Kardynałowie Franciszka

Beata Zajączkowska

GN 26/2017 |

publikacja 27.07.2017 06:00

Wśród kardynałów mianowanych przez papieża Franciszka jest mniej Europejczyków, za to pojawili się przedstawiciele Kościołów, które w swojej historii nie miały jeszcze kardynała.

Anders Arborelius ze Szwecji. henryk przondziono /foto gość Anders Arborelius ze Szwecji.

Chcę, aby dostrzegano w Kolegium Kardynałów powszechność Kościoła, nie tylko centrum europejskie – stwierdził Franciszek w czasie jednego ze spotkań z dziennikarzami. Pokazuje to, że zależy mu na czymś więcej niż tylko na rozpoczętym przez Piusa XII i kontynuowanym przez jego następców umiędzynaradawianiu grona kardynałów. Papież chce, aby odbijała się w nim powszechność Kościoła. Kierując się tą zasadą w czasie dotychczasowych czterech konsystorzy, Franciszek włączył do grona kardynalskiego 61 duchownych, dając pierwszeństwo Kościołowi z Południa i doceniając kraje doświadczane ubóstwem, wojnami i prześladowaniami. 49 z nich ma prawo udziału w konklawe, co stanowi ponad 40 proc. obecnych kardynałów elektorów. Prawo wyboru papieża posiada obecnie 121 kardynałów, którzy nie ukończyli 80 lat.

Nominaci z końca świata

Wielu z nominowanych pochodzi z krajów, które nigdy w swej historii nie miały kardynała. Franciszek zaprosił do kolegium kardynalskiego przedstawicieli m.in. Birmy, Bangladeszu, Malezji, Republiki Zielonego Przylądka na Oceanie Atlantyckim i Królestwa Tonga na Pacyfiku, Haiti, Republiki Środkowoafrykańskiej, Burkina Faso, Papui-Nowej Gwinei czy Panamy. Nominacje te wskazują na mało znane w świecie miejsca, gdzie chrześcijaństwo jest żywe, w przeciwieństwie do wielu europejskich diecezji. Stąd też wśród nowych kardynałów coraz mniej przedstawicieli Europy, gdzie chrześcijaństwo straciło na sile i w wielu miejscach zdaje się odchodzić do lamusa. – Ojciec Święty pragnie, by kolegium kardynalskie było reprezentatywne dla powszechności i różnorodności Kościoła na całym świecie. Dlatego włącza do niego biskupów będących pasterzami rozsianych na nim Kościołów lokalnych – komentuje nominacje prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej kard. Dominique Mamberti, jeden z pięciu watykańskich purpuratów na liście Franciszka.

W tym gronie kardynałów coraz mniej jest też, niegdyś oczywistych, nominacji dla pracowników Kurii Rzymskiej. Powodem tego stanu rzeczy może być trwająca reforma jej struktur, jednak śledząc papieskie nauczanie, można odnieść wrażenie, że Franciszek chce w ten sposób przypomnieć, iż praca w Watykanie ma być służbą, a nie sięganiem po zaszczyty.

Przed pierwszym konsystorzem Franciszka w 2014 r. krążyła nieoficjalna lista nazwisk potencjalnych purpuratów, jednak okazała się tak nietrafiona, że w kolejnych latach przestano mówić o pewnych kandydatach. Z Domu św. Marty nie wyciekają żadne nieoficjalne informacje, a nowi kardynałowie dowiadują się o nominacji tak samo jak cały świat, czyli z ust papieża w czasie niedzielnego spotkania z wiernymi na Aniele Pańskim. O zamiarze mianowania nowego kardynała Franciszek nie uprzedza wcześniej nawet nuncjuszy apostolskich w danych krajach. Tak było i ostatnio, gdy ogłosił nazwiska pięciu nowych kardynałów.

„Kardynał pomocniczy” i z obozu dla uchodźców

„Żarty się was trzymają!” – tak bp Gregorio Rosa Chávez z Salwadoru zareagował na telefon, który zbudził go o świcie. W Hiszpanii, skąd dzwoniono, właśnie minęło południe. Przyjaciele, śledząc w telewizji spotkanie z papieżem, z grona nowych kardynałów wyłowili doskonale znane sobie nazwisko. Jego zaskoczenie było tym większe, że jest biskupem pomocniczym (pierwszym od XIX w. wyniesionym do godności kardynalskiej po biskupie pomocniczym Perugii kard. Carlo Laurenzim), a nie ordynariuszem stołecznej archidiecezji San Salvador, który nie ma kapelusza kardynalskiego. Ta nominacja, jak podkreśla się w Watykanie, nie jest wyrazem krytyki wobec 58-letniego ordynariusza, tylko uznaniem zasług jego 74-letniego pomocnika. Nominacja bp. Rosy Cháveza docenia m.in. lata jego ścisłej współpracy i przyjaźni z bł. Oscarem Arnulfem Romero, którego kult obecnie niestrudzenie szerzy. Bo choć jest biskupem, to na co dzień pełni funkcję proboszcza parafii, w której znajduje się grób błogosławionego męczennika, i tak pozostanie. – Ten tytuł spadł na mnie jak grom z jasnego nieba. Przyjmuję go w imieniu mego przyjaciela męczennika abp. Romero i tak jak on wiernie chcę dalej służyć Kościołowi – powiedział „pomocniczy kardynał”.

