Śladami ofiar mafii

Beata Zajączkowska

publikacja 11.10.2018 06:00

Uczył młodzież lepiej żyć i chodzić z podniesioną głową. Tego mafia nie mogła mu wybaczyć. Papież Franciszek odwiedza Sycylię w 25. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Giuseppe (Pino) Puglisiego.

Beatyfikacja walczącego z mafią i przez nią zastrzelonego w 1993 r. ks. Giuseppe Puglisiego odbyła się w Palermo 25 maja 2013 r. MICHELE NACCARI /EPA/pap Beatyfikacja walczącego z mafią i przez nią zastrzelonego w 1993 r. ks. Giuseppe Puglisiego odbyła się w Palermo 25 maja 2013 r.

Tekst powstał przed wizytką papieża na Sycylii, ale jeszcze i dziś warto go przeczytać

Raj na jednej ulicy i piekło za rogiem, spokojne życie i mafijne porachunki – tak realia tej włoskiej wyspy opisuje pochodzący z Palermo Alessandro D’Avenia. Wraz z braćmi chodził do szkoły, w której katechizował ks. Pino. – Nie siedział w pokoju nauczycielskim, tylko był z nami na korytarzu. Nie było dla niego tematów tabu, uczył nas nie zadowalać się miernością i mieć wielkie marzenia – mówi. Wspomina, że lata 80. i 90. XX w. to był czas wielkich przemian na Sycylii. Nieobecne dotąd państwo i wymiar sprawiedliwości w postaci antymafijnych sędziów Giovanniego Falcone i Paola Borselina (obaj zamordowani w zamachach przez sycylijską Cosa Nostrę) wydały bezkompromisową wojnę przestępczości zorganizowanej. Właśnie w tym czasie do najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Palermo, jaką wciąż pozostaje Branca­ccio, trafił ks. Pino. Teraz jego śladami podąży Franciszek.

Mafiosi z nudów

Ksiądz Pino doskonale orientował się w terenie, ponieważ w tej dzielnicy urodził się i wychował. Osobiście znał wielu mafiosów, wiedział, jak działają struktury mafii i znał jej język. Zostając proboszczem w parafii św. Kajetana, zaczął siać ziarna Ewangelii. Chciał przemieniać mafijną mentalność. W świecie, gdzie królowało kłamstwo, przykrywająca zbrodnie zmowa milczenia oraz parareligijne ceremonie, głosił Chrystusa. Mówił o prawdzie, która czyni wolnymi, pozwala chodzić z podniesionym czołem. A to, według sycylijskiej Cosa Nostry, zarezerwowane było tylko dla pnących się po szczeblach mafijnej struktury „ludzi honoru”. Z własnego doświadczenia wiedział, że wielu chłopaków staje się mafiosami z nudów. Nie chodząc do szkoły, nie mając żadnych zajęć ani nawet porządnego boiska, trafiają na mafijne szkolenia w strzelaniu czy rozbojach. Bieda sprawia, że stają się kurierami rozprowadzającymi narkotyki. Ksiądz Pino chciał to zmienić.

Zaczął od zorganizowania boiska. Między jednym meczem a drugim rozmawiał z chłopcami o życiu. – Kiedy myśmy myśleli tylko o tym, jak coś ukraść, on pytał nas o nasze marzenia – opowiada jeden z wychowanków ks. Pino. Potem przyszedł czas na Centrum Pomocy „Ojcze nasz”, które wciąż działa, mimo że jest regularnie atakowane przez mafię. Vincenzo Caruso wspomina, że zanim trafił do centrum, uczestniczył w szkoleniach ze strzelania i napadów, marząc jedynie o tym, by zostać mafiosem i piąć się w górę w strukturze Cosa Nostry. Dziś wzorem swego nauczyciela wydziera młodzież z macek sycylijskiej mafii. Wspomina, że gdy zamordowano sędziego Falcone, wraz z kolegami wyszedł na ulice i krzyczał: „Zwyciężyliśmy!”. Z czasem zaczął brać udział w zwycięstwach ks. Pino. – Sycylijska mafia nazywa siebie „matką” i głosi, że „tylko z jej ręki można żyć”. Ksiądz Pino pokazywał, że prawdziwe życie daje Chrystus. Tym wydał na siebie wyrok – podkreśla mężczyzna.

