publikacja 09.04.2005 09:25
W czasie przygotowań do Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa w 1997 roku Ojciec Święty przybył z VI pielgrzymką apostolską do Ojczyzny.
Podczas jedenastodniowego pobytu w rodzinnym kraju (od 31 maja do 10 czerwca) odwiedził dwanaście miejscowości, ale - jak sam przyznał w przemówieniu powitalnym na wrocławskim lotnisku - główne etapy wyznaczały trzy z nich: Wrocław, gdzie zamknął 46. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny, Gniezno, gdzie przewodniczył obchodom 1000. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Wojciecha i Kraków, gdzie uczestniczył w jubileuszu 600-lecia Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ważnymi wydarzeniami były również beatyfikacje sióstr Bernardyny Jabłońskiej i Marii Karłowskiej w Zakopanem oraz kanonizacje bł. Królowej Jadwigi w Krakowie i bł. Jana z Dukli w Krośnie. I tym razem na trasie papieskiej wędrówki po ojczyźnie znalazły się sanktuaria, gdzie króluje Matka Syna Bożego, której Ojciec Święty nieustannie powtarza: "Totus Tuus" - Ludźmierz i Częstochowa. Tłumy Polaków przybyły także na spotkania z Janem Pawłem II w Legnicy, Gorzowie Wielkopolskim, Poznaniu, Kaliszu i Dukli.
Światło w tunelu
Ojciec Święty przyjechał do rodaków zagubionych wśród dokonujących się w Polsce przemian społeczno-polityczno-gospodarczych. Wielu nie umiało znaleźć swego miejsca w zmieniającej się rzeczywistości, chociaż prezydent Kwaśniewski w powitalnym przemówieniu przekonywał, że jest inaczej: "Wita dziś Papieża Polaka Polska (...) której gospodarka daje pracę i zadowolenie coraz większej liczbie ludzi, dobre perspektywy polskim rodzinom". Wszyscy potrzebowali wskazówek, jak korzystać z odzyskanej wolności, na jakim fundamencie ją oprzeć, by nie stała się zagrożeniem. Przełom społeczno-polityczny, jaki dokonał się w Polsce osiem lat wcześniej, ukazał moc wiary, która dawała Polakom siłę do walki o wolność i prawa, a jednocześnie obnażył jej słabość.
Wielu z tych, którzy w okresie komunizmu chętnie korzystali z pomocy Kościoła, po przemianach w 1989 r. odwróciło się od niego, a nawet zwróciło przeciw niemu. Rodakom, błądzącym po ciemku, szukającym drogowskazów Jan Paweł II powiedział: bądźcie wierni korzeniom, bądźcie wierni chrześcijańskiemu dziedzictwu, bądźcie wierni Chrystusowi, który jest wczoraj, dzisiaj i na wieki. "Na szlaku tej apostolskiej pielgrzymki pragnę wspólnie z wami wyznać wiarę w Tego, który jest ośrodkiem wszechświata i historii, a w szczególności ośrodkiem dziejów tego narodu, ochrzczonego od przeszło tysiąca lat. Trzeba, abyśmy to wyznanie wiary ponownie razem z całym Kościołem złożyli" - mówił po wylądowaniu na wrocławskim lotnisku.
Przemawiając do rodzin i członków ruchów obrony życia w Kaliszu, przypomniał o godności i wartości każdego ludzkiego życia, szczególnie poczętego, przytaczając słowa wypowiedziane rok wcześniej: "Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości". Nie kryjąc emocji dodał: "Wierzcie, że nie było mi łatwo (...) powiedzieć to z myślą o moim narodzie, bo ja pragnę dla niego przyszłości, wspaniałej przyszłości. Potrzebna jest więc powszechna mobilizacja sumień i wspólny wysiłek etyczny, aby wprowadzić w czyn wielką strategię obrony życia".
W Częstochowie zawierzył Maryi wszystkie ludy świata i całą Polskę, a w Ludźmierzu błagał, "by pomagała nam podejmować Boże plany i wypraszała u Syna łaskę potrzebną do wiernego ich wypełniania", stojąc na kilkudziesięciometrowej długości dywanie utkanym z kolorowej włóczki i "zdrowasiek" ofiarowanych w intencji Papieża przez czytelników "Małego Gościa Niedzielnego".
Szlakiem wspomnień
Była to też podróż trochę sentymentalna. Ojciec Święty sporo czasu spędził w miejscach bliskich jego sercu: Krakowie, gdzie w krypcie Leonarda na Wawelu, w której ponad 50 lat wcześniej przyjął święcenia kapłańskie, odprawił Mszę św. z udziałem niewielkiego grona przyjaciół, modlił się przy grobie rodziców i brata, a także w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, które często odwiedzał w czasie okupacji oraz w Tatrach, które podziwiał z helikoptera i Kasprowego Wierchu. Jak za dawnych lat patrzył na Morskie Oko i pokryte śniegiem górskie szczyty wokół jeziora, wstąpił do schroniska, rozmawiał z turystami, modlił się w kaplicy Urszulanek na Jaszczurówce i zajrzał do pustelni Brata Alberta na Kalatówkach.
Wzruszające było spotkanie z góralami pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Do dziś pamiętamy, jak burmistrz Zakopanego, klęcząc przed Papieżem, w imieniu górali i wszystkich Polaków, podziękował Ojcu Świętemu za to, że "nas wydostał z czerwonej niewoli, a teraz [uczy], jak dom ojczysty, polski, wysprzątać z tego, co hańbi, rujnuje, zniewala, gubi". Przeprosił za "zwątpienie, niedochowanie wierności, nieodpowiedzialne korzystanie z daru wolności". Przyrzekł "jak ten krzyż na Giewoncie mocno trwać w wierze i tradycji chlubnej przodków naszych, a ślubów jasnogórskich narodu polskiego dochować".
Szósta pielgrzymka do Ojczyzny to 11 wyczerpujących dni dla Papieża, a dla jego rodaków jedenaście dni wielkiego święta. Na każde spotkanie przybywały setki tysięcy osób. Wielu Polaków uczestniczyło w kilku spotkaniach z Papieżem, niektórzy jeździli za nim nawet od miasta do miasta.
Słuchając Jana Pawła II, czuliśmy, że mówi do nas zatroskany ojciec i najbardziej życzliwy nam człowiek na świecie. Sprawdzianem tego, jak zrozumieliśmy nauczanie Papieża i na ile je przyjęliśmy, była postawa w czasie powodzi, która niedługo po pielgrzymce nawiedziła południową i zachodnią Polskę (te właśnie tereny odwiedził Ojciec Święty).
Plonem papieskiego siewu w sercach Polaków była solidarność i pomoc, jaką wszyscy okazywaliśmy poszkodowanym.