Argument cierpienia

Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny

publikacja 10.02.2010 15:35

W mediach utrwalany jest obraz Jana Pawła II jako supergwiazdy, nowej ikony masowej kultury. Był przecież papieżem, który tak bardzo zmienił Kościół i świat. Zapomina się, że być może najważniejszym rysem tego pontyfikatu było cierpienie.

Argument cierpienia Reprodukcja Roman Koszowski/Agencja GN Jan Paweł II z krzyżem wykonanym przez Stanisława Trafalskiego. Papież trzymał ten krzyż w czasie Drogi Krzyżowej w 2005 r. Zdjęcie ze zbiorów rodziny Trafalskich.

W długiej historii Kościoła zdarzało się, że papieże byli męczennikami, wygnańcami, więźniami. Niewielu jednak następców św. Piotra musiało w takiej skali podjąć wyzwanie, jakie niesie ból, choroba i cierpienie, nie tylko fizyczne, ale także wynikające ze świadomości, że nie udało się zrealizować ważnych planów i marzeń. Jan Paweł II nie przyjmował tych wydarzeń jak dopustu losu. Po kolejnej chorobie w maju 1994 r. mówił otwarcie o bólu swoim i innych ludzi jako części Ewangelii cierpienia, którą „trzeba głosić, by przygotować przyszłość”. Wspomniał także o „argumencie cierpienia”, który trzeba przeciwstawić współczesnemu światu.

Krzyże, które przyszło mu nosić, wpisywał w plan zbawienia. „Teraz wiem lepiej niż poprzednio, że cierpienie jest takim wymiarem życia, w którym najgłębiej zakorzenia się w ludzkim sercu łaska zbawienia” – mówił 14 sierpnia 1981 r. po opuszczeniu kliniki Gemelli. Pełnię tego doświadczenia opisał w liście apostolskim „Salvifici doloris” z 1984 r., najbardziej przejmującym tekście o chrześcijańskim sensie cierpienia, jaki powstał w poprzednim stuleciu. Spróbujmy przypomnieć niektóre krzyże pontyfikatu Jana Pawła II.

Krzyż bólu
Obejmował Stolicę Piotrową jako niezwykle sprawny fizycznie mężczyzna, dla którego ruch, wysiłek był naturalnym żywiołem. Znane były jego sportowe pasje, zamiłowanie do górskich wędrówek, spływów kajakowych, narciarstwa. Wcześniej, poza dzieciństwem i młodością, praktycznie nie chorował. To doświadczenie stało się jego udziałem dopiero w Watykanie, po zamachu z 13 maja 1981 r.

Wystrzelona z bliska kula, z pistoletu o kalibrze 9 mm, spowodowała w papieskim organizmie potworne spustoszenie. Rozszarpane wnętrzności były jedną wielką, pulsującą bólem raną. Stracił blisko trzy litry krwi. Rekonwalescencja, przerywana powrotami do szpitala, trwała długo. Pełni sił fizycznych po zamachu Jan Paweł II właściwie już nigdy nie odzyskał. Ślady tamtych przejść będą obecne w kolejnych jego chorobach. W 1992 r. przeszedł operację guza, wówczas także pojawia się wyraźnie drżenie lewej ręki. Chorobę komplikowały różne nieszczęśliwe wypadki, z których najgorszym było złamanie nogi w czasie kąpieli (1994 r.). Co gorsza, zaczynała się wówczas nasilać choroba ośrodka systemu nerwowego, odbierająca mu powoli sprawność, kontrolę nad ciałem, a wreszcie i głosem.

Wszystko to dzieje się na oczach świata i mediów, często bezlitosnych. Pamiętam złośliwe komentarze dziennikarzy, wygłaszane i pisane w czasie pielgrzymek. Zwracano uwagę nie na to, co Papież powiedział, lecz jak się czuje, jak bardzo jest osłabiony, jak walczy ze sobą, aby dokończyć kolejne przemówienie. Media zachowały się godnie dopiero w momencie umierania.

Krzyż domowy
W ciągu ostatnich wieków nie było chyba papieża tak silnie jak Jan Paweł II podkreślającego związek z krajem pochodzenia. Nic więc dziwnego, że dla znacznej części nawet najbliższego papieskiego otoczenia szokiem były deklaracje, w których Papież tak silnie akcentował związki łączące go z ojczyzną, a także okazywał żywe zainteresowanie jej bieżącymi sprawami. Od początku wspierał robotniczy protest, który wybuchł w sierpniu 1980 r. Zanim biskupi w Polsce zajęli w tej sprawie wyraźne stanowisko, z Watykanu docierały do kraju słowa modlitwy, zatroskania oraz wsparcia dla „ludzi pracy upominających się o godność”. Dla Papieża emocjonalnie związanego z „Solidarnością” wprowadzenie stanu wojennego w Polsce było niezwykle bolesnym ciosem. Wśród internowanych i aresztowanych byli ludzie, których dobrze znał. Wielokrotnie o swoim i narodu bólu mówił podczas modlitwy do Matki Boskiej Częstochowskiej. W tamtym czasie Papież był dla wielu Polaków źródłem nadziei, że noc stanu wojennego przeminie. Jego ból także wpisał się w tamten czas.

Kiedy jednak przyjechał do wolnej Ojczyzny w czerwcu 1991 r., zastał sytuację rodzącą nowe wyzwania. Przemiany społeczne i gospodarcze zaowocowały pęknięciem wielu tradycyjnych wartości. Modnym stało się powiedzenie, że dawną tyranię „czerwonych” zastąpił ideologiczny dyktat „czarnych”. To wówczas podniesionym głosem w Kielcach Jan Paweł II mówił o swym bólu na widok narodu, który sprzeniewierza się swojemu dziedzictwu. Ta ziemia jest moją matką – prawie krzyczał, a był to krzyk pełen bólu, goryczy i zawodu.


