Wspólny Kościół, wspólny świat

Ludzie nie oczekują superbohaterów. Czekają na ludzi, którzy pomogą im odzyskać nadzieję i godność. Także tę godność, która wyraża się w możliwości współtworzenia.

Wspólny Kościół, wspólny świat

"Nasze społeczeństwa zmieniają się. [...] Rodzą się nowe i różne formy kulturalne, które nie pasują do znanych nam ram. I musimy przyznać, że często nie wiemy, jak się dostosować do tych nowych okoliczności. Nieraz marzymy o „cebulach z Egiptu” i zapominamy, że ziemia obiecana jest jeszcze przed nami. I to, że obietnica jest z wczoraj, ale dotyczy jutra.

I możemy ulec pokusie zamknięcia się w sobie i izolowania się, aby bronić swoich stanowisk, które kończą się jedynie jako dobre monologi. Możemy doświadczać pokusy myślenia, że wszystko jest złe i zamiast głosić „dobrą nowinę”, jedyne, co wyznajemy, to apatia i rozczarowanie. W ten sposób zamykamy oczy na wyzwania duszpasterskie, sądząc, że Duch nie będzie miał nic do powiedzenia. I tak oto zapominamy, że Ewangelia jest drogą nawrócenia, ale nie tylko „innych”, lecz także nas samych.

Czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy wezwani do stawiania czoła rzeczywistości takiej, jaka nam się ukazuje – rzeczywistości osobistej, wspólnotowej i społecznej."

Na początku tego komentarza przywołuję cytat z przemówienia do duchowieństwa i osób konsekrowanych. Cytat, który wydaje mi się spinać nie tylko całą papieską wizytę w Chile, ale być może także całe przesłanie pontyfikatu. To wołanie o stawienie czoła rzeczywistości takiej, jaką jest. Nie takiej, jaka była. Nie takiej, jaka być powinna. To zatem wołanie o o to, by patrzeć. Uważnie. 

"Pierwszą postawą Jezusa jest patrzenie, spojrzenie w twarze swoich uczniów. Twarze te poruszają wewnętrzną miłość Boga. To nie idee ani koncepcje powodowały Jezusem... ale twarze, osoby; to życie, wołające do Życia, jakie Ojciec chce nam przekazać" (homilia podczas pierwszej Mszy św. odprawionej w Chile).

Trzeba zobaczyć ludzi. Każdego z osobna. Trzeba dostrzec ich w ich sytuacji, takiej, jakiej są. Trzeba pomóc im urodzić nadzieję. Papież mówił to do więźniarek, bardzo mocno wybrzmiało to też w przemówieniu do młodych. Warto przywołać słowa, wypowiedziane w kontekście październikowego Synodu:

"(...) jak wiecie boję się filtrów, ponieważ czasami opinie młodych ludzi, aby dostać się do Rzymu, muszą przejść przez różne połączenia, a te propozycje mogą zostać bardzo przefiltrowane, nie przez linie lotnicze, ale przez tych, którzy je przepisują. Właśnie dlatego chcę słuchać młodych ludzi i dlatego jest to spotkanie młodych ludzi, spotkanie, w którym wy staniecie się bohaterami: młodzi ludzie z całego świata, młodzi katolicy i niekatolicy; młodzi chrześcijanie i z innych religii; młodzi ludzie, którzy nie wiedzą, czy wierzą lub nie wierzą: wszyscy. Aby ich wysłuchać, słuchać się nawzajem bezpośrednio, bo ważne abyście mówili, abyście nie dali się uciszyć. Do nas należy pomoc wam, abyście byli spójni z tym, co mówicie, to jest to praca, dzięki której możemy wam pomóc. Ale jeśli nie mówicie, jakże możemy wam pomóc? Mówcie odważnie i mówcie, co myślicie."

Więźniarki usłyszały: "Dziś to wy jesteście proszone o zrodzenie przyszłości." I dalej: "Każdy wysiłek, podejmowany w imię walki o lepsze jutro – chociaż wielokrotnie może się wydawać, że wpada w studnię bez dna – zawsze przyniesie owoce i zostanie wam wynagrodzony." Bo "godność jest zaraźliwa, szerzy się bardziej niż grypa, godnością się zaraża, godność rodzi godność."

Tak, kobiety w więzieniu są proszone o zrodzenie przyszłości. Nie tylko swojej przecież. Mają zadanie: stworzenie świata, który będzie lepszy.