Nawróćcie się!

Ksiądz Pino nie był wolnym strzelcem. Gromadził wokół siebie współpraco­wników. Mawiał: „Mogą zabić moje ciało, ale nie duszę moją, moich wiernych, nie moją wolność i pragnienie budowania dobra, nie zabiją mojej nadziei dla tej dzielnicy”. Jego słowa okazały się opatrznościowe. Arcybiskup Palermo wspomina pełne wolności, codzienne i radykalne życie ewangelicznymi błogosławieństwami ks. Pino. Franciszek odwiedzi m.in. miejsce, gdzie ksiądz zginął. Jego oprawca po tym zabójstwie zaczął współpracować z wymiarem sprawiedliwości. Wyznał, że zmieniły go uśmiech i spokojne spojrzenie kapłana, gdy do niego celował. W czasie papieskiej pielgrzymki zostaną przypomniane słowa Jana Pawła II sprzed ćwierć wieku, kiedy tłukąc pastorałem w ziemię, wołał na Sycylii gromkim głosem: „Bóg powiedział – nie zabijaj! Żadna mafia nie może tego prawa zmienić. Nawróćcie się!”. Ksiądz Pino miał wówczas wykrzyknąć: „Nareszcie!”. Pewnie byłby zadowolony, widząc, jak wraz z upływem czasu swe działania w walce z przestępczością zorganizowaną konsolidują zarówno aparat państwa i bezpieczeństwa, jak i wspólnota obywatelska oraz Kościół. – Od śmierci ks. Pino wiele się zmieniło na dobre i ludzie mają już coraz częściej inne punkty odniesienia niż tylko mafia. Odwiedzając jego dzieło, papież przypomni Sycylijczykom, że lepszy świat jest naprawdę możliwy – mówi Maurizio Artale pracujący w Centrum „Ojcze nasz”. Jako ostatnie sukcesy wymienia otwarcie ośrodka pomocy kobietom w ciąży i samotnym matkom oraz przedszkola, które było marzeniem błogosławionego z Brancaccio.

Jak św. Franciszek

– Nasza piękna sycylijska ziemia to peryferia Włoch. Państwo nie inwestuje, codziennie ktoś stąd wyjeżdża w poszukiwaniu pracy, młodzi nie widzą dla siebie przyszłości, rosną bieda i bezrobocie, przybywa bezdomnych i migrantów – wskazuje bp Rosario Gisana. Franciszek dotknie tej trudnej rzeczywistości, odwiedzając pomagającą potrzebującym Misję Nadziei i Miłości. Leżący niedaleko dworca w Palermo ośrodek założył w 1991 r. Biagio Conte. Jest on rodowitym mieszkańcem Palermo. Pochodzi z bogatej rodziny i – jak sam mówi – mając wszystko, czuł się niezadowolony i niespełniony. Dopiero Bóg w ubogich dał mu pełnię szczęścia. – Byłem więźniem zdobywania kolejnych dóbr. Mając 25 lat, po raz pierwszy w życiu zdałem sobie sprawę, że na świecie są także ludzie ubodzy. Zobaczyłem, że życie to coś więcej niż imprezy, najnowsze modele samochodów i markowe ciuchy – wspomina. Wyznaje, że rewolucja w jego życiu nastąpiła po tym, jak zaczął dostrzegać ludzi żyjących na ulicy, dzieci żebrzące na stacji kolejowej i ubogie dzielnice, gdzie jedyną zabawką maluchów były śmieci znajdowane na wysypisku. Poczuł odpowiedzialność za niesprawiedliwość, a zarazem nie wiedział, jak temu zaradzić. Na tym etapie swego życia zafascynował się św. Franciszkiem. Opuścił rodziców i najpierw zaczął żyć w lesie jak eremita, a następnie wyruszył w pieszej pielgrzymce do Asyżu. – Nie miałem nic poza ubraniem na sobie i psem, który przyłączył się po drodze. Żyłem dzięki miłosierdziu dobrych ludzi. Po modlitwie u grobu Biedaczyny z Asyżu postanowiłem oddać życie najuboższym. Wracając pieszo na Sycylię, myślałem o wyjeździe do Afryki, gdy nagle zrozumiałem, że moją misją są ludzie żyjący na stacji w Palermo. Mówią o nich: alkoholicy, bezdomni, prostytutki. Ja odkryłem, że są moimi braćmi i siostrami i potrzebują pomocy – mówi Biagio, wspominając początki Misji Nadziei i Miłości.

