Zaraz po wojnie

Jakub Jałowiczor

publikacja 12.10.2017 06:00

Kolumbijczycy przyjęli Franciszka z latynoskim entuzjazmem. Jednak ostatnia podróż papieża miała niezwykle trudny cel. Wzywał on do pojednania po wojnie, w której zginęło ćwierć miliona ludzi.

Argentyńczycy nie są zbyt lubiani w innych krajach Ameryki Południowej, ale papież, dzięki swej bezpośredniości, został przywitany jako swój. OSSERVATORE ROMANO PRESS OFFICE /epa/pap Argentyńczycy nie są zbyt lubiani w innych krajach Ameryki Południowej, ale papież, dzięki swej bezpośredniości, został przywitany jako swój.

Ojciec Święty pokazał, że zdaje sobie sprawę z głębokiego podziału Kolumbijczyków związanego z procesem negocjacji i porozumieniem pokojowym rządu Santosa z partyzantami z FARC – zauważył publicysta magazynu „El Espectador”. Z pewnością minie wiele lat, zanim zabliźnią się rany w kolumbijskim społeczeństwie. Władze państwowe zawarły pokój z terrorystami z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii, czyli FARC. Warunki były jednak takie, że w referendum społeczeństwo odrzuciło ugodę. Do nienawidzących się wzajemnie ofiar i uczestników konfliktu Franciszek mówił o pojednaniu, sprawiedliwości i prawdzie.

Na polu minowym

„Zróbmy pierwszy krok” – tak brzmiało motto podróży Franciszka do Kolumbii, odnoszące się do pojednania narodu po trwającym ponad pół wieku konflikcie. Od 1962 r. w Kolumbii zginęło 250 tys. ludzi, w dużej mierze cywilów (w tym 10 tys. zabitych przez miny przeciwpiechotne). Tysiące osób przepadło bez wieści. Franciszek musiał zdawać sobie sprawę, że każde jego słowo będzie dokładnie analizowane przez skonfliktowane społeczeństwo. Papież – jak zauważył publicysta „El Espectador” – nie odniósł się bezpośrednio do treści umowy pokojowej. O pokoju i pojednaniu mówił jednak bardzo wiele. Było im poświęcone spotkanie w Villa­vicencio. Nad ołtarzem zawieszono tam pozbawioną kończyn rzeźbę ukrzyżowanego Chrystusa, pochodzącą z kościoła w miejscowości Bojayá. – Obraz ten ma silną wartość symboliczną i duchową. Patrząc nań, rozważamy nie tylko to, co wydarzyło się tamtego dnia, ale również wiele bólu, śmierci, wiele unicestwionych istnień i krwi przelanej w Kolumbii w ostatnich dziesięcioleciach – tłumaczył papież. Krzyż z Bojayá został zniszczony w 2002 r. podczas walki między bojownikami FARC i AUC. Kiedy eksplodowała bomba gazowa, umieszczona przez guerrilleros obok kościoła, zginęli ludzie, którzy ukryli się w świątyni.

Wskazując zniszczoną figurę, Ojciec Święty mówił do Kolumbijczyków, że Chrystus cierpi razem ze swoim ludem i w tej sposób jest „jeszcze bardziej Chrystusem”. – Przyszedł też, aby nas nauczyć, że nienawiść nie ma ostatniego słowa, że miłość jest silniejsza od śmierci i przemocy. Uczy nas, aby przekształcać cierpienie w źródło życia i zmartwychwstania, abyśmy obok Niego i wraz z Nim poznali moc przebaczenia, wielkość miłości – podkreślał Franciszek. Wśród zebranych w Villavicencio były zarówno ofiary przemocy, jak i jej sprawcy. Na początku spotkania swoim świadectwem podzieliły się cztery osoby: były terrorysta FARC, dawna bojowniczka innej marksistowskiej grupy – ELN, a także kobieta poszkodowana przez minę przeciwpiechotną oraz Pastora Mira García, która w wyniku wojny straciła ojca, męża i dwoje dzieci. Kolumbijska telewizja ze zdziwieniem donosiła o tym, że „ofiary i krzywdzący zebrali się pod jednym dachem”.

Franciszek został przyjęty przez Kolumbijczyków z niebywałym entuzjazmem, jako pielgrzym pokoju i nadziei. Na zdjęciu rozmawia z mieszkańcami miasta Cartagena.   OSSERVATORE ROMANO PRESS OFFICE /epa/pap Franciszek został przyjęty przez Kolumbijczyków z niebywałym entuzjazmem, jako pielgrzym pokoju i nadziei. Na zdjęciu rozmawia z mieszkańcami miasta Cartagena.