Zobaczyć ludzi. Usłyszeć ludzi. Duch Święty wieje jak chce. Otwarcie na ludzi, na to co mówią, to otwarcie na głos Ducha Świętego, który przez nich może do nas przyjść. Wezwanie, by słuchać różnych głosów, nie odrzucając ich z góry, papież kierował do polityków, bardzo wyraźnie wybrzmiało na uniwersytecie, zostało skierowane także do biskupów:

"Brak świadomości tego, że misja jest sprawą całego Kościoła, a nie tylko księdza czy biskupa, ogranicza perspektywę i – co gorsza – ogranicza wszystkie inicjatywy, jakie Duch może wzbudzać pośród nas. Powiedzmy to jasno – świeccy nie są naszymi parobkami ani naszymi pracownikami. Nie muszą powtarzać jak „papugi” tego, co mówimy. 'Klerykalizm, nie pobudzając różnych wkładów i propozycji, stopniowo gasi ten proroczy ogień, którego świadectwo powinien dawać cały Kościół pośród swoich ludów. Klerykalizm zapomina, że widzialność i sakramentalność Kościoła przynależy do całego Ludu, a nie tylko do nielicznych wybranych i oświeconych'. Wystrzegajmy się, proszę, tej pokusy, zwłaszcza w seminariach i w całym procesie formacyjnym."

Słuchać ludzi różnych kultur i narodowości. Słuchać mądrości ludów. Słuchać młodych, nie wyśmiewając ich nadziei i wielkich marzeń i nie nazywając zgorszenia dorosłością. Słuchać - i rozeznawać. Nie chodzi o to, by akceptować wszystko, co do nas przychodzi, ale by wybierać i integrować. Co więcej: chodzi także o to, by inicjować procesy, "które rzuciłyby światło na współczesną kulturę, proponując odnowiony humanizm, który unikałby popadania we wszelkiego rodzaju redukcjonizm" (z przemówienia na uniwersytecie).

Rodzi się pytanie, jak rozeznawać? Czy istnieją jakieś wskazówki, które mogłyby pomóc? Tu z pomocą przychodzi cytowany przez papieża wielokrotnie św. Albert Hurtado:

Będą fałszywe wszystkie te metody, które są narzucane w celu ujednolicania; wszystkie, które usiłują skierować nas do Boga, skłaniając do zapomnienia o naszych braciach; wszystkie, które sprawiają, że zamykamy oczy na wszechświat, zamiast uczyć nas otwierać je, aby wznosić wszystko ku Stwórcy każdego bytu; wszystkie, które czynią nas egoistami i sprawiają, że zamykamy się w samych sobie”.

W końcu: z patrzenia i słuchania wyrasta działanie. Jak mówił wspomniany przed chwilą święty "Bardzo dobrze jest nie robić źle, ale bardzo źle jest nie czynić dobra". Trzeba podejmować działania. Wyzwań jest wiele, bardzo wiele. Dla każdego wystarczy.

"Zwracajmy uwagę na wszelkie sytuacje niesprawiedliwości i nowe formy wyzysku, które narażają wielu braci na utratę świątecznej radości. - mówił Franciszek podczas ostatniej Mszy świętej na ziemi chilijskiej. - Bądźmy wrażliwi w obliczu niepewności pracy, która niszczy życie i rodziny. Zwracajmy uwagę na tych, którzy wyzyskują nieuregulowany status wielu imigrantów, bo nie znają języka lub nie mają uporządkowanych dokumentów. Zwracajmy uwagę na brak dachu nad głową, ziemi i pracy wielu rodzin. I jak Maryja mówmy z wiarą: Nie mają już wina."

Patrzeć - słuchać - rozeznawać - działać. Iść naprzód, być może bez szczegółowego i wieloletniego planu, wierząc Duchowi Świętemu i nie bojąc się przyznać do błędu. Popełnionego kiedyś lub teraz. Nie ma ludzi bezbłędnych.

Ludzie nie oczekują superbohaterów. Czekają na drugiego człowieka, którzy pomogą im wyjść z błędnego koła "przeżuwania rozpaczy". Ludzi, którzy pomogą im odzyskać nadzieję i godność. Także tę godność, która wyraża się w możliwości współtworzenia. Naszego wspólnego świata. Naszego wspólnego Kościoła.

To nie są wskazania ważne tylko w Chile.