27-31).

Ileż razy, jako córka więźnia, słyszałam pytanie: „Pani kocha swojego ojca: czy kiedykolwiek myślała pani o cierpieniu, jakie pani ojciec zadał ofiarom? Przez te wszystkie lata nigdy nie uchylałam się od odpowiedzi – mówię: „Oczywiście, nie mogę o tym nie myśleć”. Następnie zadaję im również pytanie: „Czy kiedykolwiek pomyśleliście, że wśród wszystkich ofiar czynów mojego ojca, ja byłam pierwszą? Od dwudziestu ośmiu lat odbywam karę dorastania bez ojca”. Przez te wszystkie lata przeżywałam złość, niepokój, smutek: jego brak jest coraz cięższy do zniesienia. Przemierzyłam Włochy z południa na północ, by być blisko niego: znam te miasta nie z ich zabytków, ale więzień, które odwiedziłam. Czuję się jak Telemach, który wyrusza, by szukać swojego ojca Ulissesa: odbywam Giro d'Italia śladem więzień i uczuć.

Przed laty utraciłam miłość, bo jestem córką więźnia, moja matka padła ofiarą depresji, rodzina się rozpadła. Zostałam, z moją małą pensyjką, by unieść ciężar tej historii rozerwanej na strzępy. Życie zmusiło mnie do stania się kobietą, nie pozostawiając mi czasu na bycie dzieckiem. W naszym domu można odnaleźć całą Drogę Krzyżową. Tato jest jednym z tych skazanych na dożywocie. W dniu, w którym wychodziłam za mąż, marzyłam, żeby mieć go obok siebie: nawet wtedy myślał o mnie z odległości setek mil. „Takie jest życie!” - powiedziałam, żeby dodać sobie odwagi. To prawda: są rodzice, którzy z miłości uczą się czekać, aż ich dzieci dojrzeją. Mnie, z miłości przytrafiło się czekać na powrót tatusia.
Dla takich jak my, nadzieja jest obowiązkiem.

Panie Jezu, upomnienie niewiast z Jerozolimy odczuwamy jako przestrogę dla każdego z nas. Zachęca nas ono do nawrócenia, przejścia od religijności uczuciowej do wiary zakorzenionej w Twoim Słowie. Modlimy się za tych, którzy muszą nieść ciężar wstydu, cierpienie opuszczenia, braku obecności. I za każdego z nas, by nie pozwalano, żeby winy ojców spadły na dzieci.

Módlmy się
O Boże, Ojcze wszelkiej dobroci, który nie opuszczasz swoich dzieci w próbach życia, daj nam łaskę odpocznienia w Twojej miłości i radowania się zawsze pociechą Twojej obecności. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Stacja dziewiąta
Jezus upada po raz trzeci

* (Rozważanie osoby uwięzionej)

Dobrze dla męża, gdy dźwiga jarzmo w swojej młodości. Niech siedzi samotny w milczeniu, gdy On na niego je włożył. Niech usta pogrąży w prochu! A może jest jeszcze nadzieja? Bijącemu niech nadstawi policzek, niechaj nasyci się hańbą! Bo nie jest zamiarem Pana odtrącić na wieki.  Gdyż jeśli uniży, ma litość w dobroci swej niezmiernej  (Lm 3, 27-32).

Upadanie na ziemię nigdy nie jest przyjemne: upadanie głębsze i częstsze oprócz tego, że nie jest czymś dobrym, staje się również swoistym wyrokiem, tak jakbyśmy nie byli już zdolni, by stać na nogach. Jako człowiek upadałem zbyt wiele razy: tyle samo powstawałem. W więzieniu często myślę o tym, ile razy dziecko upada na ziemię, zanim nauczy się chodzić: jestem przekonany, że to są próby generalne przed tym, co się przydarzy, gdy upadniemy jako dorośli. Jako dziecko przeżywałem więzienie w swoim domu: żyłem w obawie przed karą, przeplatałem smutek dorosłych z beztroską dzieci. Z tych lat pamiętam siostrę Gabriellę, jedyny obraz radości: tylko ona widziała to, co najlepsze w tym, co było we mnie najgorsze. Podobnie jak Piotr, szukałem i znalazłem tysiąc wymówek dla moich błędów: dziwne jest to, że zawsze tliła się we mnie odrobina dobra.