Zaskoczeniem była historia Juana Carlosa Murcii Perdomo, który straciwszy rękę w wypadku z materiałami wybuchowymi, wrócił do społeczeństwa. Były terrorysta FARC pracuje dziś z młodzieżą, starając się uchronić ją przed werbunkiem przez grupy paramilitarne. Szczególnie uderzająca była historia Pastory Miry Garcíi. Kobieta zaopiekowała się jednym z zabójców ojca. Później, gdy jej córka miała 2 miesiące, partyzanci zamordowali męża Pastory Miry. Córka także przepadła bez wieści. Jej ciało znaleziono po 7 latach, ale jeszcze zanim to się stało, zamordowany został młodszy syn Pastory Miry, Jorge Aníbal. – Trzy dni po pogrzebie znalazłam rannego młodego człowieka i położyłam go na łóżku Jorge Aníbala – mówiła kobieta. – Wychodząc z domu, chłopak pokazał swoje zdjęcia i przyznał się, że był jednym z zabójców mojego syna. Opowiedział, jak go torturowano przed śmiercią. Składam dzięki Bogu i Mamusi Maryi, że dali mi siłę, by mu służyć bez żadnej zapłaty, pomimo nieopisanego bólu.

Wezwanie Pastory Miry Garcíi, by przerwać istniejący od półwiecza krąg przemocy w Kolumbii, wybrzmiało bardzo mocno. O to samo apelował papież, omijając kwestię słuszności samego porozumienia z FARC. Takie odniesienie oznaczałoby ocenę prezydenta Santosa (przywódca kraju witał papieża i rozmawiał z nim, ale Álvaro Uribe także przyszedł na jedną z papieskich Mszy). Ojciec Święty prosił natomiast, by sprawiedliwość i miłosierdzie „spotkały się w uścisku”. – Uleczmy ten ból i zaakceptujmy każdego człowieka, który dopuścił się przestępstw, uznaje je, żałuje i postanawia je naprawić, przyczyniając się do budowy nowego porządku, w którym jaśnieją sprawiedliwość i pokój – mówił w Villavicencio, co można było odebrać jako pochwałę działań Juana Manuela Santosa. Jednocześnie jednak przypomniał, że pojednaniu musi towarzyszyć prawda. – Prawda jest nieodłącznym towarzyszem sprawiedliwości i miłosierdzia – tłumaczył. – Połączone ze sobą, są niezbędne do budowania pokoju, a z drugiej strony każda z nich wyklucza, aby druga zamieniła się i przekształciła w narzędzie zemsty wobec najsłabszych. Prawda nie powinna prowadzić do zemsty, a raczej do pojednania i przebaczenia.

Emocje gorące jak tropiki

Na widok ludzi witających papieża trudno było uwierzyć, że w Kolumbii toczyła się wojna. Na papieskie Msze św. przychodziły milionowe tłumy rozentuzjazmowanych wiernych. W Cartagenie ustawiano się na ulicach od 3.00 w nocy, żeby tylko zobaczyć przejeżdżającego Ojca Świętego. – To wystarczy, żebym mógł umrzeć w pokoju – mówił jeden z Kolumbijczyków, cytowany przez dziennik „El Tiempo”.

Franciszek został przyjęty jak swój, co nie było wcale oczywiste, bo Argentyńczycy nie są zbytnio lubiani w Ameryce Łacińskiej. Jednak przed przyjazdem kolumbijscy komentatorzy z zadowoleniem odnotowywali, że papież doskonale zna kraj, który będzie go gościł. „To papież, który jak Borges [argentyński literat – red.] wchodzi w kulturę, tradycję, geografię i historię, aby dotknąć serca tych, którzy się mu przyglądają” – pisał publicysta „El Tiempo”. Franciszek ujął Kolumbijczyków, kiedy powiedział, że w drugim kraju świata pod względem bioróżnorodności „można zobaczyć, jak dobry jest Pan”. Miejscowym wiernym podobały się też takie gesty jak przyjęcie czekoladki od 7-letniej dziewczynki czy sombrera, ponczo i tradycyjnej torby od ludzi, z którymi się spotykał, a także życzliwość wobec przedstawicieli plemion indiańskich.

Nie oznacza to, że pojednanie między Kolumbijczykami było jedyną trudną sprawą, z którą musiał zmierzyć się Franciszek. W Cartagenie apelował o pokojowe rozwiązanie kryzysu w sąsiadującej z Kolumbią Wenezueli. Będąc w Medellín, mówił o „płatnych zabójcach” z karteli narkotykowych, z których słynie to miasto. Z kolei podczas spotkania z duchownymi ostrzegał, że „diabeł atakuje przez portfel”. Zapewne jednak wizyta Ojca Świętego zostanie zapamiętana przede wszystkim jako apel o pokój. Od samych Kolumbijczyków będzie zależało, czy rzeczywiście okaże się ona pierwszym krokiem ku pojednaniu między ludźmi, którzy znajdowali się po tej stronie co Juan Carlos Murcia Perdomo, a tymi, którzy cierpieli, jak Pastora Mira García.