Na pilne wyzwania stojące przed Kościołem wskazują nazwiska kolejnych purpuratów. Abp Jean Zerbo pochodzi z Mali. Kraj ten od lat targany jest wewnętrznym konfliktem, jedną z tych zapomnianych wojen, których świat nie dostrzega, i naznaczony islamskim radykalizmem. 240 tys. tamtejszych katolików stanowi mniej niż 2 proc. mieszkańców. Abp Zerbo dał się poznać m.in. jako zręczny i odważny mediator w procesie pokojowym w swoim kraju, gdy na początku 2012 r. na północy Mali wybuchła wojna domowa między muzułmańskimi ugrupowaniami plemiennymi a rządem centralnym. Jego pojednawcze wypowiedzi i działania przyczyniły się do złagodzenia sytuacji w kraju.

Biskup Louis-Marie Ling Mangkhanekhoun jest Laotańczykiem. Święcenia kapłańskie otrzymał w obozie dla uchodźców, trzy lata spędził w komunistycznym więzieniu. W zdominowanym przez buddystów i wciąż będących u władzy komunistów Laosie żyje jedynie ok. 40 tys. katolików, często marginalizowanych i prześladowanych. Mają trudności m.in. ze zdobyciem wykształcenia. Kardynał nominat zakładał dla nich szkoły i ośrodki pomocy charytatywnej. Laos nie utrzymuje relacji dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Tamtejszy Kościół budowany jest na krwi męczenników z lat 50. i 70. XX wieku. Jest to wspólnota bardzo uboga i bez misjonarzy z zewnątrz, którzy musieli opuścić ten kraj w latach 70. ubiegłego stulecia i nadal nie mogą przyjeżdżać. Brakuje księży i katechistów do pracy duszpasterskiej. Aby odwiedzić wiernych, księża potrzebują pozwolenia od władz, co bardzo utrudnia działalność misyjną.

Pierwszy w historii i kardynał z misji

Najbarwniejszą chyba postacią na liście nowych kardynałów jest ordynariusz Sztokholmu, który gościł ostatnio papieża w czasie jego pielgrzymki do Szwecji. Bp Anders Arborelius będzie pierwszym rodowitym skandynawskim kardynałem. Jest on zarazem pierwszym biskupem katolickim narodowości szwedzkiej od czasów reformacji. To konwertyta z luteranizmu, który po latach poszukiwań postanowił zostać karmelitą bosym. Kierowana przez niego stołeczna diecezja obejmuje… całą Szwecję, która obecnie jest jednym z najbardziej zsekularyzowanych krajów świata. Kościół katolicki tworzą ludzie wielu narodowości, m.in. uchodźcy, którzy w ostatnich latach przybyli tam z Syrii i Erytrei, co sprawiło, że wspólnota katolicka znacząco wzrosła liczebnie. Ponadto co roku na katolicyzm przechodzi ok. 100 obywateli szwedzkich. Wśród konwertytów zdarzają się też duchowni, w tym kobiety pastorki z Luterańskiego Kościoła Szwecji. Po serii ważnych nawróceń katolicyzm w tym kraju przestał być egzotyczny. – Papież docenił nasze wysiłki na rzecz budowania jedności chrześcijan i pomocy potrzebującym – tak skromnie swą nominację określił pierwszy rodowity skandynawski kardynał. – Cieszymy się, że Szwecja i Skandynawia odgrywają coraz większe znaczenie na katolickiej mapie świata, tak samo jak Kościół katolicki coraz bardziej staje się częścią naszych ziem.

Z falą ogromnej sekularyzacji boryka się też Hiszpania. Przyznając kapelusz kardynalski abp. Juanowi José Omelli, Franciszek potwierdził to, co powiedział, mianując go metropolitą Barcelony: „Potrzebujemy pasterzy stojących u boku ludzi najbardziej potrzebujących, pasterzy odważnych i niebojących się iść wszędzie tam, gdzie jest najtrudniej”. Przyszły kardynał ma za sobą przeszłość misyjną w Demokratycznej Republice Konga, targanej wieloma wewnętrznymi konfliktami i walką o przetrwanie. Od lat stoi w pierwszej linii działań charytatywnych Kościoła. Informacja o kardynalskiej nominacji dotarła do niego, gdy błogosławił nową siedzibę barcelońskiej Caritas. Prosto stamtąd jechał do więzienia, gdzie swą nominację uczcił obiadem w gronie osadzonych.

Kolejny raz Franciszek pokazał, że respektując zasady dotyczące choćby liczby członków kolegium kardynalskiego, nie czuje się zarazem skrępowany „tradycją”, zgodnie z którą istnieją kardynalskie diecezje czy urzędy w kurii. W jednym z listów do swych współpracowników napisał wyraźnie: „Godność kardynalska nie oznacza wyniesienia ani zaszczytu, ani odznaczenia. To po prostu posługa, która wymaga szerszego spojrzenia i wielkiego serca”. Prosił też nowych kardynałów, by ich radość z nominacji „była daleka od jakiegokolwiek przejawu światowości czy świętowania, obcego ewangelicznemu duchowi wyrzeczenia, skromności i ubóstwa”.•

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.