W więzieniu zostałem dziadkiem. Ominęła minie ciąża mojej córki. Kiedyś mojej wnuczce nie powiem o złu, które popełniłem, a jedynie o dobru, jakiego zaznałem. Powiem jej, kto, gdy leżałem na ziemi, przyniósł mi miłosierdzie Boże. W więzieniu prawdziwą rozpaczą jest poczucie, że nic w twoim życiu nie ma już żadnego sensu: jest to szczyt cierpienia, czujesz się najbardziej samotny ze wszystkich samotnych na świecie. To prawda, że rozsypałem się na tysiąc kawałków, ale piękne jest to, że te kawałki można jeszcze złożyć z powrotem. To nie jest łatwe. To jedyna rzecz, która nadal ma tutaj znaczenie.

Panie Jezu, po raz trzeci upadasz na ziemię, a kiedy wszyscy myślimy, że to koniec, Ty po raz kolejny wstajesz. Z ufnością powierzamy się na nowo w ręce Twego Ojca i powierzamy Jemu wszystkich tych, którzy czują się uwięzieni w otchłaniach własnych błędów, aby mieli siłę wstać i odwagę, by pozwolić sobie pomóc.

Módlmy się
O Boże, mocy tych, którzy w Tobie pokładają nadzieję, który obdarzasz tych, którzy postępują zgodnie z Twoimi naukami, życiem w pokoju, wspieraj nasze bojaźliwe kroki, podnoś nas z upadków naszych niewierności, obmyj nasze rany olejem pocieszenia i winem nadziei. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Stacja dziesiąta
Jezus obnażony z szat swoich

* (Rozważanie wychowawczyni więziennej)

Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: «Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć». Tak miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię (J 19, 23-24).

Jako wychowawczyni więzienna widzę wchodzącego za kraty człowieka pozbawionego wszystkiego: zostaje ogołocony z wszelkiej godności z powodu popełnionych grzechów, z wszelkiego szacunku dla siebie i dla innych. Każdego dnia zdaję sobie sprawę, że jego niezależność kończy się za kratkami: potrzebuje mnie nawet do napisania listu. To te niepewne istoty są mi powierzone: ludzie bezbronni, zniecierpliwieni w swojej kruchości, często pozbawieni tego, co konieczne do zrozumienia popełnionego zła. Chwilami jednak przypominają nowonarodzone dzieci, które można jeszcze ukształtować. Wyczuwam, że ich życie może zacząć się na nowo, podążając w innym kierunku, ostatecznie porzucając zło.

Ale moje siły słabną z dnia na dzień. Chłonięcie gniewu, cierpienia i noszonych w sobie niegodziwości prowadzi do wyczerpania się nawet najbardziej przygotowanych mężczyzny i kobiety. Wybrałam tę pracę po tym, jak moja matka została zabita w zderzeniu czołowym przez chłopca odurzonego narkotykami: postanowiłam od razu odpowiedzieć na to zło dobrem. Ale chociaż kocham tę pracę, czasem trudno mi znaleźć siłę, by ją kontynuować.
W tej tak delikatnej służbie, aby móc podtrzymać wiele istnień, które są nam powierzone i którym każdego dnia grozi katastrofa, sami nie możemy czuć się porzuceni

Panie Jezu, kontemplując Cię odartego z szat, odczuwamy wstyd i zażenowanie. Istotnie, począwszy od pierwszego człowieka, w obliczu nagiej prawdy zaczęliśmy uciekać. Chowamy się za maskami przyzwoitości i tkamy szaty z kłamstw, często ze zużytych łachmanów ubogich, wykorzystywanych przez naszą chciwą żądzę pieniędzy i władzy. Niech Twój Ojciec zmiłuje się nad nami i cierpliwie pomoże nam być bardziej prostymi, bardziej przejrzystymi, bardziej prawdziwymi: zdolnymi do definitywnego porzucenia broni obłudy.

