Habemus klapam

Adam Dziurok

GN 41/2018 |

publikacja 11.10.2018 00:00

W momencie kiedy niemal cała Polska przeżywała chwile euforii, na przedstawicieli najwyższych władz PRL padł blady strach.

2 czerwca 1979 r. Edward Gierek przyjmuje Jana Pawła II w Belwederze. Towarzyszą im kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski, i prof. Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa Leszek Lozynski /REPORTER/east news 2 czerwca 1979 r. Edward Gierek przyjmuje Jana Pawła II w Belwederze. Towarzyszą im kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski, i prof. Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa

Słowa Habemus klapam – według jednej z anegdot (przytoczonej przez Stefana Kisielewskiego) – miał wypowiedzieć Edward Gierek po otrzymaniu informacji z Rzymu o wyborze papieża Polaka. W rzeczywistości, jak wspominał Stanisław Kania, ówczesny I sekretarz PZPR zareagował stwierdzeniem mało marksistowskim: „O rany boskie!”. Dygnitarze PRL zdawali się w tym momencie nie tylko kompletnie zaskoczeni, ale i zupełnie bezradni. „Mieliśmy parę godzin trudnych, ale wzięliśmy zakręt dobrze” – przyznał później wicedyrektor Urzędu do Spraw Wyznań Aleksander Merker. To „wychodzenie z zakrętu” rozpoczęło się od zwołanej naprędce narady w Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Atmosfera spotkania była przygnębiająca. Jeden z towarzyszy wylał kawę na jasne spodnie, inny (Józef Czyrek) pocieszał pozostałych, wysuwając karkołomną tezę: „Lepszy Wojtyła jako papież tam niż jako prymas tu”. Uczestnicy z ulgą przyjęli argumentację „mniejszego zła”.

Satysfakcja z sukcesu „syna socjalistycznej ojczyzny”

Władze musiały podjąć szybko decyzję o formie oficjalnej reakcji na wybór papieża. Było to trudne zadanie. Z jednej strony komunistyczne władze nie mogły zlekceważyć takiego wydarzenia i kompletnie rozminąć się z entuzjastyczną reakcją społeczeństwa, z drugiej zaś niezręcznie było okazywać radość z sukcesu Kościoła, uznawanego przecież za głównego wroga ideologicznego PRL. Z tej, wydawało się, beznadziejnej sytuacji komuniści wybrnęli całkiem zręcznie. Jeszcze tej samej nocy, kiedy dokonany został wybór, rzecznik rządu Włodzimierz Janiurek oświadczył, że wybór papieża ma szczególne znaczenie.

Następnego dnia, tj. 17 paź­dziernika, kierownictwo partii i państwa (I sekretarz KC PZPR Edward Gierek, przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński i premier Piotr Jaroszewicz) wysłało do Watykanu telegram. Kluczem okazały się słowa „satysfakcja” oraz „socjalizm”: „Doniosła decyzja kardynalskiego konklawe sprawia Polsce wielką satysfakcję. Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej Ojczyzny”. W życzliwej odpowiedzi Jana Pawła II, w której przypomniał, że od 1000 lat dzieje narodu polskiego są związane z posłannictwem Kościoła, znalazł się jednak zwrot, który wzbudził irytację władz – papież pominął bowiem tytulaturę autorów telegramu, zwracając się do nich „Szanowni Panowie”.

Z satysfakcją odnotowano, że wystosowanie depeszy do papieża zostało bardzo dobrze przyjęte w społeczeństwie. Podobnie zresztą jak fakt wyjazdu na inaugurację pontyfikatu do Rzymu wysokiej rangi delegacji rządowej pod przewodnictwem formalnej głowy państwa, czyli Henryka Jabłońskiego. Jego obecność miała rzekomo „unaoczniać jedność narodu polskiego”. Do wyjazdu oraz rozmowy przewodniczącego Rady Państwa z papieżem starannie się przygotowano. Opracowano specjalny dokument, w którym przedstawiono propozycje tematyczne do rozmowy z papieżem (w wariancie audiencji krótkiej i dłuższej), a także prawdopodobne tematy szczegółowe, które mógł poruszyć Jan Paweł II. Spodziewano się na przykład, że poza pięcioma zasadniczymi problemami polityki wyznaniowej (jak budownictwo sakralne czy dostęp Kościoła do środków masowego przekazu) papież będzie interweniował w konkretnych przypadkach, jak np. lokalizacji budowy kościoła w Oświęcimiu czy zwiększenia nakładu „Tygodnika Powszechnego”. Rozmowa, choć dłuższa niż przewidywano, nie zeszła na poziom spraw lokalnych, ale dotyczyła kwestii generalnych relacji państwowo-kościelnych. Henryk Jabłoński podczas przygotowań do wspólnej fotografii usłyszał jednak niepokojące słowa – papież powiedział mimochodem, że ma nadzieję, że będzie mógł kiedyś odwiedzić Kraków. Zapowiadało to nowe kłopoty. Władze początkowo okazały się bardzo wspaniałomyślne, choć – jak przyznano później – nie wynikało to z przekonania, lecz nastrojów społecznych w Polsce. Nie robiły większych trudności przy wydawaniu pielgrzymom zezwoleń na wyjazd na rzymskie uroczystości (odmówiono jedynie kilku osobom). Ukłonem w stronę katolickiego społeczeństwa była zgoda na bezpośrednią telewizyjną transmisję uroczystości inauguracyjnych pontyfikatu.

