Rzymski pielgrzym

Czesław Ryszka

publikacja 26.05.2009 09:44

Ten tak bardzo oczekiwany moment spotkania z Ojcem św. Janem Pawłem II stal się nagle rzeczywistością. Po raz pierwszy w historii na polskiej ziemi znalazł się papież, można wiec powiedzieć, że każdy z tych powszednich dni z Ojcem św. urósł do roli wielkiego święta w naszych wnętrzach.

Rzymski pielgrzym

To nieprawda jak myślą niektórzy: papież odjedzie, wszystko wróci do dawnego, do tradycyjnej niedzielnej religijności, do praktyk religijnych, które na pierwszy rzut oka nie wpływają na postawy w życiu. Odczucie niezwykłości tego wydarzenia nie pozostanie tylko w sferze wzruszeń, to stało się, dla mnie jasne biorąc bezpośredni udział w pierwszych dwóch dniach papieskiego po Polsce pielgrzymowania. Można to byto już odczuć kilka miesięcy wcześniej, a szczególnie w ostatnich tygodniach i dniach poprzedzających wizytę. Tak jak w październiku ubiegłego roku we wszystkich naszych domach, środkach lokomocji, biurach i zakładach dało się słyszeć dwa łacińskie wyrazy, nagle dla wszystkich zrozumiałe - habemus papam, tak obecnie wszędzie słyszało się pytanie: dokąd wybieracie się zobaczyć papieża?

Już od wczesnych godzin rannych 2 czerwca ulice Warszawy na trasach przejazdu Ojca św. zapełniły się ludźmi. Przejeżdżając prasowymi autokarami na lotnisko, na dwie godziny przed przylotem samolotu, zauważyłem, że tłumy wiernych oblegały gęsto wszelkie skrzyżowania, ronda, zakręty ulic, te miejsca, gdzie spodziewano się. dłużej widzieć Ojca św. Niewielką trybunę na wojskowym lotnisku Okęcie wypełnili niemal w całości dziennikarze, fotoreporterzy, sprawozdawcy radiowi i telewizyjni. Kilkanaście minut przed dziesiątą miejsca na płycie lotniska zajęli przedstawiciele Episkopatu Polski, korpus dyplomatyczny, posłowie katoliccy, władze KUL, ATK oraz delegacje ludzi pracy, dzieci z kwiatami. Później wmaszerowała przy dźwiękach orkiestry kompania honorowa.

Oczekiwanie w Warszawie podobne do tego, jakie przeżywa się na Placu św. Piotra w Rzymie przed papieską audiencją generalną lub na Anioł Pański. Siostra zakonna stojąca. Głowy skierowano ku górze, gdzie z głośnym szumem przeleciał odrzutowiec pozostawiając na błękitnym, niemal włoskim niebie, spienioną białą smugę. Z budynku lotniczego wyszli Prymas Polski kard. Wyszyński, Henryk Jabłoński — Przewodniczący Rady Państwa oraz kilku innych przedstawicieli władz PRL i Kościoła. Kilka minut później z szumem silników wtoczył się majestatycznie lśniący bielą samolot ALITALIA. Dość długo trwała manipulacja z odpowiednim podjazdem trapu do drzwi samolotu. Kiedy Prymas Polski wstępował po schodach, żeby powitać Ojca św. wewnątrz samolotu, rozległy się pierwsze oklaski. Po chwili pojawiła się. znajoma sylwetka z wyciągniętymi serdecznie w górę rękami. Papież, uradowany pozdrowił wszystkich. Wojsko sprezentowało broń. Po zejściu z pokładu samolotu papież klęknął i ucałował ziemię. Uczynił podobnie w Meksyku, teraz gest ten posiadał jeszcze dodatkowo głębszą wymowę: Ojciec św. całuje ziemią ojczystą. Dla Polaków gest ten znaczył bardzo wiele: jedność papieża z narodem, z którego pochodzi i do którego należy.

Po powitaniu odegrano hymny państwowe - watykański i polski. Ojciec św. słuchał własnego hymnu głęboko zamyślony, jakby nieco zdziwiony zaistniałą sytuacją, której nikt nie mógł przewidzieć. Może myślał jeszcze raz o tym, jak Pan Bóg potrafi sprawiać niespodzianki.