Módlmy się
O Boże, który wyzwalasz nas swoją prawdą, zdejmij z nas szaty starego człowieka, który stawia w nas opór, i przyoblecz nas swoim światłem, abyśmy byli w świecie odblaskiem Twojej chwały. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Stacja jedenasta
Jezus przybity do krzyża

* (Rozważanie księdza oskarżonego, a następnie uniewinnionego)

Gdy przyszli na miejsce, zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie».  Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król Żydowski». Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił».  I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa».  Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju»  (Łk 23, 33-43).

Chrystus przybity do krzyża. Ile razy, jako kapłan, rozważałem ten fragment Ewangelii. Kiedy później, pewnego dnia, zostałem przybity do krzyża, poczułem cały ciężar tego drewna: oskarżenie składało się ze słów tak twardych jak gwoździe, podejście stało się strome, na mojej skórze odcisnęło się cierpienie. Najmroczniejszą chwilą było ujrzenie mojego imienia wiszącego na zewnątrz sali sądowej: w tym momencie zdałem sobie sprawę, że, nie będąc winnym, jestem człowiekiem zmuszonym do udowodnienia swojej niewinności. Wisiałem na krzyżu przez dziesięć lat: to była moja droga krzyżowa wypełniona dokumentami, podejrzeniami, oskarżeniami, obelgami. Za każdym razem, w sądzie, szukałem wiszącego krzyża: wpatrywałem się w niego, gdy wymiar sprawiedliwości prowadził śledztwo w mojej sprawie.

W pewnej chwili wstyd sprawił, iż pomyślałem, że lepiej będzie to wszystko zakończyć. Później jednak postanowiłem, że dalej będę księdzem, którym zawsze byłem. Nigdy nie myślałem o skróceniu czasu krzyża, nawet gdy prawo mi na to pozwalało. Postanowiłem poddać się postępowaniu zwykłemu: byłem to winny sobie, chłopcom, których kształciłem w latach seminarium, ich rodzinom. Gdy wchodziłem na moją Kalwarię, spotkałem ich wszystkich po drodze: stali się moimi Cyrenejczykami, znosili wraz ze mną ciężar krzyża, otarli mi wiele łez. Wraz ze mną wielu z nich modliło się za chłopca, który mnie oskarżył: nigdy nie przestaniemy tego czynić. W dniu, w którym zostałem całkowicie uniewinniony, odkryłem, że jestem szczęśliwszy niż dziesięć lat temu: namacalnie doświadczyłem działania Boga w moim życiu. Powieszone na krzyżu, moje kapłaństwo zajaśniało.

Panie Jezu, Twoja miłość do nas aż do końca doprowadziła Cię na krzyż. Umierasz, ale niestrudzenie nam przebaczasz i dajesz nam życie. Powierzamy Twojemu Ojcu niewinnych historii, którzy zostali niesprawiedliwie skazani. Niech rozbrzmiewa w ich sercach echo Twojego słowa: „Dziś ze Mną będziesz w raju”

Módlmy się
O Boże, źródło miłosierdzia i przebaczenia, który objawiasz się w cierpieniach ludzkości, oświeć nas łaską, która wypływa z ran Ukrzyżowanego, i daj nam wytrwać w wierze w ciemną noc próby. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

Stacja dwunasta
Jezus umiera na krzyżu

* (Rozważanie sędziego penitencjarnego)

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha (Łk 23, 44-46).

Jako sędzia penitencjarny, nie mogę przygwoździć człowieka, jakiegokolwiek człowieka, do jego wyroku: oznaczałoby to potępienie go po raz drugi. Konieczne jest jednak, by człowiek odpokutował za zło, które popełnił: nie czynienie tego oznaczałoby bagatelizowanie jego przestępstw, usprawiedliwienie jego niedopuszczalnych działań, które spowodowały fizyczne i moralne cierpienie innych ludzi.