Wymuszone gesty władz ukrywały prawdziwe nastroje dygnitarzy partyjno-państwowych. Na wieść o entuzjazmie, jaki wybuchł w Krakowie po wyborze papieża, Jan Szydlak, ówczesny wicepremier i jeden z najbliższych współpracowników Gierka, stwierdził, że wolałby rządzić innym narodem.

Przekuć porażkę w zwycięstwo

Dygnitarze komunistyczni w zaciszu gabinetów przyznawali, że mają teraz poważny problem z relacjami z Kościołem. Dla celów propagandowych zalecano jednak interpretować awans metropolity krakowskiego jako świadectwo korzystnej sytuacji wyznaniowej w PRL. Przekonywano, że Polak na Stolicy Piotrowej to dowód wyższości moralnej socjalizmu nad kapitalizmem. Dowodzono, że nie było w Polsce problemu ulicznych rozbojów, narkomanii, wszechobecnej pornografii, stąd Kościół napotykał tutaj mniejsze przeszkody natury moralnej niż w krajach kapitalistycznych. Podkreślano także, że wybór Polaka na papieża należy rozważać w kontekście spraw ogólnonarodowych, że „na wyróżnienie to zapracował nie tylko Kościół, lecz cały naród”. Posunięto się nawet do stwierdzenia, że wynik konklawe był w dużej mierze następstwem wzrostu autorytetu PRL na arenie międzynarodowej oraz roli, jaką odgrywały polskie inicjatywy pokojowe. Na wybór kandydata z Polski miały rzekomo także wpłynąć wizyta Edwarda Gierka w Watykanie, w grudniu 1977 roku, i sposób przyjęcia I sekretarza KC PZPR przez Pawła VI, gdyż sprzyjało to „wytworzeniu przychylnego stosunku do Polski w środowisku kardynałów”. Oczekiwano, że Jan Paweł II poprze polskie inicjatywy „wychowania dla pokoju”.

Jesienią 1978 roku Polska znalazła się w centrum zainteresowania całego świata. Władze żywiły przekonanie, że przyniesie to konkretne korzyści propagandowe, gdyż będzie to swoista promocja osiągnięć Polski Ludowej. Nerwowo jednak reagowano na krytyczne komentarze wobec PRL pojawiające się w mediach zachodnich. Radca ambasady w Londynie w wywiadzie dla brytyjskiego radia zaprotestował przeciwko oskarżaniu Polski o prześladowania Kościoła oraz używaniu sformułowania „papież zza żelaznej kurtyny”.

Władze partyjno-państwowe ściśle reglamentowały przekaz medialny na temat papieża. O jego wyborze poinformowano w zdawkowych, krótkich tekstach prasowych. Cenzura interweniowała w kilkunastu materiałach dotyczących wyboru kard. Wojtyły na papieża. W „Tygodniku Powszechnym” zakwestionowano np. wiersz Juliusza Słowackiego z 1848 roku pt. „Pośród niesnasek Pan Bóg uderza” oraz wiersz Anny Pogonowskiej pt. „Na wybór Jana Pawła II”. Skreślenia cenzury dotyczyły m.in. stwierdzeń, że nowy papież ożywi watykańską politykę wschodnią czy porównania wyboru Jana Pawła II do chrztu Mieszka I.

Nowe otwarcie i stare praktyki

Miesiąc po historycznym konklawe w Berlinie odbyła się narada dyrektorów urzędów ds. wyznań krajów bloku wschodniego. Wicedyrektor UdSW Aleksander Merker zapewnił: „Nie zmieniamy ocen negatywnych Wojtyły z Krakowa i otwieramy nowy rozdział Jana Pawła II”. Nie otwarto jednak nowego rozdziału w stosunkach Kościół–państwo w myśl zasady „na razie nic nie zmieniamy” (wskazano przy tym kilka wytycznych polityki wobec Kościoła: „dalszych przywilejów nie dać, lojalizować kler, preferować inne wyznania”). Kierunek ten potwierdził Stanisław Kania podczas ogólnokrajowej narady Służby Bezpieczeństwa w styczniu 1979 roku. Zapowiedzi braku ustępstw wobec Kościoła towarzyszyły pogardliwe słowa wobec papieża („Nie ma żadnych podstaw, by Wojtyłę traktować jako wielkiego Polaka”) oraz wpisanie go do katalogu wrogów PRL (będzie to „papież intelektualnej dywersji”, „wielkiej moralistyki skierowanej przeciwko socjalizmowi”).

Wkrótce władze komunistyczne stanęły przed jeszcze większym wyzwaniem – wizytą Jana Pawła II w ojczyźnie. Jak powiedziano na telekonferencji z udziałem Stanisława Kani, przyjazd papieża do Polski to nie było wydarzenie, z którego należało się cieszyć. Kolejny problem komunistów okazał się zbawienny dla narodu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.