Osobiste powitanie członków korpusu dyplomatycznego, biskupów oraz innych osobistości trwało bardzo długo. Papież otoczony chmarą reporterów niemal przedzierał się wśród lasu kamer i wścibskich obiektywów, niezwykle serdecznie witał się s biskupami ordynariuszami, jakby chciał dobitnie podkreślić, że jako papież nie przestaje być ich bratem, więcej – stał się ich ojcem. Po przemówieniach powitalnych wygłoszonych przez przewodniczącego Rady Państwa Henryka Jabłońskiego, kardynała Wyszyńskiego i Ojca św., Jan Paweł wsiadł do przygotowanego samochodu i ruszył ulicami Warszawy do katedry św. Jana. Punktualnie o godz. 12 Ojciec św. wraz towarzyszącymi mu dostojnikami kościelnymi przybył do bazyliki archikatedralnej, aby spotkać się z duchowieństwem diecezjalnym i zakonnym, do którego wygłosił przemówienie. Po modlitwie w kaplicy Cudownego Pana Jezusa Ukrzyżowanego, Ojciec św. przeszedł do prezbiterium i udzielił zgromadzonym apostolskiego błogosławieństwa. Po czym Jan Paweł II udał się do sąsiadującego z bazyliką kościoła Matki Bożej Łaskawej, patronki Warszawy, gdzie rozmawiał z siostrami zakonnymi z terenu metropolii warszawskiej. O godz. 14 Ojciec św. spotkał się w Belwederze z Edwardem Gierkiem, co bezpośrednio transmitowała telewizja polska.

Centralnym wydarzeniem dnia była Msza św. na Placu Zwycięstwa o godz. 16. Na początku Ojciec św. złożył hołd poległym za Ojczyznę: u Grobu Nieznanego Żołnierza odmówił modlitwę, a następnie ucałował płytę grobu. Po przebraniu się w szaty pontyfikalne papież przeszedł wzdłuż szpaleru wiernych zgromadzonych tutaj w ogromnej liczbie. Idąc, Ojciec św. błogosławił zebranych, trzymając w lewej ręce pastorał z krzyżem - znany już całemu światu z licznych uroczystości.
Ołtarz z centralnie ustawionym krzyżem, przez którego ramiona przewieszono czerwoną stulę, symbolizował Chrystusa Zmartwychwstałego. Z przodu ołtarza wypisano imiona polskich świętych i błogosławionych. Niezwykłe wydarzenie, jakim była ta Msza św. pozostanie z pewnością na długo w pamięci jej uczestników i telewidzów. Ojciec św. długo przemawiał o wartościach religijnych, wartościach wiary i krzyża, które przenikają wszystkie dziedziny życia ludzkiego. W momentach entuzjazmu zgromadzonych ludzi nie milknących oklasków czy śpiewów religijnych, papież zamykał oczy, jakby czując się winny, że ta Przenajświętsza Ofiara sprawuje się tak głośno, opierał głowę na pastorale trzymanym oburącz, zamyślał się głęboko, albo rozkładał ręce patrząc na wiwatujących, uśmiechając się, głęboko wzruszony i przejęty doniosłością chwili. To był – można powiedzieć – dialog słów papieża i żywiołowa odpowiedź wierzących, dialog niezwykłego porozumienia, które dokonuje się przez Ducha św. Jeszcze nigdy tylu Polaków nie stało tak blisko tronu papieskiego, jeszcze nigdy papież nie był tak głęboko obecny z nami, w naszych sercach i umysłach, w naszej modlitwie i pamięci. Myślę, że ta Łaska uczestniczenia w eucharystycznej ofierze razem z papieżem, tu na polskiej ziemi, to coś niezasłużonego, coś danego nam zupełnie darmo. To prawda, że jest nas tylu katolików, ale jednocześnie tylu szukających drogi. Stąd łaska i zadanie, aby słowami papieskimi przejąć się do głębi, nie tylko wzruszać, ale wprowadzać je w życie.

Następnego dnia, tj. w niedzielę Zesłania Ducha św. Ojciec św. spotkał się o godz. 7 z młodzieżą przed kościołem św. Anny. To były również niezapomniane chwile. Tłumy uczestników nie mogły zresztą przedostać się bliżej z powodu braku miejsc. Jedynie ci, którzy przyszli w przeddzień wieczorem i w nocy, dzielili bezpośrednio radość z papieżem. W kilka godzin później Ojciec św. wśród wiwatów i śpiewów niezliczonych tłumów wiernych opuścił Warszawę, udając się w dalszą pielgrzymkę do Gniezna. Wsiadając do srebrzysto-błękitnego helikoptera na Placu Zwycięstwa dziękował za zgotowane mu serdeczne przyjęcie.
Gość Niedzielny nr 23 10 VI 1979 r.