Prawdziwa sprawiedliwość jest jednak możliwa jedynie poprzez  miłosierdzie, które nie przybija człowieka do krzyża na zawsze: daje się ją jako przewodnika, pomagając mu powstać, ucząc go zrozumienia tego dobra, które, pomimo popełnionego zła, nigdy całkowicie w jego sercu nie gaśnie. Jedynie poprzez ponowne odkrycie swojego człowieczeństwa, osoba skazana będzie mogła  rozpoznać je w drugim, w ofierze, której wyrządziła cierpienie. Chociaż jej droga odrodzenia może być kręta, a zawsze czai się ryzyko powrotu do zła, to nie ma innych dróg, by starać się odbudować historię osobistą i wspólną.
Surowość osądu wystawia nadzieję w człowieku na ciężką próbę: dopomożenie mu w refleksji i zadaniu sobie pytania o przyczyny jego działań, może stać się okazją do spojrzenia na siebie z innej perspektywy. Aby to jednak uczynić, trzeba nauczyć się dostrzegania osoby kryjącej się za popełnionymi przestępstwami. Czyniąc to, można czasami dostrzec perspektywę, która może wzbudzić nadzieję w osobach skazanych, a po odbyciu kary, zwrócić je społeczeństwu, zachęcając ludzi do przyjęcia ich z powrotem, być może po tym, jak kiedyś je odrzucili.

Ponieważ my wszyscy, nawet gdy jesteśmy skazani, jesteśmy dziećmi tej samej ludzkości.

Panie Jezu, umarłeś z powodu przekupnego wyroku, wydanego przez niegodziwych sędziów, przerażonych niepohamowaną siłą Prawdy. Powierzamy Twemu Ojcu funkcjonariuszy państwowych, sędziów i prawników, aby byli uczciwi w wypełnianiu swojej służby na rzecz państwa i jego obywateli, zwłaszcza tych, którzy cierpią z powodu ubóstwa.

Módlmy się
O Boże, królu sprawiedliwości i pokoju, który w okrzyku Twego Syna przyjąłeś krzyk całej ludzkości, naucz nas nie utożsamiać osoby z popełnionym złem i pomóż nam dostrzec w każdym człowieku żywy płomień Twojego Ducha. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

Stacja trzynasta
Jezus zdjęty z krzyża

* (Rozważanie zakonnika - wolontariusza)

Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. Nie przystał on na ich uchwałę i postępowanie. Był z miasta żydowskiego Arymatei, i oczekiwał królestwa Bożego. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany (Łk 23, 50-53).

Więźniowie zawsze byli moimi nauczycielami. Od sześćdziesięciu lat chodzę do więzienia jako wolontariusz-zakonnik i zawsze błogosławiłem dzień, w którym po raz pierwszy wszedłem w ten ukryty świat. W tych spojrzeniach wyraźnie zrozumiałem, że mógłbym być na ich miejscu, gdyby moje życie potoczyło się w innym kierunku. My, chrześcijanie, często popadamy w ułudę i czujemy się lepszymi od innych, jakby możliwość zajmowania się ubogimi pozwalała nam stawać się sędziami innych, skazując ich tyle razy, ile chcemy, bez jakiejkolwiek apelacji.

Chrystus, w swoim życiu, wybrał i chciał być z ostatnimi: przemierzał zapomniane przedmieścia świata wśród złodziei, trędowatych, prostytutek, oszustów. Chciał mieć udział w nędzy, samotności, wzburzeniu. Zawsze myślałem, że takie jest prawdziwe znaczenie Jego słów: „byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25, 36).

Przechodząc z jednej celi do drugiej, widzę śmierć żyjących tam ludzi. W więzieniu nadal grzebie się ludzi żywcem: są to historie życia, których nikt już nie chce. Chrystus powtarza mi za każdym razem: „No dalej, nie przestawaj. Weź ich ponownie w ramiona”.  Nie mogę Go nie słuchać: nawet w najgorszym człowieku zawsze jest On, niezależnie od tego, jak bardzo pamięć o nim okryta jest błotem. Muszę tylko położyć kres mojemu szaleńczemu pośpiechowi, zatrzymać się w ciszy przed tymi twarzami zniszczonymi przez zło i wysłuchać je z miłosierdziem. To jedyny sposób jaki znam, by zaakceptować człowieka, oddalając sprzed moich oczu błąd, jaki popełnił. Tylko tak będzie mógł on zaufać i znaleźć siłę do poddania się Dobru, myśląc o sobie inaczej, niż to, jak widzi się teraz.