Miasteczko ubogich

Teren, na którym mieści się misja, mieszkańcy Palermo nazywają „miasteczkiem ubogich”. Stare zdjęcia opowiadają historię tego miejsca. Widać na nich budynki w ruinie, które miasto przekazało bratu Biagio. Ubogich, którzy własnymi rękami te ruiny zamieniają w kolejne sale dla podopiecznych (osobno mężczyzn, kobiet, rodzin), doskonale wyposażoną kuchnię, małe ambulatorium, piekarnię, która codziennie wydaje 220 kg chleba, pralnię, ogromną jadalnię czy dobrze wyposażoną stolarnię, w której wykonano wszystkie potrzebne dla misji drzwi i okna, a która dziś zarabia na ośrodek, produkując m.in. poszukiwane meble. Centrum tego miasteczka jest kościół ubogich, powstały w byłych koszarach. Stacje Drogi Krzyżowej wykonała dziewczyna z Ghany, serię mozaik dzieci z zespołem Downa. Obrazy opowiadające życie Jezusa namalował 50-letni Bekir – muzułmanin pochodzący z Tunezji. Dziś mieszka tam 1200 osób z każdego chyba zakątka globu i wielu religii.

Nad wejściem do misji widnieje napis: „Projekt sfinansowany przez Opatrzność: przez wszystkich ludzi dobrej woli”. Bratu Biagio pomagają na stałe kapłan oraz kilka sióstr i braci oraz rzesze wolontariuszy. – Ogarnięcie tego miasteczka to prawdziwe przedsięwzięcie. Codziennie masa nowych wyzwań i problemów. Nie czuć tu jednak nerwów czy niepotrzebnego aktywizmu. Wszystko swój początek bierze w modlitwie – mówi pomagający w misji Antonio Tripodo. Wspólnotowa Msza św., rozważanie słowa Bożego i adoracja Najświętszego Sakramentu wyznaczają rytm życia misji. Ubrany w ubogi habit, na znak św. Franciszka, brat Biagio często sam otwiera drzwi potrzebującym. Dla każdego ma czas, modlitwę, słowo pocieszenia, które z czasem staje się konkretną pomocą. Odpowiada też na problemy miasta. W styczniu przez 10 dni pościł na dworcu razem z rodzinami wyrzuconymi na bruk, ponieważ z powodu bezrobocia nie miały na czynsz. Jego protest odbił się szerokim echem we Włoszech i sprawił, że potrzebujące rodziny z dziećmi otrzymały mieszkania socjalne.

W misji trwają przygotowania na przyjęcie papieża. Obiad będzie ubogi, bo tak mieszkańcy jedzą nawet w święta. Nie zabraknie jednak sycylijskich specjalności przygotowanych przez kucharzy z misji. Na stole będzie m.in. ręcznie robiony makaron, który powstał z mąki otrzymanej ze zboża uprawianego przez podopiecznych misji na ziemi, którą niedaleko Corleone państwo odebrało mafii. – To nasza idea wspólna z ks. Pino – uczyć ludzi odpowiedzialności za swą przyszłość – podkreśla br. Bagio.