Krzyż podziału
Szukanie jedności Kościoła, wielokrotnie rozdzieranej w historii, było jednym z głównych motywów pontyfikatu Papieża Polaka. Żaden z poprzedników Jana Pawła II nie wykonał tylu historycznych gestów wobec innych chrześcijan, a także przedstawicieli różnych religii. Jednak dialog z wyznaniem najbliższym, czyli prawosławiem, w latach 90. stał się pasmem bolesnych rozczarowań i niepowodzeń. Europa nie zaczęła oddychać dwoma płucami – wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa, o czym marzył od lat Papież Słowianin.

Broniąc prawa Kościołów unickich do istnienia, Jan Paweł II został skonfrontowany z wielkim ruchem sprzeciwu i odmowy wielu wpływowych środowisk prawosławnych, a przede wszystkim Patriarchatu Moskiewskiego. Jeżeli do 1991 r. wizyta papieska w Rosji była niemożliwa ze względu na sprzeciw komunistycznych władz, to po rozpadzie Związku Radzieckiego na jej przeszkodzie stanął opór Patriarchatu Moskiewskiego. Nie udało się nawet doprowadzić do spotkania z patriarchą Moskwy Aleksym II na neutralnym gruncie w Austrii, co proponował Jan Paweł II.

Bez odpowiedzi pozostało papieskie pytanie, postawione jeszcze w grudniu 1991 r. – „Czyż możemy pozwolić, aby w Europie dążącej do jedności politycznej właśnie Kościół Chrystusa stał się czynnikiem podziału i zgorszenia ? Czyż nie byłoby to największym może zgorszeniem naszych czasów?”.

Krzyż wojny
Zabiegi o pokój na świecie były stałym elementem działań papieskiej dyplomacji i jego osobiście. Nie było większego, a nawet mniejszego konfliktu na świecie, w którym Papież nie apelowałby o zaprzestanie rozlewu krwi i o rozmowy pokojowe. Zdarzało się, że zabiegi mediacyjne przynosiły skutek, jak w czasie głośnego sporu między Argentyną i Chile, najczęściej jednak pozostawały niewysłuchane.

Szczególnie bolesnym doświadczeniem dla Jana Pawła II była nieszczęsna wojna na Bałkanach. Katolickie narody – Chorwaci i Słoweńcy, walcząc o własną niezależność, zostali skonfrontowani z serbskim marzeniem o prawosławnym imperium, które miało powstać na gruzach Jugosławii. Daremne okazały się papieskie apele, aby zakończyć pokojowo tamten dramat. Nie zwracano uwagi na prorocze papieskie ostrzeżenia, wygłaszane jeszcze w 1991 r., że konflikt zbrojny, gdy się rozpocznie, będzie miał własną dynamikę i nikt już nad nim nie zapanuje.

Ciężko chory Papież już w 2002 r. rozpoczął swą ostatnią wielką dyplomatyczną batalię, aby uchronić świat przed rozpętaniem kolejnej wojny w Zatoce Perskiej. „Wojna nie jest nigdy fatalizmem, zawsze stanowi klęskę ludzkości”, przekonywał dyplomatów z całego świata w styczniu 2003 r., gdy siły zbrojne koalicji gotowały się do ataku na Irak. Jego osobiste wysiłki oraz działania dyplomacji Stolicy Apostolskiej nie zapobiegły wojnie, której wszystkie dramatyczne i dla świata zgubne skutki ujawniają się dopiero teraz, a przed którymi Jan Paweł II bezskutecznie ostrzegał.


Krzyż szyderstwa
Jak niewielu ludzi we współczesnym świecie Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z dramatycznego kryzysu zachodniej cywilizacji. Wielokrotnie ostrzegał przed „cywilizacją śmierci”, która w skrajnym egoizmie zezwalała na zabijanie poczętego życia, a później posunęła się także do prawnego zalegalizowania zabijania ludzi starych, chorych, niepotrzebnych. W 1994 r. z wielką energią zaangażował się przeciwko planom powszechnego przyjęcia prawa do aborcji w czasie konferencji poświęconej rodzinie w Kairze. Dygnitarzom z ONZ mówił wówczas, żeby nie udawali, iż promują Rok Rodziny, gdyż w istocie ich program zasługuje na miano Roku Rozpadu Rodziny.

Ogromne protesty wzbudzała także jego nauka o etyce seksualnej. Nawoływanie do czystości, odrzucenia środków antykoncepcyjnych, gdy kultura masowa karmiła się brudem, było przedmiotem powszechnych drwin i złośliwych ataków medialnych. Podobnie, jak konsekwentna obrona rodziny jako naturalnego związku między mężczyzną i kobietą. W pamięci pozostaje obraz rozjuszonego tłumu gejów i lesbijek w Holandii (1985 r.), obrażających stojącego nieopodal Papieża wyuzdanymi gestami, transparentami, strojami. Podobne sceny miały miejsce także w czasie papieskiej wizyty w Niemczech w 1996 r. Jan Paweł II był wówczas ulubionym przedmiotem szyderstw w programach telewizyjnych.

Nikogo w ostatnim czasie tak wielu nie kochało jak Jana Pawła II. Być może jednak nikt nie był przez tak wielu równie gorąco znienawidzony, wyśmiewany, publicznie lżony. Jan Paweł II wiedział, że częścią jego misji jest osobiste świadectwo krzyża i cierpienia. Dlatego kiedyś wyznał publicznie: „Zrozumiałem, że mam wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie przez wieloraką działalność, ale przekonałem się, że to nie wystarcza i trzeba było wprowadzić go przez cierpienie”.

Tekst opublikowany w Gościu Niedzielnym>>