Panie Jezu, Twoje ciało zdeformowane przez tak wiele zła, jest teraz owinięte w prześcieradło i złożone na gołej ziemi: oto nowe stworzenie. Powierzmy Twojemu Ojcu Kościół, który rodzi się z Twego przebitego boku, aby nigdy nie poddawał się w obliczu niepowodzenia i pozorów, lecz nadal wychodził, by nieść wszystkim radosną wieść zbawienia.

Módlmy się
O Boże, będący początkiem i końcem wszystkiego, który w wydarzeniu paschalnym Chrystusa odkupiłeś całą ludzkość, daj nam mądrość krzyża, abyśmy mogli powierzyć się Twej woli, przyjmując ją z radosnym i wdzięcznym sercem. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Stacja czternasta
Jezus złożony do grobu

* (Rozważanie oficera policji penitencjarnej)

Był to dzień Przygotowania i szabat się rozjaśniał. Były przy tym niewiasty, które z Nim przyszły z Galilei. Obejrzały grób i w jaki sposób zostało złożone ciało Jezusa. Po powrocie przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie z przykazaniem zachowały spoczynek szabatu (Łk 23, 54-56).

W mojej misji funkcjonariusza policji penitencjarnej każdego dnia namacalnie dotykam cierpienia osadzonych. Nie łatwo jest zmierzyć się z osobą pokonaną przez zło, która zadała ogromne rany innym ludziom, komplikując ich życie. Jednak w więzieniu obojętność powoduje dalsze szkody w życiu tych, którzy ponieśli porażkę i płacą rachunek na rzecz sprawiedliwości. Kolega, który był moim nauczycielem, często powtarzał: „Więzienie cię przemienia: dobry człowiek może stać się sadystą. Podły może stać się lepszym”. Wynik zależy również od mnie, a zaciśnięcie zębów jest konieczne do osiągnięcia celu naszej pracy: do tego, by dać kolejną szansę tym, którzy opowiedzieli się po stronie zła. Aby tego doświadczyć, nie mogę jedynie otwierać i zamykać cele, nie czyniąc tego z odrobiną człowieczeństwa.

Szanując to, że każdy potrzebuje innego czasu, ludzkie relacje mogą powoli rozkwitać na nowo, nawet w tym uciążliwym świecie. Przekładają się na gesty, wrażliwość i słowa, które mogą coś zmienić, nawet jeśli są wypowiedziane po cichu. Nie wstydzę się pełnić diakonatu stałego, nosząc mundur, z którego jestem dumny. Znam cierpienie i rozpacz: doświadczyłem ich na sobie jako dziecko. Moim małym pragnieniem jest bycie wzorcem dla tych, których spotykam za kratami. Staram się jak najlepiej bronić nadziei ludzi, którzy dali za wygraną, przestraszeni myślą, że kiedy pewnego dnia wyjdą, grozi im ponowne odrzucenie przez społeczeństwo.

W więzieniu przypominam im, że z Bogiem ostatnie słowo nie będzie nigdy należało do żadnego grzechu.

Panie Jezu, po raz kolejny zostałeś wydany w ręce człowieka, ale tym razem są to miłujące ręce Józefa z Arymatei i kilku pobożnych kobiet z Galilei, którzy wiedzą, że Twoje ciało jest cenne. Ręce te wyrażają ręce wszystkich ludzi, którzy niestrudzenie Tobie służą i którzy uwidaczniają tę miłość, do której zdolny jest człowiek. To właśnie ta miłość sprawia, że żywimy nadzieję na możliwość lepszego świata: wystarczy, że człowiek jest gotów się zgodzić, by dotarła do niego łaska pochodząca od Ciebie. W modlitwie powierzamy Twojemu Ojcu, w sposób szczególny, wszystkich funkcjonariuszy policji penitencjarnej i wszystkich, którzy pracują na różnych stanowiskach w zakładach karnych.

Módlmy się
O Boże, wieczne światło i dniu, który się nie kończy, napełnij swoimi dobrami tych, którzy poświęcają się ku Twojej chwale i na służbę cierpiącym, w niezliczonych miejscach bólu ludzkości. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.